Mistrzowie improwizacji


Zamiast stabilizacji, w Kielcach ciągła rewolucja

24 września 2018 Mistrzowie improwizacji

Cosezonowa rewolucja kadrowa stała się niechlubną tradycją w Kielcach. Korona przed każdą kampanią toczy swoisty wyścig z czasem, by skompletować zespół zanim rozpoczną się rozgrywki. Ograniczone fundusze oraz co najwyżej przeciętne rozeznanie zarządu na rynku transferowym stawia jednak klub na przegranej pozycji. Korona pozyskuje graczy zazwyczaj już w trakcie sezonu. Prowadzenie kieleckiej drużyny jest więc dla trenerów istną operacją na żywym organizmie. Improwizacja na stałe wpisała się w działalność klubu ze Świętokrzyskiego.


Udostępnij na Udostępnij na

Gdy w kwietniu 2017 roku po latach egzystencji na garnuszku miasta Korona Kielce trafiła w ręce prywatnego właściciela, wszystko w końcu miało pójść w dobrą stronę. Prywatny inwestor był przecież gwarancją długo wyczekiwanej stabilizacji.  Ponadto od teraz klub ze Świętokrzyskiego miał walczyć o coś więcej niż zapewnienie ligowego bytu. Przynajmniej w oczach kibiców.

– (…) Nie stoją za mną żadne relacje z menadżerami piłkarskimi i mogę zapewnić, że wszystkie decyzje będę podejmował wyłącznie dla dobra klubu. Mam doświadczenie, gdyż przez dwadzieścia lat byłem bramkarzem, a od trzydziestu prowadzę biznes związany ze sportem — zapewniał na konferencji po przejęciu 72% akcji klubu nowy właściciel, Dieter Burdenski.

Pierwsza decyzja Niemca dotycząca zmian na stanowisku prezesa klubu wywołała niemały entuzjazm wśród kibiców. Marek Paprocki został zdegradowany na stanowisko wiceprezesa. Funkcję nowego zwierzchnika klubu miał odtąd pełnić Krzysztof Zając. Decyzja Dietera Burdenskiego na pewno miała podłoże czysto biznesowe. Jednak można doszukiwać się także pewnego populizmu. Marek Paprocki popularnością wśród kibiców nie grzeszył. Pierwszym postanowieniem nowy właściciel obsadził więc swojego człowieka na najważniejszym stanowisku w klubie oraz zyskał przychylność sympatyków.

Zatraceni w rewolucji

Dwa miesiące po przejęciu klubu przez nowego właściciela w Koronie nastąpił kolejny odcinek corocznej rewolucji kadrowej. Pozyskanie głównie zawodników zagranicznych spotkało się ze sporym oburzeniem ze strony części kibiców oraz mediów. Co więcej zatrudnienie Gino Lettieriego kosztem Macieja Bartoszka wywołało spore poruszenie. Do czasu.

Korona Kielce zaskakująco dobrze rozpoczęła poprzedni sezon. Ofensywna, szybka gra oparta na krótkich podaniach zamieniła przeciwników włoskiego szkoleniowca w sympatyków. W pierś bili się praktycznie wszyscy. Od ogólnopolskich dziennikarzy sportowych, na lokalnych kończąc. Runda rewanżowa jednak tak udana już nie była. Ewidentnie zawodnicy Korony po zagwarantowaniu sobie miejsca w górnej ósemce, bardziej niż o grze myśleli o sytuacji kontraktowej. Szczególnie, że kilku graczom z długim stażem w kieleckim klubie umowy wygasały z końcem czerwca. Zarząd Korony już wcześniej zdecydował o rozstaniu z Radkiem Dejmkiem. Jacek Kiełb natomiast nie zgodził się na propozycję przedstawioną przez przedstawicieli „Żółto-czerwonych”.

Oprócz graczy z dłuższym stażem niepewnych pozostania w Kielcach było kilku innych zawodników. Kością niezgody najczęściej były zbyt wygórowane jak na możliwości klubu wymagania finansowe. To sprawiło, że wielu czołowych graczy z sezonu 2017/2018 opuściło stolicę województwa świętokrzyskiego. Tym razem jednak zarząd klubu miał z racji rosyjskiego mundialu dużo czasu na wypełnienie luk oraz wzmocnienie składu. Jak obecnie wiadomo czas został w przeważającej większości zmarnowany.

W miejsce filarów zespołu z poprzedniego sezonu jak Nika Kaczarawa czy Goran Cvijanović  kielecki klub pozyskał graczy młodych i niedoświadczonych oraz zawodników ze sporymi brakami kondycyjnymi. Piłkarze reprezentujący ostatnią grupę w przeważającej większości kontrakt z Koroną podpisali już w trakcie bieżącej kampanii. To wykluczyło możliwość zgrania i wspólnych przedsezonowych przygotowań z resztą zespołu. Późne ruchy na rynku transferowym władze klubu tłumaczą oczywiście kwestiami finansowymi. Korona nie jest niekiedy nawet czwartym wyborem dla zawodników. Dopiero w przypadku fiaska rozmów z innymi zespołami dany gracz wybiera kielecki klub. To sprawia spory problem Gino Lettieriemu, gdyż Włoch nie może najczęściej nowych piłkarzy desygnować od razu do gry. Dlaczego? Dla wielu z nich okres przygotowawczy do sezonu zaczął się dopiero po podpisaniu umowy z Koroną.

Dlatego Matej Pucko, Ivan Marquez oraz Michał Miśkiewicz mogą okazać się sporymi wzmocnieniami, jednak jeszcze nie teraz. Dopiero pod koniec rundy jesiennej lub po solidnym przepracowaniu przerwy zimowej. Włoski szkoleniowiec kielczan kraje tak, jak (mu) materii staje. Jednak z każdym kolejnym meczem będą pojawiać się zawieszenia za kartki i być może także kontuzje. Wtedy kielecki klub wpadnie w poważne tarapaty.

Nawet w przypadku dostępności pełnej kadry Korona na kilku pozycjach nie dysponuje solidnymi graczami nawet jak na standardy Ekstraklasy. Na lewej stronie defensywy wystawiany jest Łukasz Kosakiewicz lub z przymusu Michael Gardawski. Opcją ostateczną dla Gino Lettieriego jest Ken Kallaste. Słusznie, gdyż Estończyk kieleckiej defensywy już raczej nie zbawi.

Co więcej włoski szkoleniowiec nie dysponuje bramkostrzelnym napastnikiem. Elia Soriano gdy dochodzi do pełnej dyspozycji, za chwilę łapie kolejny uraz. Braki na kolejnych pozycjach można by wymieniać dalej, jednak to tylko pokazuje skalę kadrowych problemów w Kielcach. Kwestię ruchów transferowych mogłoby z pewnością polepszyć zatrudnienie dyrektora sportowego. Takiego wariantu nie przewiduje jednak obecny prezes klubu, Krzysztof Zając.

Mały klub, wielkie ambicje

Szkoleniowiec kielczan od pewnego czasu jest posądzany przez niektórych kibiców Korony o brak ambicji. Nazywanie kieleckiego zespołu przez Włocha „małym klubem” odbierane jest przez sympatyków „Żółto-czerwonych” bardzo negatywnie. Ambicje w stolicy województwa świętokrzyskiego są (przynajmniej wśród kibiców) olbrzymie, sięgające gry w europejskich pucharach. Jednak obecnie zdecydowanie nieadekwatne do możliwości sportowych zespołu. Wie o tym Gino Lettieri, dlatego próbuje zdejmować jakąkolwiek presję oczekiwań wobec drużyny.

Taka superdrużyna jak Legia Warszawa remisuje na wyjeździe 0:0. Gdybyśmy mieli taką ofensywę czy klasę indywidualną jak ten zespół, to może byśmy byli w górze tabeli. Jak na nasze możliwości jesteśmy jednak zadowoleni z dotychczasowego sezonu. Nie możemy zapomnieć, kim jesteśmy i skąd podchodzimy – powiedział szkoleniowiec przed meczem z Pogonią Szczecin.

Obecny sezon powoli nabiera tempa. Korona póki co gra w kratkę, mając na koncie zaledwie połowę możliwych punktów do zdobycia. To wynik co najmniej niezadowalający. Cel  grupa mistrzowska może okazać się w tym sezonie niemożliwy do osiągnięcia. Jednak w Kielcach obecnie rezultaty jakby zeszły na dalszy plan. Z niecierpliwością w stolicy województwa świętokrzyskiego wyczekują letniego okna transferowego. Wtedy okaże się, czy ciągła rewolucja w końcu się zakończy. Długo wyczekiwana stabilizacja musi przecież kiedyś nadejść.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze