Żeńska reprezentacja Nowej Zelandii jest absolutnym hegemonem na kontynentalnym podwórku. Wygrała ona wszystkie turnieje o mistrzostwo Oceanii, w których brała udział od odejścia Australii z OFC. Jednak na kontekst piłki klubowej Nowa Zelandia nie może patrzeć w aż tak jaskraworóżowych okularach. Tegoroczna Liga Mistrzów OFC okazała się dla niej wyzwaniem na o wiele wyższym poziomie niż zwykłe wypełnienie formalności.
Zanikająca determinacja
Nowa Zelandia od 2007 roku wygrała wszystkie mecze, które rozegrała podczas Pucharu Narodów Oceanii. W tych 16 spotkaniach wykręciła bilans bramkowy… 143:1. Daje to średnio dziewięć zdobytych bramek na mecz – abstrakcyjny wynik. Jednakowoż aktualnym reprezentacyjnym mistrzem Oceanii jest Papua Nowa Gwinea. Taka sytuacja jest wypadkową organizacji kobiecego mundialu przez Australię i Nową Zelandią w 2023 roku. Jako że „Paprocie” nie musiały walczyć o awans na mistrzostwa świata, zdecydowały się odpuścić rywalizację na stopie kontynentalnej.
Liga Mistrzów OFC w tym roku była drugim tego rodzaju turniejem. I co ciekawe – poprzednim zwycięzcą również nie była drużyna z Nowej Zelandii, a lepochodzące z Nowej Kaledonii AS Academy. W tym przypadku ponownie miały miejsca lawirowania administracyjne. Eastern Suburbs, czyli mistrzynie Nowej Zelandii, mimo wstępnego akcesu zdecydowały się zrezygnować z udziału w debiutanckiej edycji Ligi Mistrzów OFC. Powodem miały być zbyt wysokie koszty transportu i zakwaterowania, braki w środkach bezpieczeństwa oraz po prostu zły timing przeprowadzenia rozgrywek. Do wysłuchiwania takich wymówek można być przyzwyczajonym, ale ze strony mniejszych oceańskich państewek bądź terytoriów.
W tym roku finalnie Nowa Zelandia wróciła do kobiecej piłki kontynentalnej. Jak można było zakładać przed turniejem, zgarnęła tytuł dla najlepszego klubu w Oceanii, a konkretnie uczyniło to Auckland United. Ku zaskoczeniu, nie będzie hiperbolą określenie, że zwycięstwo to było okupione sporym nakładem sił, bólu i boiskowej męczarni.
Droga przez mękę
W regulaminowym czasie gry Auckland United odniosło trzy zwycięstwa i zanotowało dwa remisy. Od podziału punktów zaczęło rywalizację w fazie grupowej i meczu z Labasą z Fidżi. Następna kolejka skłaniała do tezy, że jednak był to wyłącznie wypadek przy pracy. Auckland United pokonało 5:0 obrończynie tytułu, AS Academy. Jak się później okazało, było to jedyne przekonujące zwycięstwo drużyny z Nowej Zelandii. Już w ostatniej kolejce, decydującej o układzie grupy, Auckland wygrało wyłącznie 1:0 z kompletnym outsiderem rozgrywek, tongijskim Veitongo.
W półfinale na drużynę z Nowej Zelandii czekała debiutująca w rozgrywkach Tafea z Vanuatu. Sprawiła ona na tyle dużo problemów, że do rozstrzygnięcia losów spotkania niezbędna była dogrywka, po której finalnie znowu obronną ręką wyszły faworytki, wygrywając 2:1. Mecz o trofeum również nie był spacerkiem. Jednobramkowa przewaga i drżenie o wynik do samego końca pokazało, że klubowy futbol kobiecy w Nowej Zelandii wcale nie jest lata świetlne do przodu przed resztą oceańskich państw.
U kobiet już nie ma takiej różnicy, przynajmniej klubowo, bo większość reprezentantek gra poza ligą krajową
— Marcin Rzeszótko (@RzeszotkoMarcin) March 23, 2024
Naturalnie wynika to z faktu, że zdecydowana większość utalentowanych piłkarek niemal z miejsca wyjeżdża albo do Europy, albo do Australii. W rachubę wchodzi jeszcze gra dla nowozelandzkiego Wellington Phoenix, które nie uczestniczy w swoich krajowych rozgrywkach, lecz partycypuje w A-League. Jednak sam poziom strukturalny w Nowej Zelandii powinien umożliwiać większą dominację nad resztą stawki w rozgrywkach kontynentalnych. Niemniej pozwala to twierdzić, że w następnych edycjach Liga Mistrzów OFC nie będzie pozbawiona emocji.
Krok w tył
W zeszłym roku w klubowych mistrzostwach kontynentu wzięło udział jedynie pięć zespołów z pięciu różnych terytoriów. Podczas tegorocznych rozgrywek było ich już osiem, w tym wspomniana już drużyna mistrzyń Nowej Zelandii. Na logikę zwiększenie poziomu i konkurencyjności powinno przyciągnąć na trybuny większą liczbę kibiców. W tym aspekcie nastąpił jednak dramatyczny spadek.
W 2023 roku średnio na mecz Liga Mistrzów OFC gościła 1813 kibiców. Teraz było to… około 230 osób na jedno spotkanie. Drastyczny spadek, a warto dodać, że część meczów odbywała się na nowym, świeżo oddanym stadionie narodowym na Wyspach Salomona. A paradoksalnie na murawie – jak i poza nią – działo się naprawdę sporo.
O rozpoczęcie turnieju z hukiem zadbała pogoda. Rozgrywki miały rozpocząć się meczem gospodyń z mistrzem Wysp Cooka, jednak musiał on zostać przełożony z powodu kompletnego zalania boiska. Zatem realnym pierwszym spotkaniem turnieju był pojedynek Tafea – Hekari United, który również rozpoczął się nietuzinkowo.
Totem na przywitanie.🗿
Oceania to najbardziej niekonwencjonalny region pod względem początków meczów.
W Lidze Mistrzów OFC kobiet kapitan 🇻🇺vanuatuańskiego Tafea FC wręczyła przeciwniczce z 🇵🇬papuaskiego Hekari United totem podczas przywitania.🗿#OWCL pic.twitter.com/XaV3YDXwH7
— Adam Zmudziński (@Adam_Zmudzinski) March 11, 2024
Zespół z Vanuatu przyczynił się również do małego sukcesu drużyny z Wysp Cooka. Przed turniejem ślepo można było zakładać, że drużyna z tego kraju nie zdobędzie żadnego punktu w fazie grupowej. Jednak Avatiu i tak miało powód do zadowolenia, ponieważ zdobyło aż dwie bramki. Obie w meczu ze wspomnianym Tafea i obie osobliwej urody.