Wczoraj Lech pożegnał się z marzeniami o grze w Lidze Mistrzów, przegrywając ze Spartą Praga 0:1. Podopieczni Jacka Zielińskiego uważają, że zostali pokrzywdzeni przez arbitra, gdyż według nich sędzia główny nie powinien podyktować rzutu karnego dla Czechów.
Tuż po powrocie piłkarzy z szatni Bartosz Bosacki starł się w polu karnym z Vaclavem Kadlecem, a sędzia wskazał po tym zagraniu na jedenasty metr. Jiri Kladrubsky wykorzystał rzut karny i Lechowi do awansu do kolejnej rundy potrzebne były trzy bramki, których jednak nie udało się strzelić.
– Nie o to nam chodziło. Chcieliśmy wygrać i awansować. To był nasz cel. Na gorąco trudno to oceniać. Spokojnie musimy to przeanalizować. Uważam, że karny był podyktowany z kapelusza. „Bosy” wyprzedził rywala i on zahaczył się o jego nogi. Nie wychodziłem z bramki, bo widziałem, jak Bartek wyprzedza zawodnika Sparty i nie chciałem pakować się tam na trzeciego – skomentował kontrowersyjną sytuację Krzysztof Kotorowski.
Niezadowolony z gry Lecha był Dimitrije Injac. Według niego o braku awansu do kolejnej rudny zadecydowała nieskuteczność poznaniaków, którzy nie wykorzystali w dwumeczu ze Spartą kilku dogodnych sytuacji do strzelenia bramki.
– To nie była taka gra, jaką sobie zakładaliśmy. Szkoda, że tak się stało. Mieliśmy kilka okazji, które w takich meczach trzeba wykorzystywać. Nie wiem, z czego to wynikało. Mam nadzieję, że teraz skupimy się na Lidze Europy, wygramy dwumecz i awansujemy do grupy. Uważam, że nie było rzutu karnego. Potem musieliśmy strzelić trzy bramki. To było ciężkie zadanie, a do tego na koniec zrobiło się nerwowo – powiedział pomocnik Lecha.
Widać że brak im lewego ...