Jose Mourinho powraca – (nie)kontrolowane trzęsienie ziemi w Tottenhamie


Szaleństwo czy może pokrętna logika? Analizujemy niespodziewane zatrudnienie Jose Mourinho przez Tottenham

20 listopada 2019 Jose Mourinho powraca – (nie)kontrolowane trzęsienie ziemi w Tottenhamie

– Nigdy nie poprowadzę Tottenhamu ze względu na fanów Chelsea – mówił Jose Mourinho jeszcze w 2015 roku. A jednak nagle zmienił zdanie i skorzystał z prawdziwego trzęsienia ziemi, jakie miało miejsce wczorajszego wieczora w Londynie. Mauricio Pochettino został zwolniony z klubu, w którym pracował od ponad pięciu lat. Z klubu, który wzniósł na nowe wyżyny. Teraz „Koguty” czeka rewolucja – oby nie okazała się krwawa.


Udostępnij na Udostępnij na

Można powiedzieć, że stało się to, czego można było się spodziewać od dłuższego czasu. 25 punktów w 24 ostatnich meczach Premier League, najwięcej porażek w roku kalendarzowym od 11 lat oraz seria bez wygranej na wyjeździe od stycznia. 14. miejsce w lidze i porażka 2:7 z Bayernem Monachium.

Cudowny finał Ligi Mistrzów z poprzedniego sezonu rzeczywiście nieco tuszował katastrofalną formę Tottenhamu w 2019 roku. Jednak mimo sygnałów dobiegających do kibiców od dłuższego czasu samo zwolnienie Mauricio Pochettino spadło na nas jak grom z jasnego nieba. A jeszcze mocniej uderzyło nas nazwisko jego następcy – do wielkiej piłki wraca przecież Jose Mourinho.

Jest to decyzja balansująca na cienkiej granicy między odwagą a szaleństwem. Całkowite zerwanie z dotychczasową filozofią klubu i polityką Daniela Levy’ego. A jednak w tym całym zamieszaniu można dostrzec pewną logikę. Pokrętną, nieco naciąganą, ale jednak logikę. Portugalczyk bowiem wcale nie musi okazać się gwoździem do trumny dzisiejszego Tottenhamu. Zarząd londyńskiego klubu musi jednak zdawać sobie z jednej rzeczy sprawę – Mourinho przychodzi z całym pakietem swoich plusów, ale też minusów. Pozostaje niepewność, których będzie więcej.

Tottenham musi się zmienić dla Mourinho

Pochettino doskonale wpisywał się w dotychczasową filozofię Tottenhamu. Dzięki mozolnej pracy i wierze w utalentowaną młodzież Argentyńczyk przekształcił „Koguty” w klub aspirujący do najwyższych celów. W ciągu pięciu lat czterokrotnie kończył sezon w czołowej czwórce Premier League, a raz nawet na pozycji wicemistrza kraju. Jednak z czasem formuła zaczęła się wyczerpywać. Pochettino powoli docierał do ściany w postaci śmiesznie niskiego budżetu transferowego i coraz częstszych problemów kadrowych. Brak zmiennika dla często kontuzjowanego Kane’a, niejasne sytuacje kontraktowe Alderweirelda, Vertonghena i Eriksena – na monolicie londyńskiego klubu systematycznie pojawiały się nowe pęknięcia.

Pochettino coraz głośniej zaczął wyrażać swoje niezadowolenie: – Musimy zacząć myśleć jak wielkie kluby, by móc z nimi rywalizować. Takie deklaracje jasno uderzały w Daniela Levy’ego i tutaj musiał zacząć się konflikt obu panów. Wydaje się, że prezes wreszcie wziął sobie tę radę do serca, uznając jednocześnie, że stworzy wielki klub już bez pomocy zasłużonego Argentyńczyka.

Jose Mourinho nie będzie jednak już taki cierpliwy jak swój poprzednik. Zakontraktowanie Portugalczyka oznaczać musi, że Daniel Levy planuje klubową ofensywę. Już sam fakt, że Mourinho będzie zarabiał 15 mln funtów rocznie (niemalże dwa razy więcej od „Pocha”), świadczy o tym, iż prezes klubu ma wielkie zaufanie do wizji nowego menedżera. I jednocześnie że zechce taką wizję finansować transferami, gdyż Mourinho jak mało kto lubi wydawać na kolejnych zawodników.

Mourinho to potencjalna bomba zegarowa

Trzeba jednak zastanowić się nad tym, czy szum, jaki Mourinho wytwarza obecnie wokół siebie, nie bierze się raczej z jego magii nazwiska i ciągłych kontrowersji, a nie rzeczywistej jakości. Jose zapewne uda się wytworzyć w zespole efekt nowej miotły. W końcu gorzej niż ostatnio ta drużyna grać nie może i 14. lokata w tabeli jest mocno poniżej jej kadrowych możliwości. Z pewnością „Koguty” jeszcze włączą się do walki o czołową czwórkę w tym sezonie. Niemniej tutaj chodzi o pewną wizję długofalową.

Tottenham do tej pory funkcjonował racjonalnie i spokojnie. Projekt zespołu był budowany na długie lata na podstawie wizji jednego człowieka. Teraz jednak przychodzi menedżer, który w historii swojej pracy lubił pozostawiać za sobą zgliszcza. Szybko coś budował, ale równie szybko niszczył. Arogancki wobec dziennikarzy i łatwo popadający w konflikty z własnymi zawodnikami. Wszyscy pamiętamy przecież jego słynne „sri nil” w końcówce swojej pracy na Old Trafford.

Jeśli coś zacznie zgrzytać w maszynce Mourinho, w klubie tworzy się wielki syf. Ten menedżer jest jak huragan – przychodzi znienacka i szybko odchodzi, zostawiając za sobą ruiny. Znając nieustępliwy charakter Daniela Levy’ego, już niedługo będziemy mogli zaobserwować przeciąganie liny dwóch tych wielkich ego. Wydaje się jednak, że prezes klubu godzi się z takim ryzykiem.

Ostatnia szansa Portugalczyka

Po nieudanej przygodzie z Manchesterem United Mourinho postanowił odsunąć się na jakiś czas w cień i został ekspertem telewizyjnym. I mimo że radził sobie tam świetnie, to jednak czuć było z jego strony tę ciągłą tęsknotę za wielkim futbolem. Portugalczyk uzbroił się w cierpliwość i czekał na swoją optymalną posadę. I ta właśnie nadeszła, gdyż Tottenham znajduje się w idealnym położeniu dla tego menedżera. Nie jest to klub z absolutnego topu, więc nie będzie od razu wielkiej presji na trofea i sukcesy. Nie jest to także mały klub, a mocna kadra i gra w Lidze Mistrzów pozwala mu ciągle być w blasku jego ukochanych fleszy.

Tym samym „Koguty” mogą być ostatnią szansą Portugalczyka na przywrócenie renomy własnemu nazwisku. W Manchesterze United mógł mieć wymówki, ale teraz się one skończyły. Przejmuje on bowiem bardzo dobry, na pewno lepszy niż poprzednio skład, mający w zanadrzu kilku graczy klasy światowej.

Jednak przede wszystkim Mourinho będzie musiał wejść w rolę swoich następców – uporządkować i odbudować zespół, który wydaje się na finiszu pewnego cyklu. Zwykle to Mourinho zostawiał za sobą spaloną ziemię, a tutaj będzie ją musiał z powrotem nawozić. Powinien zacząć od uporządkowania kwestii kadrowej i wyklarowania sytuacji Eriksena oraz pary obrońców. Koniecznie trzeba ustabilizować formację obronną, która przez większość kadencji Pochettino była główną siłą drużyny. Musi spróbować nie tylko zatrzymać takich graczy jak Harry Kane i Heung-Min Son, ale też sprowadzić świeżą krew.

Jednak przede wszystkim Jose Mourinho musi odbudować w Tottenhamie wiarę we własne umiejętności oraz nauczyć go wreszcie wygrywać.

Mourinho receptą na trofea

Tutaj bowiem można odnaleźć najważniejszy argument za tym menedżerem. On jest urodzonym zwycięzcą. W każdym klubie, w którym pracował, zdobywał jakiś puchar już w pierwszym sezonie swojej pracy. I choć teraz nie oczekujemy od niego podobnej sztuki (choć jakiś Puchar Anglii byłby pewnie mile widziany), to Mourinho zdecydowanie idzie tam po tytuły. Portugalczyk może być tym kluczowym elementem, który odklei z Tottenhamu tę łatkę wiecznych przegranych.

Być może właśnie tej cechy brakowało u Pochettino. Mourinho może i nie będzie grał tak widowiskowo jak Argentyńczyk i nie będzie dobrym wujkiem dla swoich zawodników. Co jednak Jose wniesie, to pewien surowy pragmatyzm, który często w futbolu na najwyższym poziomie bierze górę.

Portugalczyk ma zatem wszystkie karty na stole. Albo zrobi z nich dobry użytek i wygra tę partię, albo z kretesem straci ostatnie oszczędności. Niezależnie od wyniku jedno jest pewne – wraz z Mourinho do Premier League wraca piłkarskie show.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze