Przez wiele dni jako faworyta Superpucharu Polski typowano raczej Lecha Poznań. W Legii tydzień w tydzień kryzys. Tu brak transferów, tam brak perspektyw, bojkot Żylety. Z każdym dniem pojawiało się coraz więcej problemów. Analogicznie w „Kolejorzu” każda doba przynosiła nowego piłkarza z urazem. Aż wreszcie ogłoszono wyjściowe składy… Co tu dużo mówić, z Joelem Pereirą i Bryanem Fiabemą na skrzydłach świata nie zwojujesz.
Prestiż Superpucharu Polski jest relatywnie niski. To spotkanie, które często traktuje się jako element okresu przygotowawczego. Optyka powinna zmienić się w momencie, gdy na twój stadion przyjeżdża największy rywal, a kibice wykupują na mecz wszystkie bilety. Lech Poznań ewidentnie myślami był jeszcze we Wronkach, a Legia Warszawa po prostu dojechała na miejsce. To wystarczyło.
Gdyby Lech rozegrał cały mecz jak przez ostatnie 10 minut pierwszej i drugiej połowy, to nawet byłby znośny. Porażkę dałoby się wybaczyć. A tymczasem jest jednak duże pole do naprawy.
Lech Poznań z problemami kadrowymi, Joel Pereira wychodzi na skrzydle
Zacznijmy od prawej strony. Z tyłu Robert Gumny, na skrzydle – Joel Pereira. Portugalczyk jest naturalnie prawym obrońcą, jednak bardzo lubi grać wysoko. Na papierze ten ruch się bronił. W praktyce Pereira kompletnie gubił się, grając blisko pola karnego rywala. O ile Robert Gumny zaliczył nie najgorszy występ, wygrał 5/5 pojedynków, dwukrotnie wybijał piłkę, dobrze wyprowadzał futbolówkę, o tyle jego wyżej ustawiony partner kompletnie nie wiedział, co się dzieje. Mimo że próbował dyrygować ustawieniem po swojej stronie, to sam nieco się gubił. Tracił piłkę, akcja wytracała pęd, gdy Joel do niej dochodził. Brakowało specjalności zakładu, czyli groźnych wrzutek na pole karne. Na tle Patryka Kuna wyglądał naprawdę skrajnie nieporadnie.
Bryan Fiabema to nie piłkarz na Lecha
Bryan Fiabema. Jego obecność w składzie wciąż jest bardzo enigmatyczna. W tym temacie na pomeczowej konferencji prasowej do tablicy przywołano trenera Nielsa Frederiksena.
– Fiabema dobrze pracuje podczas treningów i zdobywa bramki. Możesz w to nie wierzyć, ale tak jest. Pracuje dobrze bez piłki w pressingu i ma dużo jakości. Był dzisiaj bliski strzelenia gola i potrzebował do tego trochę więcej szczęścia. To ciężko pracujący gracz z piłką i bez piłki. Nie widziałeś naturalnie naszych sesji treningowych, co jest zrozumiałe, ale wybierając skład, bazuję na tym, co widzę na sesjach treningowych – tłumaczył duński szkoleniowiec.
Trudno uwierzyć w jakościowego Fiabemę. Niełatwo wyobrazić sobie jego skuteczny pressing. Fani „Dumy Wielkopolski” od roku są katowani jego grą. Fiabema to straty, fatalne ustawienie w defensywie, niewpasowywanie się w dynamikę, którą prezentuje zespół. Norwega przerastają proste schematy, brakuje mu odwagi, przegrywa pojedynki, wszelkie piłki odbijają się od niego wprost pod nogi rywali albo za linie na aut. Przeciwko Legii Warszawa nie było inaczej. Jeżeli mielibyśmy desperacko doszukiwać się plusów w jego grze, to może ustawienie w ofensywnych stałych fragmentów gry. Parokrotnie piłka nadziewała się na jego głowę; gdyby nadał jej większą moc, byłaby w stanie pokonać Kacpra Tobiasza.
W końcu coś się dzieje na konferencji. Dawid @dobrasz vs Niels vs SFG w defensywie i Fiabema ;)
Całość w komentarzu z linkiem do transmisji w Lech TV. pic.twitter.com/qvNqLQnWyQ
— Hubert Michnowicz (@Hubert__Michno) July 14, 2025
Po co trzymać Bryana Fiabemę w składzie? Nie wiem, może ktoś nim kiedyś strzeli gola – tak jak Antonio Milić Mario Gonzalezem przeciwko GKS-owi Katowice w minionym sezonie czy Jasper Karlstrom Arturem Sobiechem w ćwierćfinale Ligi Konferencji z Fiorentiną. To dla mnie jedyne wyjaśnienie zagadki jego obecności w ekipie mistrza Polski. Trudno o piłkarza o tak negatywnym wpływie na grę i to w jakimkolwiek ekstraklasowym klubie.
Defensywa Lecha Poznań, czyli organizacyjny koszmar
Teoretycznie przed meczem w wyjściowym składzie najlepiej prezentowała się defensywa, ale defensywne stałe fragmenty gry, postawa obrony przy wrzutkach, jak wyglądały źle w kampanii 2024/2025, tak kuleją także teraz. Paweł Wszołek strzelił gola głową bez większego wysiłku i oporu. A jednak gdy wrzutka idzie w pole karne – trzeba kryć. Fakt, Patryk Kun wyczarował świetne zagranie. Dało się jednak zapobiec takiemu finałowi tej akcji, jaki zaobserwowaliśmy przy Bułgarskiej.
Drugi gol Legii to także wysokie, dalekie zagranie z dalszej części boiska. Tym razem architektem został Juergen Elitim. Ilia Szkurin po prostu dobiegł do idealnie wymierzonej w jego kierunku piłki. Znowu zabrakło krycia i wyobraźni. Przyjezdni znaleźli sposób na wprowadzenie dezorientacji w defensywie rywala i skutecznie straszyli nim gospodarzy. Jedno podanie i zwykła, pozornie niegroźna akcja nabierała śmiertelnie niebezpiecznego charakteru.
Raczej spokojny mecz Legii Warszawa
Lech Poznań po raz kolejny miał okazję udowodnić, że jest w stanie wrócić do gry, gdy to przeciwnik otwiera wynik spotkania. Nie był tego aż tak daleki. Końcówka pierwszej połowy należała do „Kolejorza”, pojawiła się wreszcie wysoka, ofensywna gra, Legia została postawiona pod ścianą. Bliski gola pod koniec pierwszej części był Mikael Ishak, ale trafił w poprzeczkę.
To były jednak chwilowe zrywy, bo później raczej Legia Warszawa odzyskiwała kontrolę nad grą. Goście ze stolicy byli dużo pewniejsi i skuteczniejsi w pressingu. Dużo lepszą, dojrzalszą postawę prezentowali w fazach przejściowych. Kontry Lecha Poznań traciły na jakimkolwiek zagrożeniu zazwyczaj, gdy piłka lądowała na skrzydle. W środku pola zaś legioniści mieli pełną kontrolę i nie dawali przestrzeni do rozpędzenia się Afonso Sousie. Bezbarwny występ zaliczyli także Antoni Kozubal i Filip Jagiełło. To wystarczyło, bo gdy trzeba było zagrać szerzej, brakowało jakości i pomysłu ze strony wcześniej już przywoływanych Pereiry i Fiabemy. Legia dobrze przygotowała się na mecz, Lech przez ogrom czasu mierzył się z rażącą nieudolnością.
Z Leo Bengtssona będzie pociecha
I ogólnie rzecz biorąc był to przyzwoity debiut Leo Bengtssona. Zagrać lepiej niż Fiabema to żaden wyczyn, ale widać, że Szwed umie grać w piłkę i mam nadzieję, że będzie gwarantem jakości na skrzydle. pic.twitter.com/1Nbaup6mum
— Szwedzka Piłka 🇸🇪 (@SzwedzkaP) July 14, 2025
Gdy na plac gry wprowadzono Filipa Szymczaka i Leo Bengtssona, coś drgnęło – głównie za sprawą Szweda, który przyczynił się do dużego skoku jakościowego na lewej stronie. Nie bał się wchodzić w pojedynki, dryblować, realnie pchać grę Lecha do przodu. Szymczak dopisał do tego gola, który jednak wlał trochę nadziei w grę „Kolejorza”. Wprawdzie w końcówce Legia w miarę mądrze zarządzała czasem, bez skrupułów grała antyfutbol, nie pozwalała Lechowi na nadmierne zbliżenie do bramki Tobiasza, ale jednak znowuż zaangażowanie wzrosło i wizja comebacku mimo wszystko nie była aż tak odległa.
Faktem jest, że Legia Warszawa przyjechała z głodem zwycięstwa. Spotkanie z Aktobe wyglądało naprawdę źle, w szczególności ta druga połowa. „Wojskowi” znaleźli się tuż przed falą kulminacyjną wszystkich problemów, które dopadły ten zespół. Medialnie Legia regularnie się pogrążała. Do tego na początku minionego tygodnia kibice ze stolicy ogłosili bojkot domowych spotkań. Wygrać trofeum z Lechem Poznań przy Bułgarskiej w obecności 40 tysięcy kibiców to najlepszy sposób na efektowne PR-owe podniesienie się po bardzo trudnych chwilach. Legia pokazała, że jest mocna, ma trenera z pomysłem i kadrę, która w nadchodzącym sezonie jednak może coś osiągnąć.
Dwa błędne założenia Lecha Poznań
Z kolei piłkarze „Kolejorza” zapomnieli, że Superpuchar Polski może i nie jest najważniejszym trofeum dla kibiców, ale:
- Zagranie ze swoim największym rywalem przy Bułgarskiej przy komplecie kibiców jak podczas gierki treningowej w Centrum Rozwojowo-Badawczym we Wronkach, de facto oddanie Legii tego trofeum jest jednak uderzeniem w kibiców, którzy – jestem skłonny w to uwierzyć – ekscytowali się na powrót do futbolu po sezonie ogórkowym.
- Po porażce Legia zrównała się z Lechem liczbą zdobytych superpucharów. W Polsce może i mało kogo to obchodzi, ale jednak to jeden z niewielu historycznych rankingów, które otwiera Lech – warto tego bronić i nie oddawać za półdarmo.