Lech Poznań przegrywa na własnym terenie 1:5 z KRC Genk. Gdyby nie litość Belgów, interwencje Bartosza Mrozka, zapewne byłoby znacznie gorzej. W szeregach „Kolejorza” nic nie działało tak jak powinno. Walka jak równy z równym? Może do straty pierwszego gola. Im dalej w las, podopieczni Nielsa Frederiksena wyglądali coraz gorzej. Zmiany Duńczyka? Co jedna, to gorsza. Można bronić się plagą kontuzji, ale trzeba uczciwie przyznać, że te nie biorą się znikąd. Tragiczne błędy indywidualne, frywolna defensywa, mentalne rozbicie i opieszała, pozbawiona pomysłu gra – za to dzisiaj zapłacili kibice zgromadzeni na Enea Stadionie w Poznaniu.
Pierwsze minuty meczu generują oczekiwania. Lech wszedł w mecz bardzo odważnie. Spotkanie otworzyła sytuacja Luisa Palmy, który dośrodkował na Mikaela Ishaka. Piłka minimalnie ominęła Szweda, lecz z perspektywy trybun czy odbiorników ta akcja wyglądała naprawdę imponująco. KRC Genk próbowało odnaleźć słabsze punkty „Kolejorza”. Te ujawniły się naprawdę bardzo szybko.
Lech Poznań – KRC Genk. Złudne pierwsze wrażenie
Już w 10 minucie wynik otworzył doświadczony Lukas Hrossovsky. Ten gol tak naprawdę pokazał Belgom jak grać z Lechem. Większość groźnych akcji rozgrywała się po ich lewej stronie, bo tam gospodarze wyglądali najgorzej. Alex Douglas miał ogromny problem z powrotami na pozycje. Oczywiście, niełatwo zastępować Joela Pereira, czyli ofensywnie usposobionego obrońcę, którego jakość i doświadczenie są na tyle wysokie, że pozwalają mu być ważnym punktem zarówno w kreowaniu sytuacji jak i defensywie. Douglas nie radził sobie ani z jednym, ani z drugim. Genk poczuło wiatr. Lech ładnie przedstawił się swoim rywalom, jednak z każdą akcją udowadniał jak bardzo złudne może być pierwsze wrażenie. Goście nabierali pewności siebie, lekkości, którą zawstydzali defensorów Lecha.
Promyczkiem nadziei było wyrównanie. Akcja troszkę z niczego, uformowana po serii błędów i chaotyczności w defensywie. Bardziej pachniało drugim golem Genk niż wyrównaniem Lecha. Mikael Ishak poprowadził bardzo dobrą kontrę, ofensywni gracze Lecha byli szybsi niż wracający defensorzy Genk, Szwed zagrał do wbiegającego z prawej strony Filipa Jagiełły, a ofensywny pomocnik w pewny sposób umieścił piłkę w siatce.
Uparty Frederiksen
Po pierwszych dwudziestu minutach spotkania obie drużyny miały przed sobą obraz swojej gry. Rozpoznanie zostało wykonane. Lech także mógł na nim skorzystać! Niels Frederiksen przyzwyczaił nas do określonego stylu gry, jednak trzeba pamiętać, że w sytuacjach kryzysowych pewne modyfikacje są wręcz wskazane. Nie można aż tak przesuwać linie defensywy do przodu wiedząc, że brakuje jej szybkości, by wrócić odpowiednio wcześnie na pozycje w przypadku straty piłki – a tych strat, nie oszukujmy się, było naprawdę bardzo dużo. Nie można upierać się przy kreowaniu ataku pozycyjnego, za wszelką cenę próbować dominacji w meczu nie mając do dyspozycji najlepszych piłkarzy i grając przeciwko KRC Genk. Zespołowi, który spośród wszystkich belgijskich ekip gra najchętniej ofensywnie i przy tym bardzo jakościowo, z efektami w postaci goli.
Belgowie w pierwszej połowie ukarali każdy głupi błąd indywidulny. Korona Kielce pod tym względem miała znacznie więcej litości. Znowu, wracamy do punktu wyjścia. Na remis z podopiecznymi Jacka Zielińskiego, który i tak nie jest satysfakcjonującym wynikiem, taki styl wystarczył. Gdy do meczu przystępuje się w roli outsidera, po drugiej stronie ma się zespół młody, ambitny, z agresywną, skuteczną i bezlitosną ofensywą, nie można próbować grać tym, co okazało się zbyt słabe na Koronę. Meczy wyglądał tak, jakby Niels Frederiksen trochę o tym zapomniał. Duńczyk wielokrotnie pokazywał, że jest szkoleniowcem upartym. Czasem jednak trzeba mieć na uwadze, że elastyczność wcale nie ujmuje umiejętnościom.
Za najważniejszą cechę u trenera uważam elastyczność.
Rok temu Frederiksen pokazał, że ją ma stawiając na asymetryczną defensywę z ofensywnym Pereirą.
Ten sezon to w tym aspekcie potężny regres i dzisiaj przy Bułgarskiej widać tego efekt. #LPOKRC
— Maciej Klaczyński (@mklaczynskii) August 21, 2025
Kapitalna interwencja Bartosza Mrozka, kolejny uraz w szeregach Lecha Poznań…
Pierwsza połowa zakończyła się rezultatem 1:4 dla przyjezdnych. Gole strzelali dwukrotnie Patrik Hrosovsky, po jednym razie Bryan Heynen oraz Hyeon-gyu Oh. Niezmiernie boli fakt, że przez to jak mecz się potoczył trochę w zapomnienie pójdzie świetnie obroniony rzut karny przez Bartosza Mrozka. Golkiper wyłapał nawet dobitkę, choć wydawało się, że ta da Belgom podwyższenie prowadzenia. Na fali indywidualnego popisu bramkarza, przypływu dopaminy, można było pójść odważniej do przodu.
Niestety, tak się nie stało. W zamian za to, kolejny błąd w obronie, kolejna akcja KRC Genk. Tragiczna gra Alexa Douglasa i Mateusza Skrzypczaka. Pierwsze 45 minut przyniosły także kolejne zmartwienie – kontuzje Antonio Milicia, którego zmienić musiał Wojciech Mońka, co jeszcze bardziej wpłynęło na obraz gry. Swoją drogą, przed zmienieniem Chorwata, Niels Frederiksen zwlekał ze zmianą. W tym „międzyczasie”, gdy Lech grał w dziesiątkę, Genk strzeliło gola. Tak być nie powinno.
Nie dość, że kontuzja, to jeszcze bramka w czasie gry w osłabieniu. Dzwońcie po egzorcystę. Albo Krzysztofa Rutkowskiego.
— Mateusz Rokuszewski (@mRokuszewski) August 21, 2025
Kolejny mecz, kolejna wpadka Gurgula
W drugiej połowie nie było lepiej. Na boisko wprowadzono Michała Gurgula, który mówiąc delikatnie, wiele lepszy od Douglasa nie był, co przypieczętował bramką samobójczą. Po niej, Genk nieco zwolniło, choć też miało swoje sytuacje. Świetną robotę wykonywał Bartosz Mrozek, jednym z niewielu jasnych punktów był Joao Moutinho. Portugalczyk grał z zaangażowaniem, przerywał akcje rywali, jego wślizgi były imponujące – przepisowe, pozbawiające piłki rywali, tworzące okazje do wykreowania akcji. Żadna z nich nie była na tyle szybka, by zaskoczyć KRC Genk.
Ataki Lecha straciły błysk. Nawet, gdy „Kolejorz” wychodził z kontrą w czwórkę, piłka lądowała gdzieś na aucie bramkowym. Niełatwo gra się przegrywając aż taką różnicą bramkową, widać było, że Lech był mentalnie podłamany. Druga połowa nie bolała aż tak bardzo, ale mam wrażenie, że jedynie przez litość KRC Genk. Belgowie zagrali na mniejszej intensywności, oszczędzali siły na wyzwania ligowe, bo umówmy się, na rewanż wiele energii Genk potrzebować nie będzie.
Bryan Fiabema z kolejną kompromitacją, niejednoznaczna postawa Luisa Palmy
Po raz kolejny na boisko wprowadzono Bryana Fiabemę. Był bliżej strzelenia gola niż kiedykolwiek wcześniej, jednak w dogodnej, dobrym ustawieniu nie zdołał oddać strzału. Jego zagrania były zazwyczaj niecelne. Ciężko odmówić mu zaangażowania, pokazywania się do gry, jednak nie szła za tym ani głowa, ani piłkarska jakość. Norweg jest zbyt słaby na walkę w Europejskich Pucharach, a nawet na tle ekstraklasowych przeciętniaków wygląda dość mizernie.
„Fiabema, Fiabema, Fiabema” – poniosło się z Kotła po kolejnej nieudanej akcji piłkarza Lecha. #LPOKRC pic.twitter.com/QSqWvlXCev
— Jakub Kłyszejko (@jakubklyszejko) August 21, 2025
Po raz kolejny ważnym piłkarzem w ataku Lecha był Luis Palma. Widać, że to zawodnik z wyższej półki, jednak ciężko o jednoznaczną ocenę jego występów. Wielokrotnie rządzi się na boisku, bardzo ekspresyjnie i wybuchowo reaguje na błędy kolegów samemu miewając problem z decyzyjnością. Gra zbyt samolubnie. Według medialnych doniesień, po konfrontacji z Genk przedwcześnie opuścił szatnię Lecha Poznań.
Leo Bengtsson udzielił dość krótkiej wypowiedzi po meczu i nic w tym dziwnego, bo pytań było niewiele.
Z ciekawostek: Luis Palma dość szybko opuścił szatnie Lecha Poznań, bo o 22:45, czyli ok. 20 minut po zakończeniu spotkania. pic.twitter.com/5bDwZe1mcj
— Maksymilian Dyśko (@MaksDysko) August 21, 2025
Bartosz Salamon poza pierwszą jedenastką. Niels Frederiksen nie podaje powodów
Nie układa się także na linii Bartosz Salamon – klub. Dużo mówi o tym zmiana Antonio Milicia. Chorwata wymieniono na młodego Wojciecha Mońkę. Sam Frederiksen na konferencji prasowej zadeklarował, iż powodów odstawienia na bocznicę doświadczonego stopera podać nie może. Zdecydowanie, nie wróży to nic dobrego pozycji w klubie Salamona, a patrząc na poczynania defensywne Mateusza Skrzypczaka, Wojciecha Mońki i Alexa Douglasa, nie wróży to dobrze także samemu Lechowi Poznań.
Na konferencji Radek Laudański zapytał, dlaczego pomimo słabej postawy defensywy na boisku nie pojawił się Salamon.
„Jest wiele powodów które stoją za taką decyzją. To moja decyzja. Nie o wszystkich powodach mogę powiedzieć. Z kolei Wojciech Mońka prezentował się na treningach…
— Maksymilian Dyśko (@MaksDysko) August 21, 2025
Dobra wiadomość: tydzień przerwy od meczów Lecha Poznań
Trudno patrzeć na przyszłość Lecha Poznań optymistycznie. Coraz częściej pojawiają się głosy oburzenia wobec Nielsa Frederiksena, jego kontrowersyjnych decyzji, słabych zmian, tworzenia planów na mecz, a od niedawna relacji z Bartoszem Salamonem. Lecha czeka tydzień przerwy w grze, gdyż przełożył weekendowe spotkanie PKO BP Ekstraklasy z Rakowem Częstochowa. To oznacza, że następne dwa mecze Lecha Poznań to rewanż z KRC Genk, który odbędzie się za tydzień w Belgii, natomiast 31 sierpnia „Kolejorz” podejmie Widzewa Łódź na własnym boisku. Jest trochę czasu, by wyciągnąć wnioski. Może dla odmiany ktoś wyzdrowieje…