Kto z ŁKS-u, Korony i Arki nie spadnie z ekstraklasy?


W spadkowiczach są piłkarze mogący dalej grać w ekstraklasie

25 lipca 2020 Kto z ŁKS-u, Korony i Arki nie spadnie z ekstraklasy?
Artur Kraszewski/ŁKS Łódź

W sezonie 2020/2021 ekstraklasy Łódź, Kielce i Gdynia nie będą już miały swojego przedstawiciela w najwyższej klasie rozgrywkowej. W pełni zasłużenie ŁKS, Korona i Arka opuścili najlepszą polską ligę, znacznie odstając poziomem od reszty stawki. Nie musi to jednak znaczyć, że wszyscy piłkarze z tych klubów nie nadają się dalej do gry w ekstraklasie. Niektórzy śmiało mogą szukać tam zatrudnienia na kolejny sezon.


Udostępnij na Udostępnij na

Choć trzeba zaznaczyć, że żaden ze spadkowiczów nie ma u siebie kopalni piłkarzy, którzy potencjalnie mogliby dalej grać na poziomie ekstraklasy. Bardziej szukamy zawodników mogących sprawdzić się w klubach, którym bliżej do walki o utrzymanie aniżeli o mistrzostwo. Choć to oczywiście nie oznacza, że ani ŁKS, ani Korona, ani Arka nie mogą wypuścić ze swojej kadry piłkarza radzącego sobie w ekstraklasie lepiej niż przyzwoicie.

Słabiutki beniaminek, ale czy kiepscy zawodnicy?

Powiedzmy sobie jasno – najlepszą indywidualnością ŁKS-u w zeszłym sezonie był niewątpliwie Dani Ramirez. Hiszpan mimo rozegrania tylko jednej rundy przy alei Unii został jego najlepszym strzelcem z sześcioma trafieniami. Ale w jego kontekście oczywiście nie musimy mówić o pozostaniu na poziomie ekstraklasy, bo przez pół roku Ramirez zdążył wyrobić sobie świetną opinię w Poznaniu i obecnie jest kluczową postacią drużyny Dariusza Żurawia.

Poza tym, mniej lub bardziej na siłę, z Łodzi można by wyciągnąć postaci nadające się do dalszej gry na poziomie ekstraklasy. Choć miejsce dla siebie mogliby znaleźć pewnie tylko w drużynach z niższych miejsc w tabeli. Mowa tu choćby o Michale Trąbce, który przede wszystkim pod koniec sezonu był wiodącym zawodnikiem łódzkiego klubu. Sezon zaczynał na ławce, ale po pucharowym spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec z meczu na mecz grał więcej i więcej.

I jasne, momenty w trakcie sezonu miał różne. Zdarzały się takie spotkania, w których 23-latek był na boisku zupełnie bezużyteczny, ale pomału dorastał do roli kluczowego rozgrywającego ŁKS-u. Dużo szans Trąbka dostawał także już pod wodzą trenera Stawowego, który nie szczędził mu pochlebnych słów, choćby po zwycięskim spotkaniu z Rakowem Częstochowa w przedostatniej kolejce PKO Ekstraklasy. – Od momentu, kiedy jestem w ŁKS-ie, Michał każdy mecz grał bardzo dobrze, ale mecz z Rakowem zagrał świetnie, był dla mnie królem środka pola – mówił po tym meczu Wojciech Stawowy.

Pod koniec sezonu, głównie za sprawą owego meczu z Rakowem Częstochowa, niezłe CV wystawił sobie nie tylko Trąbka, lecz także Pirulo. I o ile większość kampanii w wykonaniu Hiszpana była zdecydowanie kiepska, o tyle końcówka dałaby parę argumentów potwierdzających tezę, że mógłby on iść powoli w ślady Ramireza i stawać się liderem może ekstraklasowego zespołu. Choć w tym wypadku to poniekąd wróżenie z fusów. Parę dobrych meczów na koniec sezonu wydaje się jednak za mało, żeby realnie rozpatrywać Pirulo w kategorii piłkarza, który regularnie ciągnąłby grę któregoś z klubów ekstraklasy.

Niepewna jakość

Na bokach obrony łodzian sytuacja ma się mocno kontrastowo, bo zarówno lewa, jak i prawa strona ma swojego niezłego i bardzo słabego przedstawiciela. ŁKS na prawej flance miał do swojej dyspozycji przez większą część sezonu solidnego Jana Grzesika oraz koszmarnego Artura Bogusza. Lewa strona to zaś potrafiący wiele dobrego pokazać Adrian Klimczak oraz niemogący zaoferować nic poza bieganiem i walką Tadej Vidmajer.

Dlatego też wydaje się, że ktoś z dwójki Klimczak – Grzesik mógłby na nieco dłużej zostać na poziomie ekstraklasy. Ten pierwszy miał bardzo duży wpływ na ŁKS na początku sezonu, później zaś przeplatał mecze słabe niezłymi. Prawy defensor drużyny Wojciecha Stawowego przez w zasadzie całą kampanię był solidnym elementem defensywy, któremu niewiele można było zarzucić, ale także (jak i całej obronie łodzian) zdarzały mu się pewne odklejenia w postaci choćby podarowania gola Wiśle Kraków podczas meczu w Łodzi w grupie spadkowej. Tak czy inaczej, jeśli ktoś z ekstraklasy zgłosi się po któregoś z tej dwójki, nie będzie to dla nas wielka sensacja.

Podobnie jak zaskoczyć nie może zainteresowanie Adamem Ratajczykiem. Mimo że skrzydłowy ŁKS dopiero co skończył 18 lat, to zdążył już kibicom ekstraklasy przedstawić swoje nazwisko. W wypadku tak młodego piłkarza bardzo istotną rolę musi odegrać też to, czy tak wczesny transfer wyszedłby mu na dobre. Bo jedna rzecz to bycie w klubie ekstraklasowym, a zupełnie inna w miarę regularne w nim granie. A to drugie prędzej w tym momencie może zaoferować jednak Łódzki Klub Sportowy.

I trzeba powiedzieć, że science fiction nie byłoby także przejście Jana Sobocińskiego do klubu z najwyższej klasy rozgrywkowej. Mimo jego fatalnego sezonu dalej mówimy o bardzo młodym piłkarzu z ogromnym potencjałem, za którego cena może być w tej chwili na najniższym pułapie. Jak ktoś dalej ufa jego możliwościom, to jest to najlepsza chwila, aby je sprawdzić w swoim klubie. Poza tym potencjalnie dużo do zaoferowania mogą mieć Dominguez czy Guima, ale w ich wypadku to już zupełne kupowanie kota w worku.

Ubogo-bogata ofensywa Korony

Korona Kielce sezon 2019/2020 zakończyła z najmniejszym w lidze dorobkiem strzelonych goli. Oczywisty wniosek – z jej ofensywą najlepiej nie było, więc w teorii potencjalnych piłkarzy z tej formacji, mogących zostać na poziomie ekstraklasy, nie powinno być wielu. W rzeczywistości wygląda to nieco inaczej, bo Korona ma w swoich szeregach kilka postaci, które w zespołach ekstraklasowych mogłyby się odnaleźć.

Z pewnością jednym z ciekawszych zawodników jest Petteri Forsell (w naszym rankingu na koniec sezonu PKO Ekstraklasy uznany zdobywcą najładniejszego gola), który trafił do Kielc zimą i wniósł sporo świeżości w grę drużyny. Krępa postura, kiepskie warunki fizyczne, ale za to ogromne możliwości techniczne. O doskonałym strzale Fina przekonał się w tym sezonie niejeden ekstraklasowy bramkarz.

Podsumowanie sezonu 2019/2020 PKO Ekstraklasy. Rankingi iGola

Na brak ofert na pewno nie będzie narzekał Petteri Forsell. – Stałe fragmenty wykonywane przez Fina to olbrzymi atut w ofensywie, którym nie pogardzi większość klubów z najwyższego poziomu rozgrywkowego w Polsce – mówi nam ekspert iGola Michał Karczewski, na co dzień zajmujący się Koroną Kielce. Może się zatem okazać, że na Kielcach i Legnicy nie skończy się przygoda Forsella z ekstraklasą.

Z Koroną po sezonie 2019/2020 pożegnał się także wiele lat związany z klubem Marcin Cebula. I może okazać się, że jako jeden z nielicznych cały czas pozostanie na poziomie ekstraklasy. – Oprócz Petteriego Forsella olbrzymie zainteresowanie zespołów z ekstraklasy wzbudza także Marcin Cebula. Atakujący w końcu dojrzał i przestał być „jeźdźcem bez głowy”, tworząc realne zagrożenie pod bramką rywali. Cebulę chcą kluby z czołówki, ale zawodnik może zdecydować się na ofertę z zagranicznej ligi – mówi Michał Karczewski.

Niektórzy piłkarze Korony zaraz po zakończeniu sezonu zadbali o swój ekstraklasowy byt. Jakub Żubrowski, któremu zresztą wróżono pozostanie w najlepszej polskiej lidze, zamienił Kielce na Lubin. Mimo że zeszła kampania nie była dla defensywnego pomocnika specjalnie udana, to o swoją przyszłość i tak martwić się nie musiał.

Grę w ekstraklasie będzie kontynuował w przyszłym sezonie także Michael Gardawski, który nie tylko nie będzie musiał schodzić poziom rozgrywkowy niżej, ale przede wszystkim trafił do klubu liczącego się w walce o europejskie puchary. 29-letni Niemiec zasilił linię obrony Cracovii i mimo że ten transfer nieco gryzie się z polityką klubu, którą jeszcze nie tak dawno promował trener Probierz, to może okazać się, że wcale Gardawski nie będzie odgrywał w Krakowie roli drugoplanowej.

Młodzież z przyszłością

Pod koniec sezonu młodzieżowcy Korony świetną grą zadrwili z polityki klubu. W ostatnich trzech spotkaniach sezonu wszystkie gole strzelone przez kielczan strzelili młodzi zawodnicy, którzy w trakcie kampanii 2019/2020 szans na grę wielu nie dostawali, tracąc możliwość pokazania się ze względu na ciągłe stawianie na tych samych, nic niewnoszących do gry Korony piłkarzy.

– Jeśli klub nadal będzie w finansowych tarapatach, to dostępni będą zapewne Grzegorz Szymusik, Iwo Kaczmarski czy Daniel Szelągowski. Chętnych na tych graczy również raczej nie zabraknie – dodaje Michał Karczewski. Biorąc pod uwagę to, co obecnie dzieje się w Koronie, najlepszym rozwiązaniem dla młodych zawodników mogłaby być ucieczka z Kielc. A w przypadku wielu z nich ekstraklasa cały czas stoi otworem.

Iwo Kaczmarski: „Zrobimy wszystko, żeby utrzymać Koronę w lidze” (WYWIAD)

Daniel Szelągowski w sezonie 2019/2020 od pierwszej minuty w Koronie zagrał trzy razy. W każdym z tych spotkań trafiał. 16-letni Iwo Kaczmarski łącznie był na boisku w ekstraklasie zaledwie 149 minut, a to i tak wystarczyło, żeby stał się drugim najmłodszym strzelcem gola w historii na tym poziomie rozgrywkowym, ustępując tylko Włodzimierzowi Lubańskiemu. Oznacza to zatem, że chyba nie do końca właściwie w Kielcach hierarchizowano piłkarzy w tym sezonie.

Doświadczeni obcokrajowcy przydatni w ekstraklasie?

Arka ze wszystkich spadkowiczów była najbliżej utrzymania i pod wieloma względami bliżej jej było do ekstraklasowego poziomu aniżeli Koronie czy ŁKS-owi. Ostatecznie na niewiele się to zdało, bo i tak do pozostania w lidze zabrakło pięciu punktów, ale swoich „przedstawicieli” klub z Gdyni zdecydowanie może na najwyższym poziomie pozostawić. Kilka ciekawych nazwisk już niedługo może być do nabycia.

Marko Vejinović wracał do Gdyni, aby zbawić zespół, odmienić jego grę i finalnie utrzymać w ekstraklasie. Ostatecznie niewiele z tego wyszło, a Holender nic wielkiego z drużyny nie wykrzesał. Nazywając rzecz po imieniu, przeceniono jego możliwości w Arce, stąd też „wygrał” w naszym rankingu plebiscyt na najbardziej przecenionego zawodnika. Generalnie rzecz biorąc, czas Holendra w Gdyni wydaje się policzony.

Pozostaje jednak pytanie: czy dla któregoś ekstraklasowego klubu Vejinović jawi się jako piłkarz atrakcyjny? Bo do tematu trzeba podejść od dwóch stron: finansowej oraz sportowej. Po pierwsze, Holendrowi, jak podawał Krzysztof Stanowski w programie Stanowisko, Arka płaciła miesięcznie 120 tysięcy złotych. Automatycznie sprawia to, że nie każdy będzie w stanie zaspokoić pieniężne wymagania Vejinovicia.

Druga sprawa to aspekt piłkarski. Z jednej strony odmówić umiejętności Holendrowi nie można, bo przecież nie gra się z przypadku w wielu bardzo dobrych holenderskich klubach. Osiem goli zdobytych w ekstraklasowym sezonie to też pozornie wynik niezły, ale trzeba wziąć pod uwagę, że połowa z nich to zasługa rzutów karnych. Przede wszystkim trzeba jednak trzeźwo spojrzeć na sytuację boiskową Vejinovicia w Arce. Czy coś wielkiego wniósł on do drużyny i ją w znacznym stopniu odmienił? No raczej nie. Zatem przy obecnym stanie rzeczy ściąganie Holendra trzeba by rozpatrywać jako kupowanie kota w worku.

Dużo inaczej sytuacja ma się w kwestii odejścia Pavelsa Steinborsa. Kolejny sezon z rzędu, mimo kiepskiej postawy całej drużyny, Łotysza rozpatruje się w kategorii jednego z czołowych bramkarzy ligi. W teorii, wspierając się jedynie tabelą, trudno byłoby uznawać Steinborsa jako jednego z lepszych golkiperów ekstraklasy. W końcu Arka była drugą najsłabszą defensywą ligi, a sam reprezentant Łotwy wpuścił 52 gole. Gdyby jednak spojrzeć na to szerzej, śmiało klub z Gdyni mógłby być najgorzej broniącym w ekstraklasie, gdyby między słupkami nie było Pavelsa Steinborsa.

Dziwić w żaden sposób nie może liczne zainteresowanie 34-latkiem. I to ze strony drużyn walczących o wysokie cele, nie wyłącznie o utrzymanie bądź środek tabeli. Przede wszystkim mówi się o potencjalnym odejściu Steinborsa do Jagiellonii Białystok, która zainteresowanie reprezentantem Łotwy wykazuje już od dłuższego czasu. O ile Arka, grając jeszcze w ekstraklasie, mogła zatrzymać u siebie Łotysza, o tyle w przyszłym sezonie, walcząc jedynie na poziomie 1. ligi, prawdopodobnie będzie musiała sobie radzić bez niego.

Polacy do wzięcia

Jednym z motorów napędowych Arki w zeszłym sezonie był bez dwóch zdań Michał Nalepa. Wiele lat związany z Gdynią pomocnik po spadku klubu mógłby spokojnie szukać nowego pracodawcy, bo chętnych z pewnością nie zabraknie, tyle że w rozmowie dla TVP Sport 25-latek wspomniał, że nie zamierza opuszczać Arki. – W żadnym wypadku nie żegnam się z klubem. Mam ważny kontrakt i nigdzie nie odchodzę – mówił Nalepa. Należy zatem czekać, czy słowa przełożą się także na czyny.

Najlepsze statystyki w sezonie w Arce wykręcił za to Maciej Jankowski. 30-latek od kilku sezonów błąka się po ekstraklasowych klubach, szukając swojego miejsca na ziemi. Niewykluczone zatem, że i tym razem będzie chciał poszukać szczęścia gdzieś indziej. Sezon 2019/2020 pokazał bowiem, że mimo 30 lat na karku Jankowski dalej może grać na wysokim poziomie i wnosić wiele dobrego do drużyny.

Otwarta wydaje się także kwestia przyszłości Mateusza Młyńskiego, który w trakcie sezonie pełnił funkcję podstawowego młodzieżowca Arki. Solidna postawa na boisku, żwawy rozwój, występy w młodzieżowych reprezentacjach – na brak ofert z pewnością nie będzie mógł 19-latek narzekać. A mówi się nawet o zainteresowaniu klubów z ligowej czołówki ekstraklasy, między innymi Legii Warszawa. Może się więc okazać, że kariera Młyńskiego będzie nabierać tempa nie w 1. lidze, ale cały czas w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze