To miał być pojedynek dwóch legend polskiego futbolu. Zarówno Kamil Glik, jak i Kamil Grosicki mają stanowić o sile swoich zespołów. Z tego pojedynku lepiej wyszedł ten drugi, którego Pogoń wygrała 5:1, a on sam był niekwestionowaną gwiazdą tego spotkania.
Mecze Pogoni z Cracovią od 1993 roku stanowią jedne z tych dni, które kibice na kalendarzu zakreślają na czerwono. Nienawiść naznaczona śmiercią kibica „Dumy Pomorza” powoduje, że to starcie budzi emocje niezależnie od formy drużyn. Nie inaczej było w sobotnie popołudnie, gdy na Kałuży Cracovia podjęła Pogoń w ramach 9. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Przy okazji mecz był okazją do pojedynku między dwoma zasłużonymi dla polskiej kadry reprezentantami. Kamil Glik i Kamil Grosicki, choć są bliskimi przyjaciółmi poza boiskiem, to w tym dniu musieli odłożyć sentymenty na bok i zrobić wszystko, aby to ich drużyna zgarnęła trzy punkty.
Dzieli ich wiele, ale łączy stawianie na obcokrajowców
Drobna wzmianka na samym początku. Obydwie drużyny, choć kibicowsko dzieli wszystko, łączy jeden mianownik. Mianowicie nadmierna liczba zawodników zagranicznych. Zwłaszcza w Szczecinie poszli ostrzej po bandzie. 2/3 składu po dziewięciu kolejkach stanowią obcokrajowcy, co powoli staje się już problemem, co przyznał sam Jens Gustafsson na konferencji przedmeczowej. Także przeciwko „Pasom” siedmiu graczy (licząc Gorgona, ośmiu) z wyjściowego składu nie było Polakami. U gospodarzy nie było o wiele lepiej – tam Polaków zagrało pięciu.
Kamil Glik wraca po 13 latach na polskie boiska
Przejdźmy już jednak do samych bohaterów tego spotkania. Z uwagi na powrót do polskiej ligi takiej postaci jak Kamil Glik konieczne jest poświęcenie mu akapitu. Po raz pierwszy od ponad 13 lat zagrał on w PKO BP Ekstraklasie. Jego ściągnięcie do Cracovii ma ustabilizować formację obrony. Wszyscy mamy jedno wyobrażenie byłego gracza Benevento – surowy technicznie twardziel z mentalnością szefa obrony, którym przez lata był w kadrze „Biało-czerwonych”. Ponieważ styl Jacka Zielińskiego zakłada głębszą obronę, to atuty 35-latka powinny zostać uwypuklone. Zwłaszcza że w ostatnim czasie Virgil Ghiță obniżył loty, podobnie jak Jakub Jugas.
Starcie dwóch elitarnych reprezentantów
Przy tej okazji Glik spotkał się ze swoim bliskim przyjacielem po drugiej stronie barykady, Kamilem Grosickim. Razem w reprezentacji byli świadkami wielu ważnych wydarzeń polskiej piłki, takich jak choćby pamiętne Euro 2016 czy awans z grupy mistrzostw świata 2022 po 36 latach. Jakże ironiczne jest to, że ci dwaj bliscy sobie koledzy grają w drużynach, które pałają do siebie tak otwartą wrogością. Kto w tym pojedynku okazał się górą?
https://twitter.com/Bartosz7_/status/1705607143955513503
Lepiej wypadł Kamil Grosicki
Na boisku zdecydowanie lepszy okazał się Kamil Grosicki. Już w 8. minucie wywalczył dla swojej drużyny rzut karny, gdy wykorzystał zostawioną przez Källmana nogę. Do piłki podszedł sam poszkodowany i zamienił „jedenastkę” na bramkę. To był zresztą pierwszy gol kapitana „Portowców” w tym sezonie ekstraklasy. Od początku tego meczu czuć było, że bardzo zależało mu na dobrym występie. Jak zwykle mówimy, że skrzydłowy jest aktywny na boisku, to przeciwko „Pasom” był hiperaktywny. Był dosłownie wszędzie, z lewej strony, z prawej, podłączał się do każdej akcji.
W 21. minucie do gola dołożył asystę drugiego stopnia. Dośrodkował z rzutu rożnego, jego piłkę przedłużył Fredrik Ulvestad, która poszła do Alexandra Gorgona. Natomiast nie nękany przez nikogo Austriak wpakował futbolówkę do siatki. Przy trzecim golu również odegrał kluczową rolę. Kapitalnie minął słabego w tym meczu Virgila Ghițę, popędził lewą stroną i zgrał w kierunku środka pola. Vahan Biczachczjan nieczysto trafił w piłkę, ale w polu karnym był jeszcze Gorgon i to on mógł się cieszyć z dubletu w tym spotkaniu.
Kamil Grosicki w końcu zagrał dobry mecz
W tym spotkaniu Kamil Grosicki po raz pierwszy w tym sezonie pokazał, dlaczego był w zeszłym sezonie jednym z najlepszych piłkarzy ekstraklasy oraz dlaczego zasłużył na dzierżenie opaski kapitańskiej. W 65. minucie bohater tego meczu całkowicie zasłużenie mógł zejść z boiska z czystym sumieniem po dobrze wykonanej robocie. Ale dla Pogoni to nie był koniec strzelania.
Kamil Grosicki w 7. dotychczasowych meczach sezonu Ekstraklasy;
⌚630/630 minut
⚽0 bramek
🅰️0 asystDzisiaj w meczu z Cracovią gol, asysta, wywalczony karny oraz asysta drugiego stopnia i… zejście w 65 minucie.
Logiczne, prawda? pic.twitter.com/I0ju6FU6ne
— Mateusz Perek (@MateuszPerek) September 23, 2023
Pogoń chciała pokazać, że kryzys ma już za sobą
Pogoń bardzo chciała pokazać, że najgorszy kryzys już za nią. Od początku tego meczu doskakiwali wysoko do zawodników gospodarzy, zmuszając ich do oddania piłki na własnej połowie. Dzięki temu „Portowcy” bardzo szybko wyprowadzali ataki. Natomiast Cracovia była stłamszona. Od czasu do czasu wyprowadzała jakąś pojedynczą akcję. Bliski szczęścia był Källman, lecz po jego piętce piłka przeszła obok bramki. Drugą szansę miał Michał Rakoczy, który po tym jak nawinął Rafała Kurzawę, uderzył tuż obok słupka. Poza tym to Pogoń była stroną dominującą i zasłużenie prowadziła.
Cracovia bez pomysłu i bez ataku
Świetnej gry szczecinian nie popsuł na swoje szczęście Mariusz Malec, który swoim nierozważnym zachowaniem sprokurował drugą w tym meczu „jedenastkę”, tym razem dla gospodarzy. Do piłki podszedł poszkodowany Patryk Makuch, ale tym razem górą był Cojocaru, który wyczuł intencje strzelca. W ogóle atak Cracovii funkcjonował słabo i bez pomysłu. Oczywiście przy takim wyniku trudno było o wielką werwę w ofensywie, ale nawet jak przegrywali jednym golem, to tych prób było jak na lekarstwo.
Na otarcie łez w ostatniej akcji spotkania Rakoczy dał jednak chwilę radości kibicom zgromadzonym na stadionie. Wahlqvist nie zrozumiał się z Lončarem, co skrzętnie wykorzystał młodzieżowiec „Pasów”. Popędził sam na sam z rumuńskim golkiperem, po czym umieścił piłkę w siatce.
Nieudany debiut Glika w barwach Cracovii
Niestety dla Kamila Glika, jego debiut w koszulce „Pasów” daleki był od udanego. Choć przy żadnej ze straconych bramek nie maczał palców, to cała defensywa z pewnością nie grała tak, jakby oczekiwał tego Jacek Zieliński. Indywidualnie Kamil nie wyróżnił się niczym, co pomogłoby uniknąć tak srogiej porażki. Pięć straconych goli to jest blamaż. Na jego usprawiedliwienie napiszemy, że jego koledzy wypadli jeszcze gorzej. O Rumunie wspomnieliśmy przy golu na 0:3.
Przepraszam, ale… 😬😬 #CRAPOG pic.twitter.com/AZsXPXIR7M
— Kuba Seweryn (@KubaSeweryn) September 23, 2023
Zwłaszcza czwarty gol Pogoni dobitnie obrazuje nędzę, jaka dziś panowała w formacji defensywy. Efthymios Koulouris przyjął sobie piłkę, nikt do niego nie doskoczył. Ba, pokazał nawet Kamilowi Grosickiemu ręką, że ma wszystko pod kontrolą, co chyba podziałało także na Skovgaarda, który odpuścił doskok do Greka. Ten zaś przymierzył i pięknym strzałem po dłuższym słupku podwyższył prowadzenie na 4:0.
Piąty gol to już było kopanie leżącego. Debiutant Olaf Korczakowski otrzymał świetną piłkę na lewym skrzydle, po czym zagrał wzdłuż pola karnego. Do piłki nie dopadł Luka Zahović, ale akcję zamknął na dalszym słupku powracający po rekonwalescencji Kacper Smoliński. Znów można byłoby zadać pytanie, gdzie podziewali się obrońcy? Kamil Glik asekurował Zahovicia, ale reszta… „Smoła” miał dosłownie autostradę do bramki. Pięć straconych goli – totalna masakra „Pasów”, której uosobieniem była mina właściciela Cracovii po piątym golu.
Pogoń wychodzi z kryzysu, Cracovia się w nim zagłębia
Pogoń Szczecin notuje drugie z rzędu zwycięstwo. I choć na razie były to mecze ze słabą Koroną oraz będącą w dołku Cracovią, to gra szczecinian naprawdę mogła się podobać. Lecz teraz przed nimi poważny test przeciwko Legii uskrzydlonej zwycięstwem z Aston Villą. Dobry wynik przeciwko „Wojskowym” pozwoli w pełni rozgonić tezy o kryzysie. Natomiast Cracovia w niego wpadła i musi sporo poprawić. Zarówno w defensywie, jak i ofensywie, cytując klasyka.