Lech Poznań po mękach w Gdyni wciąż w grze o dublet


Lech Poznań pokonał Arkę Gdynia w meczu Pucharu Polski i wciąż może uratować sezon

7 grudnia 2023 Lech Poznań po mękach w Gdyni wciąż w grze o dublet
Paweł Jaskółka / PressFocus

Co najważniejsze, Lech Poznań awansuje do ćwierćfinału Pucharu Polski. „Kolejorz” wykonał swoje zadanie w Gdyni pokonując Arkę 1:0 i można rzec, że trzyma się przy życiu. Nie jest to zwykłe zwycięstwo na liderem Fortuna 1. ligi, ale triumf, który daje możliwość wciąż walczenia o dublet. Było wiele obaw przed tym spotkaniem, ale skończyło się wszystko szczęśliwie dla Johna van den Broma, który dał sobie czas tym awansem.


Udostępnij na Udostępnij na

Być może zwycięstwo nad zespołem pierwszoligowcem to nie jest coś nadzwyczajnego dla takiego klubu jak Lech Poznań, ale tu chodziło o coś więcej. Ewentualna przegrana byłaby katastrofą i czymś nie do wybaczenia. W zasadzie można by zamknąć sezon i się rozejść. Zapewne już bez Holendra na ławce. Mimo że ciężko chwalić „Kolejarza” po tym meczu, to wciąż jest w grze o dublet. Nadal może zakończyć ten sezon sukcesem i z pucharami w gablocie, na które wszyscy liczą.

Przełamanie Marchwińskiego i Velde dający czadu

Mimo że Lech Poznań mierzył się pierwszoligowcem, to w Wielkopolsce był bardzo duży niepokój przed tym spotkaniem. Nikt raczej nie nastawiał się na łatwy mecz. Wszyscy spodziewali się, że będzie ciężko i mogą nastąpić komplikacje. Nie tylko dlatego, że Arka Gdynia jest w rewelacyjnej formie i zajmuje pozycję lidera na zapleczu ekstraklasy, ale również wpływ na to miała obecna niepewna postawa „Kolejorza”.

Kibice w Poznaniu już przyzwyczaili się, że takie mecze potrafią być zgubne. Tym razem mogło być podobnie. Większość pierwszej połowy wskazywało na to, że Arka Gdynia bardzo mocno postawi się Lechowi. Arkowcy wychodzili z kontrami, które wprawiły w osłupienie kibiców Lecha. Wręcz Karol Czubak powinien otworzyć wynik spotkania. To nie tak, że był to lekki, łatwy i przyjemny mecz dla Filipa Bednarka. Podziękować może za to swoim kolegom. Zwłaszcza Antonio Miliciovi, który nie jest sobą ostatnio i popełnia bardzo głupie błędy. W Gdyni też się nie popisał.

Bramka Filipa Marchwińskiego wylała miód na serca poznańskich kibiców. Wszyscy odetchnęli z ulgą, że udało się pokonać Pawła Lenarcika. Trochę uspokoić ten niepewny mecz. Tak bardzo ważny mecz, bo przecież w przypadku przegranej John van den Brom nie miałby po co wracać do Poznania.

Warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy à propos tego trafienia. Przełamanie Filipa Marchwińskiego. Wychowanek Lecha nie miał ani gola, ani asysty od spotkania z ŁKS-em – sześć spotkań. Ostatnie tygodnie były bardzo słabe w jego wykonaniu. Może nie był to wybitny mecz w Gdyni, ale dobrze, że w końcu pojawiły się jakieś liczby z jego strony. Druga sprawa to Kristoffer Velde, który robił różnice, co pokazał w sytuacji bramkowej ogrywając bez problemu defensorów Arki. Oglądanie takiego Norwega to przyjemność.

Lech Poznań awansował, ale nie przekonał do siebie

Za to oglądanie drugiej połowy w wykonaniu Lecha nie było już taką przyjemnością. Przed tym spotkaniem mówiło się, że ten mecz trzeba wygrać przede wszystkim. Nawet w najbrzydszym stylu, przepychając kolanem. Mimo wszystko Arka Gdynia momentami bawiła się z Lechem. „Kolejorz” nie miał kontroli. Pachniało kłopotami. Nie wyglądało to dobrze. Arka Gdynia przycisnęła i grała swoje.

Lech Poznań przegrał środek pola. Nie był to dobry mecz Jespera Karlstroma i Niki Kvekveskiriego. Gruzin przyzwyczaił już do tego, że zdarza mu się rozegrać słaby mecz, ale jednym podaniem może zaczarować. Niemniej za dużo strat było w ich grze. Wydawało się, że sytuację uspokoi trafienie Antonio Milicja, ale ta bramka ostatecznie nie została uznana. I do samego końca była nerwówka. Gdyby Wilczyński w 90. minucie pokonał Bednarka kibice w Poznaniu chyba wyszliby z siebie.

Wracając do Milicia. Owszem dobrze zachował się przy tej nieuznanej bramce, ale to co Chorwat czasami wyprawia pod własną bramką mrozi krew w żyłach. Jakby ktoś podmienił piłkarza z poprzedniego sezonu. Kompletnie jest bez formy. Zresztą jak cała defensywa Lecha. Te ostatnie czyste konta nie oznaczają tego, że w tyłach „Kolejorz” ustabilizował sytuację. Arka Gdynia tego nie wykorzystała. Rozwiązaniem tego palącego się problemu może być powrót Bartosza Salamona. To jest gość, który może to wszystko poukładać i dać to na co liczą kibice.

Potrzebny bardziej niż tlen – Bartosz Salamon game changerem w walce o mistrzostwo

Lech Poznań wciąż w grze o dublet

Atmosfera w Poznaniu przed tym spotkaniem była gorąca. Mówiło się bardzo dużo, że spotkanie z Arką to mecz o wszystko dla Johna van den Broma. To b mecz, którego Lech nie mógł przegrać. Zrobił to co powinien. Awansował, mamy wrażenie, że jak najmniejszym nakładem sił. Nie przemęczając się zbytnio.

Z drugiej strony trzeba pochwalić też za ten mecz Arkę. Zrobili chyba to co mogli. Zagrozili parokrotnie bramce strzeżonej przez Filipa Bednarka. Postawili się udowadniając, że ta seria zwycięstw jest nieprzypadkowa. Mogą schodzić z boiska z podniesioną głową. Trochę więcej pewnie spodziewano się po skrzydłach, a zwłaszcza Olafie Kobackim, czyli wychowanku Lecha. Nie narobił tyle krzywd, co się spodziewano.

„Kolejorz” zatem, mamy wrażenie po takim meczu jak się spodziewano, jako ostatni zespół melduje się w ćwierćfinale Pucharu Polski i wciąż zachowuje szansę na uratowanie tego sezonu. W końcu jeszcze może być pięknie i wspaniale. Teoretycznie jeszcze nic nie jest stracone w kwestii dubletu. Mimo że gra trochę się nie klei.

Piłka wciąż w grze, a Lech nie raz już pokazywał, że ma wysokiej jakości indywidualności, które potrafią zrobić różnicę. W Gdyni różnicę zrobił Kristoffer Velde. Być może wciąż nie jest to najwyższa forma jakiej kibice by się spodziewali, ale najważniejszy z wyjazdu do Gdyni jest awans, który daje trochę tlenu i spokoju w Poznaniu. Przynajmniej do niedzieli.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze