Jose Mourinho masakruje United na Old Trafford po szalonym starcie spotkania


Jose Mourinho zmiażdżył United, a jego Tottenham zagrał fantastycznie w ofensywie. "Kogutom" pomógł fantastyczny jak zawsze Heung-min Son

4 października 2020 Jose Mourinho masakruje United na Old Trafford po szalonym starcie spotkania
www.opnlttr.com

Jose Mourinho ostatni raz na Old Trafford przyjechał w grudniu 2019 roku. United wygrało tamto spotkanie 2:1, pokonując swojego byłego menedżera. Od tamtej pory minęło ponad dziesięć miesięcy, a drużyna Mourinho po tym okresie może być nazywana jego. Wtedy w grudniu spędził z zespołem tylko dwa tygodnie. Już w meczu w Londynie w czerwcu Tottenham zagrał lepiej, ale tylko zremisował 1:1 z Manchesterem. W trzecim spotkaniu portugalski szkoleniowiec na pewno liczył na zwycięstwo, ale rozmiar wygranej mógł zaskoczyć nawet jego.


Udostępnij na Udostępnij na

Solskjaer wysłał w bój prawie całą klasyczną jedenastkę z końcówki poprzedniego sezonu. Zmienił tylko przeciętnego Lindelofa, wysyłając w jego miejsce Iworyjczyka Bailly’ego. Jose Mourinho mógł skorzystać za to z Koreańczyka Sona, o którym portugalski szkoleniowiec mówił, że raczej nie zagra przez kilka dni. Poza tym szansę na debiut w barwach „Kogutów” dostał Reguilon.

Szaleństwo

Jeżeli Jose Mourinho i Ole Gunnar Solskjaer mieli jakieś plany na początek tego spotkania, to na pewno żaden z nich nie przewidział tego, co wydarzyło się w pierwszych siedmiu minutach meczu. Już po kilkunastu sekundach szkoleniowiec Tottenhamu mógł patrzeć z niedowierzaniem na to, co zrobiła obrona jego drużyny. Zanim mecz się na dobre zaczął, to już w polu karnym „Kogutów” po kontakcie z Sanchezem upadł Martial. Szybki rzut karny w wykonaniu Bruno Fernandesa i United prowadziło 1:0. Wydawało się, że drużyna z Manchesteru może spokojnie kontrolować początek spotkania.

Portugalski szkoleniowiec mógł powoli szykować reprymendy dla swoich zawodników za początek meczu, ale ci szybko dali mu powody do lepszego samopoczucia. W 4. minucie błąd w polu karnym popełnił Maguire. Piłka spadła pod nogi Shawa, ale Anglik stracił ją na rzecz Lameli, który wybił futbolówkę pod nogi Ndombele. Francuz bez wahania zamienił ją na gola.

Trzy minuty po wyrównaniu z autu szybko akcję wznowił Harry Kane. Ponieważ podawał do Sona, a piłki posyłane przez Anglika do Koreańczyka magicznie zamieniają się na asysty, to w 7. minucie było już 2:1 dla Tottenhamu. Obrona Manchesteru United dała kolejny powód do tego, by uważać ją za co najmniej przeciętną.

Dziecinność, głupota i błędy

Mecz na Old Trafford im dłużej trwał, tym coraz bardziej szokował. Po tym, jak Tottenham szybko podniósł się po stracie gola w 2. minucie, szedł dalej po swoje. Wydawało się, że lada chwila padnie kolejna bramka. Zamiast tego zobaczyliśmy czerwoną kartkę dla Anthony’ego Martiala. Jednak już nie chodzi nawet o to, jak piłkarz United się zachował, bo była to czysta głupota, ale o prowodyra całej sytuacji. W polu karnym w 28. minucie Erik Lamela uderzył francuskiego napastnika „Czerwonych Diabłów” łokciem w szyję i gdyby ten upadł, Argentyńczyk otrzymałby czerwoną kartkę. Zamiast tego Martial oddał rywalowi, co widział sędzia Taylor i ukarał napastnika United czerwoną kartką.

Pomijając zachowanie obydwu zawodników, sędzia Taylor w tej sytuacji popełnił błąd. Nawet z VAR-em sędziowie nie podjęli decyzji, żeby ukarać Lamelę. Wydaje się, że zamiast jednego kartonika sędzia powinien pokazać dwie czerwone kartki w tej sytuacji albo zamiast czerwonej Martiala pokazać po jednej żółtej obu zawodnikom. Kolejna kontrowersja angielskich sędziów w tym sezonie.

Rozstrzelać rywala

Po czerwonej kartce nikt nie musiał zachęcać Tottenhamu do tego, by atakować i po trzech minutach od wyrzucenia Martiala z boiska Harry Kane pokonał Davida de Geę, zmieniając wynika na 3:1. United bez napastnika musiało grać trochę ostrożniej, ale z drugiej strony nie miało do tego warunków. Piłkarze z Old Trafford próbowali indywidualnych czy też dwójkowych akcji, by przenieść się w pole karne „Kogutów”. Jednak w 37. minucie na wykroku jednego z obrońców złapał Aurier i podał w pole karne. Tam zaś fantastycznie do futbolówki stopę przyłożył Son i było już 4:1. United powoli zaczęło zmierzać w kierunku wielkiego upokorzenia, po raz pierwszy tracąc cztery gole w pierwszej połowie w erze Premier League.

Jose Mourinho mógł po raz trzeci w tym sezonie ligowym zejść do szatni zadowolony. Do tego zapowiadała się spokojna druga połowa, w której Tottenham mógł grać tak, jak uwielbia Portugalczyk. Spokojnie budując od tyłu swoje akcje, opierając kontrataki na będącym w fantastycznej formie Heung-min Sonie. Pierwsze zwycięstwo na Old Trafford dla Mourinho w roli trenera „Spurs” wydawało się kwestią godziny, jaka pozostała do ostatniego gwizdka.

Wszystko pod kontrolą

Drużyna Jose Mourinho na spokojnie rozpoczęła drugą połowę i z pełną gracją zmierzała po zwycięstwo. Jeżeli w United szukano nadziei i szansy na wygraną, to w 51. minucie Aurier zadbał o to, by wyrzucić je z głów piłkarzy z Old Trafford. Pełna kontrola i spokojne rozgrywanie piłki w środku pola doprowadzały kibiców „Czerwonych Diabłów” do szaleństwa. Trzeba oddać Tottenhamowi, że nie oddawał piłki rywalowi, czekając na jego odpowiedź, ale chciał prowadzić grę. Zdecydowanie Mourinho nie nakazał stawiania autobusu w polu karnym swojej drużyny. Tottenham portugalskiego szkoleniowca skupił się na tym, by z piłką przy nodze, mając pełną kontrolę, dograć do końca mecz na Old Trafford.

„Koguty” przeszły po „Diabłach”

Przed meczem trudno było powiedzieć, kto jest w tym spotkaniu faworytem. Po początku wydawało się, że to United może okazać się lepsze, ale im dalej w mecz, tym było tylko gorzej. Jose Mourinho w końcu triumfuje z United jako trener Tottenhamu, do tego w przytłaczającym rywali stylu. W Manchesterze zaś w końcu przekonali się, jak fatalna jest sytuacja w formacji defensywnej na Old Trafford. Nie ma w czerwonej części Manchesteru dobrego środkowego obrońcy albo co najmniej takiego w formie. Na kogo by nie postawić, popełnia błąd i powoli wydaje się, że może dobrym pomysłem byłoby zagranie duetem Lindelof – Bailly. Maguire miał być zbawicielem defensywy United, a z każdym meczem przekonuje kibiców i włodarzy klubu, że bliżej mu do poziomu Kepy w Chelsea.

Jose Mourinho może podziękować piłkarzom, bo zagrali wyśmienicie. Może mrugnąć okiem do sędziów, mimo wszystko pomogli zespołowi z Londynu. Na koniec fantastyczny Son i Kane, ale także nadzieja dla Alliego, bo Anglik dostał jakieś minuty w Premier League, odkąd został zdjęty w przerwie inauguracyjnego meczu z Evertonem. W Tottenhamie wszystko zaczyna iść w dobrą stronę. W Manchesterze United po słowach, że trzeba zacząć walczyć o tytuł, że trzeba być poważnym, trzeba usiąść i pomyśleć. Na Old Trafford powinni się zastanowić nad tym, co zmienić, żeby w końcu wróciły jakiekolwiek sukcesy. Cokolwiek wydarzy się w United, to musi mieć miejsce teraz, bo z taką grą skończy się bez europejskich pucharów, a może nawet blamażem i niskim miejscem w lidze.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze