Kaio, Cuperman, El-Hage, Golemić, czyli co najmniej 59 polskich śladów na piłkarskiej mapie świata – część II


Poznajcie piłkarzy polskiego pochodzenia, o których nie mieliście pojęcia

11 grudnia 2019 Kaio, Cuperman, El-Hage, Golemić, czyli co najmniej 59 polskich śladów na piłkarskiej mapie świata – część II
pianetaserieb.it

Kaio, David Cuperman, Danny El-Hage, Vladimir Golemić. Jeśli te nazwiska zbyt wiele Wam na pierwszy rzut oka nie mówią, to jest z Wami wszystko w porządku. Całe to grono łączy bowiem tylko (a może i aż) fakt, że w mniejszym lub większym stopniu są oni związani z naszym krajem. Piłkarze z polskimi korzeniami są tak naprawdę rozsiani po praktycznie całym świecie. Dziś przedstawię sylwetki pięćdziesięciu dziewięciu zawodników, którzy odpowiedzieli mi na prywatne wiadomości i osobiście potwierdzili polskie pochodzenie.


Udostępnij na Udostępnij na

Zapraszamy do drugiej części artykułu na temat poszukiwań piłkarzy polskiego pochodzenia. Jeżeli zaciekawił Was ten temat, a trafiliście na niego dopiero w tej części, to poniżej wstawiamy odnośnik do wcześniejszego tekstu na ten temat.

Kaio, Cuperman, El-Hage, Golemić, czyli co najmniej 59 polskich śladów na piłkarskiej mapie świata – część I

Skandynawia też jest polska

Zgodnie z moimi oczekiwaniami sporo polskich śladów jest w Skandynawii. Takie nazwisko jak Kristian Legiec może mówić coś osobom, które interesują się futsalem. To kapitan i gwiazda reprezentacji Szwecji w piłce halowej. Ma na swoim koncie 63 mecze i aż 45 bramek dla Trzech Koron, a kilkanaście dni temu odebrał nagrodę dla najlepszego halowego zawodnika w Szwecji w 2019 roku. Raczej nie będzie przesadą stwierdzenie, że mamy tu do czynienia z jednym z najlepszych futsalistów świata. Związek z Polską zawdzięcza temu, że oboje rodziców pochodzą z Legnicy. On sam po polsku nie mówi, ale ponoć bardzo dużo rozumie. Na dużym boisku hobbystycznie występuje w Malmö City.

Alexander Tkacz szybko wyjaśnił, że polskiego paszportu nie ma i takie dane wynikają z pomyłki jego agenta, który na kilku stronach internetowych podał błędną informację. Z nim jest o tyle ciekawa sprawa, że mama jest Polką, a ojciec już Szwedem. Ojciec jego taty jest już za to Polakiem, stąd przyznał, że jego rodzice mówią w naszym języku doskonale. Od razu wspomniał, że bardzo dobrze zna Pawła Cibickiego i Ivo Pekalskiego, przeciwko którym często grał na juniorskich szczeblach. Mówi, że chciałby zagrać kiedyś w Polsce, ale obawia się, że może to być dla niego zbyt wysoki poziom. Wcześniej był podstawowym lewym obrońcą szwedzkiego klubu Landskrona BoIS, ale po spadku z drugiej do trzeciej ligi obecny sezon może pisać na straty.

Polskie korzenie potwierdził także David Zlotnik, który ostatnio występował w szwedzkiej trzeciej lidze w Akropolis IF. W niższych ligach gra także jego brat – Adam. Ostatnio jego pracodawcą było Aspudden-Tellus. Obaj występują w środku pola. Na pytanie o powiązania z naszym krajem twierdząco, choć lakonicznie, odpowiedział Brandon Camacho Sobek. Od kilku lat regularnie gra w drugiej linii czwartoligowego Högaborgs. Podobnie było z Mattiasem Galuchowskim. Były zawodnik szóstoligowego Spårvägens dodał tylko jeszcze, że potrafi płynnie się porozumiewać w naszym języku. Ze Szwecji jakiś czas temu postanowił wyjechać za to Niklas Brodacki. Napastnik kilka lat temu bardzo dobrze się zapowiadał, strzelając seryjnie bramki dla młodzieżowej drużyny IFK Norrköping. Później cały rozwój niestety wyhamował i najpierw wylądował w drugiej lidze szwedzkiej, a potem na niskim szczeblu w Stanach Zjednoczonych, gdzie obecnie jest zawodnikiem Flint City Bucks. Jego matka urodziła się we Wrocławiu, ale on sam większość życia spędził w Szwecji i USA.

Kiedyś wydawało się, że dużą karierę może zrobić Sebastian Ludzik, którego rodzice pochodzą z Polski. Jako nastolatek mógł właściwie wybierać, czy grać dla młodzieżówek polskich, czy szwedzkich. Ostatecznie jednak tylko na głosach o wielkim talencie się skończyło. Najwyższy poziom, na jaki się wspiął, to druga liga. Pięć lat temu zadebiutował w Hammarby, gdzie niedawno współwłaścicielem został Zlatan Ibrahimović. Od  2015 roku obrońca gra już jedynie na trzecim szczeblu. Obecnie jest zawodnikiem Sztokholm Internazionale.

Dość znanym niegdyś piłkarzem był Tomasz Sokolowski. U nas zapewne należałoby dodać po jego nazwisku jeszcze rzymską trójkę. On był jednym z tych, którzy ku mojemu zdziwieniu odpisali mi w języku polskim. Jednokrotny reprezentant Norwegii urodził się w Szczecinie, gdy w Pogoni występował jego ojciec, stąd ma polskie obywatelstwo. Jest synem Kazimierza Sokołowskiego – byłego reprezentanta Polski i wicemistrza Europy U-18 z 1981 roku. Przyznał, że był kiedyś bardzo blisko transferu do Lechii Gdańsk i właśnie Pogoni. Na koniec napisał, że nie ma już co prawda dostępu do koszulek, ale może mi na pamiątkę wysłać swoje… korki. Defensywny pomocnik przez lata był bardzo solidnym zawodnikiem norweskiej ekstraklasy, a szczyt formy osiągnął jako zawodnik Lyn Oslo. Poważne granie skończył w 2014 roku, a definitywnie buty na kołku zawiesił kilka miesięcy temu. Dziś do południa pracuje w gimnazjum, by po południu prowadzić czternastolatków Stabæk. Wieczorem zaś wciela się w rolę trenera jednej z czwartoligowych drużyn.

Po polsku skontaktował się ze mną również Alex Krawiec. Skrzydłowy trzecioligowego Ørn Horten ma polskie obywatelstwo, bo praktycznie cała jego rodzina pochodzi znad Wisły. On jednak urodził się i wychował we Włoszech. Trenował między innymi w Alfaternie. Ponoć miał propozycję dołączenia do szkółki SSC Napoli, ale nie miałby możliwości regularnych dojazdów na treningi. Teraz stara się o transfer do Polski, ale jak sam przyznaje, słabo to widzi.

Naszego języka uczy się także Andreas Druzkowski, którego ojciec pochodzi z Elbląga. Obecnie występuje w Tiller Idrettslag z niższej ligi. Do naszego kraju planuje przyjechać po ukończeniu u siebie studiów magisterskich. Chciałby rozpocząć tu pracę związaną z futbolem.

W Islandii nie tylko Prince Polo

Poza Szwecją i Norwegią mamy także oczywiście Islandię. Nikolaj Hansen swoją karierę rozpoczął w rodzinnym Vestsjælland. Po awansie do najwyższej ligi nie grał zbyt regularnie i zdecydował się na przeprowadzkę do drugoligowego HB Køge. Jego pobyt tam okazał się jednak nieudany i wrócił do macierzystej drużyny. Tam jednak zaczęły się problemy finansowe i klub zbankrutował. Młody napastnik miał dość Danii, przez co zaczął się rozglądać nad nowym pracodawcą – najlepiej poza granicami kraju. Agent zaproponował mu przejście do grającego w islandzkiej ekstraklasie Valur Reykjavík. Z początku szło mu tam całkiem nieźle, ale niestety później doznał kontuzji podbródka. Niemniej i tak na swoje konto może zapisać zdobycie Pucharu Islandii. Po przedłużeniu umowy popadł jednak konflikt z ówczesnym trenerem i jego kontrakt został rozwiązany za porozumieniem stron. Valur zdobyło jeszcze mistrzostwo kraju, więc śmiało może sobie dopisać do CV kolejne trofeum. W końcu został piłkarzem nieco słabszego zespołu Úrvalsdeild –  Víkingur Reykjavík. Po nieoczekiwanym zdobyciu Pucharu Islandii przedłużył umowę ze swoim klubem i obecnie jest jego podstawowym snajperem. Ma podwójne obywatelstwo, bo jego mama pochodzi z Pabianic. Niestety nie mówi w naszym języku, czego teraz żałuje. W Polsce jest jednak bardzo często, chociaż już nie rok w rok, jak to miało miejsce kiedyś.

W Islandii wciąż kopie Maciej Andreas Sciborowski, którego rodzice pracowali na pełen etat w Danii, przez co do siódmego roku życia połowę czasu spędzał tam, a połowę w Polsce. Przyznaje, że w naszym języku potrafi rozmawiać płynnie, ale znacznie gorzej idzie mu z pisaniem. Niemniej potrafił mi oznajmić, że naszą ogląda zawsze, ale z ekstraklasą już mu nie po drodze. W piłkę zaczął grać dopiero po przeprowadzce do Skandynawii. Jako nastolatek trenował w FC Midtjylland, ale powiedziano mu, że jest zbyt słaby. Przeszedł do Skive IK, gdzie dziś znajduje się już w kadrze seniorów drużyny zaplecza duńskiej Superligaen. Mówi, że choć dobrze mu w Danii, to marzy, by pewnego dnia zagrać w Polsce. Przyznał, że gdy sporo osób go pyta o jego nietypowe nazwisko, to z dumą opowiada o związkach z Polską. Stara się zmienić postrzeganie Polaków za granicą, ponieważ słyszał na nasz temat wiele nieprzychylnych stereotypów, które chce zwalczać.

W tym rejonie Europy mamy jeszcze Fina – Martina Cristiana Kuittinena Zbijewskiego. Jego podwójne obywatelstwo to zasługa matki, z którą co ciekawe rozmawia tylko w naszym języku. Ma nawet na koncie jeden mecz w reprezentacji Polski do lat osiemnastu. Dziś skrzydłowy występuje w drugoligowym islandzkim Víkingur Ólafsvík. Wcześniej terminował w szkółce Realu Valladolid i grał w niższych ligach portugalskich.

To zapoczątkowało wszystko

Przechodząc do kolejnych zakątków Europy, przedstawię Wam chyba mój ulubiony przypadek. Vladimir Golemić jest pierwszym piłkarzem, który mi odpisał na moją wiadomość i to on spotęgował dalsze zainteresowanie tematem. Od razu wyjaśnił, że rzeczywiście ma polskie obywatelstwo, a to dzięki temu, że z Polski pochodziła babcia, która poślubiła Serba. Nigdy jednak nie uczył się naszego języka, choć poznał parę słówek dzięki pobytowi w Niemczech. W szatni Energie Cottbus spotkał bowiem Dawida Kriegera oraz Roberta Rudnika, z którymi spędzał najwięcej czasu. Marcela Brzenski zbytnio nie pamięta, bo był wtedy kontuzjowany. Co ciekawe, osiem lat temu, po odejściu z Energie, starał się o angaż w Górniku Łęczna, jednak jego kandydaturę odrzucono. On wylądował wówczas na Słowenii i Serbii, a po rozegraniu dwóch dobrych sezonów w barwach FC Lugano przeszedł do FC Crotone. Dziś jest absolutnie kluczowym stoperem klubu z Serie B. Zresztą poza Golemiciem, we Włoszech mamy jeszcze sporo innych polskich śladów – choć już na znacznie niższym poziomie.

Najzabawniejsza historia wiąże się chyba z Salvatore Giglio, którego matka jest Polką. Ku mojemu zdziwieniu, dostałem od niego na Instagramie wiadomość głosową. Kliknąłem odtwarzanie, aż nagle usłyszałem kobiecy głos. Okazało się, że to matka wychowanka US Lecce. Zawodnik pokazał jej moje pytania i postanowiła sama na wszystko w naszym języku, choć z uroczym akcentem, odpowiedzieć. Na koniec dodała, że… jakbym znalazł się w Polsce jakiś klub, to byłoby im bardzo miło. Giglio gra na środku pomocy i obecnie jest bez klubu. Ma na koncie masę meczów na trzecim i czwartym poziomie rozgrywkowym we Włoszech. Rodziców z Polski ma również Fabio Tarnowski. On sam jednak urodził się we Włoszech, choć przyznaje, że co nieco zna polski i zawsze przyjeżdża tu na wakacje i Święta, ponieważ stąd są jego rodzice. Najwyższy poziom, na jakim zagrał w profesjonalnej piłce, to czwarta liga, kiedy to rozegrał kilka lat temu cztery mecze dla Derthony. Obecnie studiuje w Stanach Zjednoczonych na prywatnej uczelni Central Mathodist University i występuje w piłkarskiej drużynie tego uniwersytetu – Central Methodist Eagles.

Dalsze włoskie poszukiwania

W czwartej lidze zadebiutował wiosną tego roku syn Polki – Matteo Miglio. Środkowemu pomocnikowi udało mu się to w barwach Atletico Terme di Fiuggi. Jego imiennik, Matteo Iervolino, ma za to polską babcię. Mieszkała blisko Warszawy i nauczyła go trochę naszego języka. Poza tym, co roku dwa lub trzy razy stara się odwiedzić nasz kraj. Podobnie jak koledzy wyżej, nie wspiął się jak na razie ponad poziom czwartej ligi, w której obrońca zagrał dla Montecatini Calcio. Przedostatni Mateusz to Matteo Di Ridolfi, który dzięki matce z Polski potrafi porozumiewać się w naszym języku. Regularnie utrzymuje nawet kontakt z dziadkiem od jej strony na WhatsAppie. Niestety jego przygoda z piłką skończyła się bardzo szybko, bo po niedawnym przejściu do Mutignano Calcio zdecydował się przestać grać. Zajął się studiami inżynierskimi na kierunku zarządzania na uniwersytecie w Parmie.

Praktycznie identyczna sytuacja jak z osobami powyżej jest z Alessandro Lucangelim. Również on jest synem Polki i podobnie jak panowie wyżej, zagrał maksymalnie na poziomie czwartej ligi.  Konkretnie dwa lata temu między słupkami Lanusei Calcio. Wcześniej zaliczył co ciekawe epizod w Polsce, grając parę meczów w Małopolskiej Lidze Juniorów w barwach Krakusa Nowa Huta. Jest jeszcze Matteo Szczesniak. On jednak nie wybił się ponad juniorski poziom Ternany.

Myślałem, że więcej tego typu osób będzie we Francji. Niemniej i tak swoje związki z Polską potwierdził na przykład Alexis Zmijak, który od lat jest podstawowym obrońcą czwartoligowego francuskiego Iris Club de Croix. Podobnie odpisał Calvin Stagni. Z naszego kraju pochodzi jego matka. Co ciekawe, przyznał, że miał kiedyś okazję gry dla reprezentacji Polski do lat siedemnastu. Jego kariera nie potoczyła się jednak tak, jak powinna. Na tę chwilę ma bowiem problem, by przebić się w trzecioligowym Jura Sud Foot. Na koniec zostały jeszcze dwa pojedyncze przypadki. Skoro już byliśmy przy Włoszech i Francji, to teraz wspomnę o występującym w Belgii Branko Gronskim. Młody napastnik szybko zadeklarował, że w przyszłości chciałby grać dla reprezentacji Polski. Może być jednak o to dość trudno, skoro do tej pory średnio sobie radzi w trzecioligowym Patro Eisden Maasmechelen.

Ostatnim przedstawionym przeze mnie piłkarzem będzie rodzynek z Rumunii, czyli Samir Gabor. Napastnik urodził się co prawda w Polsce, ale tylko dlatego, że akurat pracowali tutaj jego rodzice. Wobec tego nie czuje żadnego emocjonalnego związku z naszym krajem i dało się to odczuć podczas krótkiej, suchej wymiany zdań. W piłce idzie mu raczej średnio, bo dalej gra w czwartej lidze rumuńskiej w barwach ASF Zărneşti.

***

To wszyscy zawodnicy, u których udało się zweryfikować związki z Polską, to znaczy postanowili się ze mną skontaktować i podzielić się swoją historią. Dodam jedynie, że w sumie na wszystkie moje wiadomości merytorycznie odpisało jakieś trzydzieści procent piłkarzy, do których się odezwałem. Część odpowiedziała jedynie emoji, inna grupa tylko wyświetliła, a pozostali nie dali żadnego znaku. Ich oczywiście nie ma w całym zestawieniu. Niemniej i tak jestem bardzo zadowolony z ich odzewu i odbioru całej akcji. Przyznam, że to było po prostu miłe, jak ktoś nie lekceważył wiadomości od anonimowej dla siebie przecież osoby, a wręcz przeciwnie – rozpisał się niekiedy na dobre kilkadziesiąt zdań.

Co prawda mało jest tu piłkarzy, którzy mają szansę na jakąś większą karierę, ale tak naprawdę nie o to w całej tej akcji chodziło. Wciąż warto jednak odnotować, że na porządnym poziomie grali lub grają w Ameryce Południowej Germano i Enzo Kalinski, pewny plac w Serie B ma Vladimir Golemić, a ponoć papiery na niezłe granie mają podobno Filip Marschall lub Kaio. Najbardziej sympatyczne w tym wszystkim jest to, że większość z nich ma jakąś wiedzę o naszym kraju, niektórzy starają się tu przyjeżdżać, a kilku jest w stanie płynnie w naszym języku rozmawiać bądź pisać. Sporo osób ma również ustawioną flagę Polski w opisach swoich profili na Instagramie. Uwagę musiałem jednak tylko zwrócić Davidowi Cupermanowi, któremu polska flaga pomyliła się z tą… Indonezji. Szybko jednak naprawił błąd, kilkukrotnie mnie przepraszając.

Na koniec pytanie, tylko z ręką na sercu: ilu graczy z powyższego grona kojarzyliście?

Komentarze
Sopel (gość) - 5 lat temu

"Ilu graczy z powyższego grona kojarzyliście?" - szczerze, z ręką na sercu znałem 40 na 60 wymienionych w obydwu artykułach - większość znana z bazy Football Managera, inni z dawnej strony gramydlapolski.pl

Bardzo miły materiał, temat polskich korzeni w piłce moim zdaniem bardzo ciekawy, mam nadzieję że nie ostatni :)
Z ciekawych nazwisk z możliwie ciekawą historią polecam sprawdzić:
Włochy: Davide Mastaj (Carpi),
Argentyna: Franco Troynasky (CA Union), Juan Komar (CA Telleres)
Portugalia: Kady Iuri Borges Malinowski (Estoril)
Czechy: Marek Szotkowski (Petrkovice)
Niemcy: Kevin Guerra (ATSV Erlangen) Philipp Velosa (SV Wehen) Serkan Yildirimer (Holstein Kiel)
Ruminia: Aleksandru Longher (FC Botosani)
Belgia: Maksym Bah
Francja: Jerome Simon (RFSU Luxembourg)
Hong Kong: Conrad Szymanski (Club Colts)
Kolumbia: Steve Makuka (Atlético Bucaramanga)

Odpowiedz
Arek Stelmach (gość) - 5 lat temu

Wymienieni wyżej zawodnicy po prostu mi nie odpisali. W tekście zawarłem tylko tych zawodników, którzy mieli chęć się skontaktować i potwierdzić polskie pochodzenie. W bazie FM-a jest bowiem kilka błędów i na przykład Bruno Kischinhevsky o niczym nie wie, bo ma jedynie brazylijski i portugalski.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze