Leandro: Dla mnie najważniejszy jest Radomiak [WYWIAD]


Leandro Rossi podkreśla, że bał się wracać do Polski, ale z perspektywy czasu tego nie żałuje

26 września 2021 Leandro: Dla mnie najważniejszy jest Radomiak [WYWIAD]
Jacek Pietrasik

Leandro Rossi gra w barwach Radomiaka Radom już 10 lat. Dla wielu jest legendą klubu, ale jak sam mówi – najważniejszy jest zespół. W rozmowie z naszym portalem naturalizowany Brazylijczyk opowiada o czasach dzieciństwa, a także o tym, jak zareagowali rodzice na ofertę z Polski. Na końcu dodaje, że potrafi zdobywać też brzydkie gole.


Udostępnij na Udostępnij na

Od dziecka marzyłeś o tym, żeby zostać piłkarzem?

Tak, zawsze o tym marzyłem. Pochodzę z Brazylii, a tam każdy dzieciak gra w piłkę. Zresztą pierwszym prezentem, jaki otrzymałem, była właśnie piłka. Do dziś to pamiętam!

Komu bardziej zależało na piłce nożnej – Tobie czy rodzicom?

Zdecydowanie ojcu. To on namawiał mnie do kontynuowania kariery. Udało się dzięki niemu, a także dzięki Bogu.

Urodziłeś się w Andradinie. Miejscowości, którą pamiętam z rozmowy z Edim, byłym piłkarzem Pogoni. Jak Ty pamiętasz swoje dzieciństwo?

Można powiedzieć, że to właśnie dzięki Ediemu jestem teraz w Polsce. Poznaliśmy się już kilka lat temu. Dzieciństwo miałem takie, że od rana do wieczora graliśmy w piłkę. To było nasze najważniejsze zajęcie.

Byłeś raczej grzecznym chłopcem czy rodzice musieli nakładać na Ciebie jakieś kary?

Byłem grzeczny (śmiech). Mam naprawdę ogromny szacunek do swoich rodziców. To dzięki nim jestem takim człowiekiem, jakim jestem. Oni zawsze byli i zawsze będą dla mnie wszystkim.

Kiedy uwierzyłeś, że piłka nożna to będzie właśnie to, czym chciałbyś się zajmować?

W momencie, w którym ukończyłem 15 lat. To była taka decydująca chwila. Zacząłem trenować, skupiłem się na futbolu. A co najważniejsze, nauczyłem się kochać ten sport!

Nie bałeś się rozłąki z rodziną i wyjazdu do oddalonego klubu?

Mama miała obawy. Wiadomo, jak to jest z mamami. One zawsze inaczej wszystko odczuwają. Martwiła się o mnie, czy sobie poradzę. Czy ja wytrzymam czas bez rodziny.

Oferta wyjazdu do Polski była dla Ciebie szokiem czy raczej myślałeś o tym jak o życiowej szansie?

Myślę, że tak. Tak, jak powiedziałem – mama zawsze miała jakieś obawy. A tata? On mnie przekonywał! Jedź, synu! Spełniaj swoje marzenia, przecież zawsze tego chciałeś.

Ile wiedziałeś na temat naszego kraju? Nie był to dla Ciebie szok wyjeżdżać do Polski, która przecież mocno różni się kulturowo od Brazylii?

W brazylijskich szkołach bardzo dużo uczymy się o Polsce i historii waszego kraju. Ja doskonale pamiętam lekcję, na których rozmawialiśmy o wojnach, o obozach w Auschwitz. Wiedziałem też, kim był papież Jan Paweł II. Dla nas w Brazylii to była też bardzo ważna osoba.

Wracasz jeszcze wspomnieniami do czasów w Gutowie? Swego czasu w Polsce bardzo dużo mówiło się o planach pana Ptaka…

Oczywiście. Był taki czas, że wszystko się układało. Było naprawdę fajnie. Mogę podziękować panu Antoniemu Ptakowi, bo on zawsze dobrze nas traktował. Był trener Wojciech Robaszek, któremu również wiele zawdzięczam. Później nastał chyba najgorszy czas w moim życiu. Tak naprawdę nikt nie wie, co się wówczas działo. Miałem różne myśli w głowie. Nie wiedziałem nawet, czy będę kontynuował karierę…

Uważasz, że tamten czas Cię wzmocnił, a może nawet w czymś pomógł?

Nie poddałem się. Poczułem się skrzywdzony, ale tata zawsze powtarzał: Musisz dawać z siebie maksa, żeby przezwyciężyć najgorszy czas! I to właśnie dzięki niemu potrafiłem się podnieść. Wygrałem!

Chwilę grałeś w Zawiszy Rzgów, a zaraz potem trafiłeś do Radomiaka. To była najważniejsza decyzja w Twoim życiu?

Tak, była Zawisza Rzgów, do której trafiłem dzięki trenerowi Robaszkowi. Następnie odezwał się Radomiak. Dziś jestem naprawdę szczęśliwy. Robię to, co kocham. Oczywiście brakuje mi rodziców, ale dajemy radę.

Jesteś już legendą Radomiaka, a do tego masz polskie obywatelstwo. To dla Ciebie ważne?

Ja jestem w klubie już 10 lat i jest to kawał historii. Mocno zżyłem się z Radomiem i kibicami. Ale prawdziwą legendą Radomiaka jest Zdzisław „Hrabia” Radulski. Nazywany przez zawodników „trenerem dusz”.

Bardzo zły byłeś po zeszłorocznych barażach z Wartą Poznań? Od dawna mówiłeś, że celem jest awans.

Nie spałem chyba z tydzień. Był to dla nas bardzo trudny czas. Chcieliśmy awansować dla kibiców Radomiaka. Nie tak dawno mieliśmy mecz ligowy z Wartą. W szatni powiedzieliśmy sobie, że to okazja do rewanżu. Nie strzeliłem karnego i nadal byłem zły. Ale najważniejsze dla drużyny, że padł dla nas zwycięski gol.

Udało się dopiero teraz, ale jako beniaminek spisujecie się bardzo solidnie. Co dziś jest siłą Waszego zespołu?

Drużyna. Po prostu drużyna! Jesteśmy zgraną ekipą, która dobrze się rozumie.

Były jakieś nerwy przed pierwszym meczem na poziomie ekstraklasy?

Oczywiście, że nie! Przypomniałem sobie czasy, gdy byłem małym chłopcem. Zawsze marzyłem o tym, żeby kiedyś zagrać na pięknych stadionach. I to marzenie się spełniło.

Czekałeś trochę na debiutanckiego gola w ekstraklasie, ale jak już zacząłeś strzelać, to tak, że zęby można zbierać z podłogi.

Oj tak, naczekałem się. A gole, które strzeliłem, będę pamiętał do końca życia. Będę sobie o tym ciągle przypominać. Z drugiej strony gol to gol. Ładny czy brzydki, ale zawsze gol.

Jaki macie cel jako drużyna? Co będzie dla Was sukcesem, a co porażką?

Celem jest utrzymanie się w lidze. Każda wygrana to nasz sukces i zobaczymy, gdzie nas te wygrane poniosą. Wierzę mocno w ten zespół i wiem, że możemy sporo osiągnąć. Porażką byłby spadek, ale o tym w ogóle nie myślimy.

A Ty indywidualnie co chciałbyś osiągnąć?

Nie skupiam się na osiągnięciach indywidualnych. Dla mnie liczy się to, co osiągnie drużyna. To jest najistotniejsze.

Jak wygląda kwestia Twojego kontraktu? Bo to dla kibiców Radomiaka bardzo ważna sprawa.

Kontrakt mam do czerwca 2022 roku. Na razie jestem spokojny. Ale chcę zostać w Radomiaku!

Skarb kibica PKO Ekstraklasy: Radomiak Radom – legendarny powrót

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze