Karol Linetty dostał wreszcie szansę i jej nie zmarnował


Piłkarz Torino po dwóch latach przerwy znów wyszedł w wyjściowym składzie reprezentacji i zagrał rewelacyjny mecz przeciwko Finlandii

11 października 2020 Karol Linetty dostał wreszcie szansę i jej nie zmarnował
Rafał Rusek / PressFocus

Chyba nie było w ostatnim czasie drugiego takiego piłkarza, który tyle czekałby na występ w reprezentacyjnej koszulce co on. Poniekąd wynika to oczywiście z pewnej filozofii Jerzego Brzęczka, który niespecjalnie lubi dokonywać zmian w swojej wyjściowej jedenastce i ogranicza się do 12-13 piłkarzy. Jednak nawet gdy selekcjoner coś zmieniał, praktycznie nigdy roszady te nie obejmowały pomocnika Torino. I mimo że Jerzy Brzęczek podkreśla na każdym kroku, że jest innym trenerem niż Adam Nawałka, ma inny pomysł na kadrę i jak sam twierdzi, gra jego drużyny jest lepsza od gry zespołu poprzednika, to jedno i tak ich łączy – niechęć do nazwiska Karol Linetty.


Udostępnij na Udostępnij na

Występ przeciwko Finlandii był jego 23. w reprezentacji i już teraz wiemy, że zdecydowanie najlepszym. Poprzeczka co prawda nie była zawieszona zbyt wysoko, jednak Karol przeskoczył ją zdecydowanie. Jeśli ktoś wcześniej chciał szukać jakichś racjonalnych argumentów, tłumaczących dlaczego Karol Linetty nie gra w kadrze, to jedynym była jego postawa we wcześniejszych spotkaniach. Jednak mało kto zwracał uwagę na fakt, że poważnej szansy nie dostał on od listopada 2018 roku. Wtedy po raz ostatni wyszedł w podstawowej jedenastce.

Przez ten czas Karol Linetty bardzo się zmienił. Rozegrał kilkadziesiąt spotkań w Serie A, zbudował swoją pozycję na Półwyspie Apenińskim, co zaowocowało przejściem do Torino. Ten transfer zaskoczył wiele osób, tak samo jak brak szans w drużynie narodowej. Jednak przyglądając się tej transakcji bliżej, ma ona sens. Tak samo jak sens ma jego gra w pierwszym składzie drużyny narodowej.

Klub jedno, kadra drugie

Często w dzisiejszej piłce reprezentacyjnej zmagamy się z problemem przełożenia formy z meczów ligowych na reprezentacyjne. I gdy oglądamy spotkania reprezentacji, zastanawiamy się, dlaczego dany piłkarz nie funkcjonuje tak dobrze jak w drużynie klubowej. Z tym problemem zmagają się notorycznie gracze na całym świecie. Wszyscy pamiętamy jeszcze chociażby krytykę Roberta Lewandowskiego z czasów gry dla Borussii Dortmund. Dziś też takich graczy nie brakuje. Zieliński, Krychowiak, Klich i właśnie Karol Linetty.

Co ciekawe, wszyscy z wymienionych przeze mnie piłkarzy to środkowi pomocnicy. Oczywiście jedni usposobieni bardziej defensywnie, inni ofensywnie, ale nadal grający w środkowej strefie boiska. Przyglądając się obiektywnie kadrze Jerzego Brzęczka, nie ma drugiej takiej pozycji, gdzie tak bardzo byłyby zachwiane proporcje pomiędzy tym, co jest w klubie, a co w reprezentacji na niekorzyść drużyny narodowej. 

Piłkarze z innych boiskowych pozycji praktycznie przekładają w większym bądź mniejszym stopniu swoją grę w klubie na kadrę. Wyjątkiem oczywiście jest Kamil Grosicki, ale to piłkarz wymykający się jakimkolwiek prawom logiki. Pozostali jeśli są słabi w klubie, to i w reprezentacji mają problem, a jeśli dobrze prezentują się w zespole klubowym, to ich dyspozycja w barwach narodowych jest podobna jak w klubie albo tylko nieco słabsza. 

Łatwy egzamin też można oblać 

Występ Karola Linettego przeciwko Finlandii był wyśmienity. I gdyby nie spektakularny mecz Kamila Grosickiego, to pewnie właśnie on byłby zawodnikiem meczu. Oczywiście to była tylko Finlandia i to jeszcze nie najmocniejsza. Ale nie sposób nie docenić Linettego za tę niesamowitą determinację, walkę i boiskowe wizjonerstwo. 

Tego dnia był na placu praktycznie wszędzie, często miał pikę przy nodze, regulując akcje naszej drużyny. To po jego otwierającym podaniu zdobyliśmy czwartego gola. Pokazał też, jak niesamowicie dojrzał w ostatnich miesiącach, że dziś już nie jest na boisku Karolkiem, jak wszyscy na niego cały czas wołają, tylko Karolem.

To człowiek niezwykle skromny, przyjazny, miły i uśmiechnięty. Pewnie wielu na jego miejscu nie wytrzymałoby tego oczekiwania na swoją szansę. On potrafił stłumić emocje w sobie i ugryźć się w język. Wierzył w to, że ciężka praca wreszcie się opłaci, choć sami przyznacie, że perspektywy miał na to marne.

Mamy nadzieję, że mecz z Finlandią to dopiero początek nowej ery Linettego w reprezentacji. Kolejnym krokiem byłoby sprawdzenie go na tle mocniejszego rywala, bo na pewno na taką szansę zasłużył. W ostatnim czasie tak jak selekcjoner, tak i my zbyt mocno przywiązaliśmy się do niektórych nazwisk. I mimo że nas zawodzą, naiwnie wierzymy, że wreszcie zaskoczą, bojąc się wyjść poza strefę komfortu.

Rywalizacja z Krychowiakiem

Jednym z głównych rywali w walce o pierwszy skład dla Linettego będzie Grzegorz Krychowiak. Obaj na boisku nie są klasycznymi „szóstkami”, to piłkarze, którym bliżej do pozycji numer „8”, ale ze względu na brak naturalnego defensywnego pomocnika w kadrze są gdzieś zawieszeni pomiędzy tymi strefami, często wypełniając zadania defensywne.

Ostatnie mecze Grzegorza Krychowiaka dobre nie były. Piłkarz Lokomotiwu zaliczał sporą liczbę strat, był bardzo pasywny w odbiorze, a próby wszelkiego rodzaju otwierających podań kończyły się niepowodzeniem. Nawet chwilę po wejściu przeciwko Finom zaliczył katastrofalną stratę, która mogła skończyć się utratą gola. I mówiąc w kontekście Linettego, że to była tylko Finladia, warto dodać, że na tle tej słabej Finlandii Grzegorz Krychowiak wyglądał tragicznie. I może warto zamiast niego spróbować z mocniejszym rywalem Linettego, a nie kurczowo trzymać się rozwiązania z „Krychą”.

Karol Linetty pokazał jeszcze jedną ważną rzecz. Często w kontekście reprezentacji mówimy o braku zgrania i zrozumienia, gdyż nigdy nie ma na to czasu. I mimo że w takim zestawieniu Linetty wcześniej nie grał, to na przykład z Jakubem Moderem rozumiał się doskonale. A przecież to piłkarze, którzy minęli się w Lechu. Często w taki sposób tłumaczymy reprezentacyjne występy Zielińskiego czy Klicha, Linetty zadał kłam tej teorii.

Jak taki występ nie zmieni jego statusu w reprezentacji, to już chyba nic nie zmieni. Co więcej może zrobić piłkarz, który regularnie gra w jednej z pięciu najlepszych lig w Europie, pracuje za dwóch, z pokorą znosi sposób, w jaki był traktowany w ostatnich latach w swojej ojczyźnie, a gdy wreszcie dostaje szansę, gra rewelacyjnie. Naprawdę nie jesteśmy tak mocni, by takich piłkarzy odrzucać i im szybciej zrozumie to Jerzy Brzęczek, tym mniej hejtu usłyszy pod swoim adresem.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze