Z Bułgarskiej #7: Lech Poznań notuje komplet zwycięstw z beniaminkami na Bułgarskiej


Lech Poznań po raz kolejny radzi sobie z beniaminkiem. Tym razem ofiarą okazał się Ruch Chorzów

4 listopada 2023 Z Bułgarskiej #7: Lech Poznań notuje komplet zwycięstw z beniaminkami na Bułgarskiej

Lech Poznań pokonał na własnym stadionie Ruch Chorzów. „Niebiescy” to kolejna ofiara „Kolejorza”, który ma na rozkładzie już wszystkich beniaminków i pozycje wicelidera. Po nie najlepszych spotkaniach, w których Lech niepotrzebnie tracił punkty, uspokoił trochę kibiców. Rywale nie byli z najwyższego poziomu i kilka rzeczy wciąż pozostawia wiele do życzenia, ale przed meczem z Legią w Poznaniu nastroje są optymistyczne.


Udostępnij na Udostępnij na

Lech Poznań w spotkaniu z Ruchem nie walczył tylko o 3 punkty, ale też o poprawę nastrojów wśród kibiców. Przede wszystkim piłkarze Johna van den Broma pokazali, że mogą zagrać całe spotkanie na równie dobry poziomie, co ostatnio średnio się udawało. Przed meczem z Legią wszystko jest tak jak należy, a i sytuacja w tabeli po zwycięstwie 2:0 nad Ruchem się poprawiła.

Było dobrze, ale mogło być lepiej

Kłopoty z defensywą Lech ma nie od dziś ani nie od wczoraj. To już jest długofalowy problem. Problem, a nie jakiś chwilowy spadek formy. Kilka liczb i statystyk, które to potwierdzają. W ostatnich 19 spotkaniach tylko trzy czyste konta. W tym jedno z Zawiszą – zespołem z 3. ligi. To raczej nie jest powód do wielkiej dumy. Od ostatniego czystego konta przy Bułgarskiej minął już ponad miesiąc. 17 września podczas Derbów Poznania udało się zachować jedyne czyste konto Bartoszowi Mrozkowi. A i w tym meczu Warta powinna strzelić bramkę.

Z Ruchem udało się zachować czyste konta. Drugie Bartosza Mrozka w barwach Lecha. Jednak każdy z beniaminków przyjeżdżających do Poznania grał sobie, jak gdyby nigdy nic, stwarzając groźne sytuacje. Naprawdę groźne, bo w pierwszej połowie Ruch Chorzów mógł ugryźć „Kolejorza”. Wychodził z kontrami, wykorzystywał błędy i oczywiście był groźny po dośrodkowaniach, z którymi Lech ma ogromny problem. Mogło się to źle skończyć. Nie tak powinien chyba wyglądać mecz trzeciej drużyny z przedostatnią. Niekoniecznie pierwsza połowa musiała skończyć się zwycięstwem „Dumy Wielkopolski”. Taka łyżka dziegciu w beczce miodu. To czyste konto nic nie zmienia, choć pewnie Bartosz Mrozek w końcu poczuje się trochę lepiej.

W zasadzie nigdy kibic Lecha nie może usiąść spokojnie i delektować się meczem. Liczba totalnie niepotrzebnych błędów w defensywie jest porażająca. Zawsze jest szansa, że Elias Andersson dostanie „wylewu” niczym z gry FIFA. Nie wypada tak grać drużynie, która zeszłoroczny sukces osiągnęła w dużej mierze dzięki szczelnej defensywie. Zdecydowanie na za dużo pozwala Lech drużynom, które nie powinny mieć nic do powiedzenia, zwłaszcza przy Bułgarskiej. A Ruch Chorzów za wielu argumentów nie miał. Nie jest to drużyna, która sama mogłaby stworzyć coś ciekawego pod bramką Mrozka. To nie jest problem, który należy zamiatać pod dywan. W końcu się to zemści. Już się zemściło w paru spotkaniach, gdzie zespół Johna van den Broma pogubił punkty. Na szczęście z Ruchem oraz pozostałymi beniaminkiem udało się tego uniknąć.

Lech Poznań uspokoił mecz

Już przed meczem nie było tajemnicą, pod czyje dyktando będzie toczył się ten mecz. John van den Brom i Jarosław Skrobacz świetnie sobie zdawali sprawę z różnicy klas pomiędzy Lechem i Ruchem. Jedni chcą walczyć o dublet, drugich czeka heroiczna walka o utrzymanie. Ruch Chorzów przyjeżdżając do Poznania był świadom, że każdy punkt będzie czymś ponad stan. W końcu to drużyna, która wygrała w tym sezonie zaledwie jedno spotkanie, a mamy już 14. kolejkę. Zatem przysłowiowo Lech Poznań powinien zmieść rywala z planszy i na spokojnie przygotować się do arcyważnego i prestiżowego spotkania z Legią.

PKO Ekstraklasa już nie raz pokazywała, że takie na pozór jednostronne spotkania potrafią być ciekawe. W Poznaniu w pierwszych minutach walenie głową w mur. Ruch Chorzów wiedział, że tylko twardą defensywą i zamknięciem się czasami nawet polu karnym może coś ugrać. Sytuację dla Lecha były kwestią czasu, ale jak dobrze wiemy i znamy z przeszłości, nie zawsze „Kolejorz” radzi sobie z rolą drużyny napierającej. Stworzyć zawsze się coś uda, ale wykorzystanie tego to druga sprawa, a czas mijał przecież na korzyść Ruchu. Na szczęście z pomocą przyszedł kapitan i lider zespołu, czyli Mikael Ishak, który napoczął Ruch. Ten po tej bramce zaczął się sypać. Zespół Johna van den Broma przejął kontrolę i już nie odpuścił do samego końca. To akurat ważne i niezbyt oczywiste, jak patrzymy na ostatnie mecze Lecha.

Rozpoczęła się ofensywa, której Ruch nie mógł się przeciwstawić. Nie był w stanie. Nie bez przyczyny ma jedną z najgorszych defensywy ligi. Piłkarze Lecha poczuli luz. Swoje show robił Kristoffer Velde, który uniknął kartki wykluczającej go ze spotkania z Legią. I co najważniejsze zdobył drugą bramkę. Kilka akcji pokazał Adriel Ba Lou, który nie ściąga nogi z gazu, także Nika Kvekveskiri pokazał, że potrafi obsłużyć kolegów. Noga ustawiona jest tak, jak powinna, bo przecież po pięknym uderzeniu z rzutu wolnego trafił w poprzeczkę, ale to przecież nie pierwszy raz, gdy Gruzin czaruje.

Lech Poznań pokonuje kolejnego beniaminka

Jeśli Lech Poznań marzy o mistrzostwie, to takie mecze z beniaminkami musi po prostu wygrywać. W takich spotkaniach nie można tracić punktów. Wygrana z ostatnimi drużynami z tabeli nie jest wielką sztuką, ale być może to te punkty okażą się kluczowe na koniec sezonu. Lech Poznań miał robotę do zrobienia i się z niej wywiązał. Mogło być zawsze lepiej, bo choćby sytuację „na dobicie” Ruchu miał Mikael Ishak w ostatniej minucie. Co jednak najważniejsze „Kolejorz” pokazuje, że może zagrać całe spotkanie na równie dobrym poziomie.

Także mentalnie zyskali poszczególni piłkarze. Wtorkowy mecz w Bydgoszczy dodał trochę pewności siebie choćby Filipowi Wilakowi, który po wejściu na boisku śmiało sobie poczynał. Oprócz tego ligowy debiut zaliczył Ali Gholizadeh. To był dobry tydzień Lecha, który pozwolił się trochę „opakować” i zaliczyć dwa czyste konta. To chyba rzecz najważniejsza. Schody jednak dopiero się zaczną. Prawdziwa weryfikacja dla Bartosza Mrozka i kolegów za tydzień w Warszawie. Tam mogą spodziewać się więcej strzałów niż tylko jednego.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze