Hiszpania na gorąco: Pochettino jako pierwszy?


27 listopada 2012 Hiszpania na gorąco: Pochettino jako pierwszy?

Mamy już pierwszą ofiarę sezonu 2012/2013 w Hiszpanii. Jest nią były już trener Espanyolu Barcelona Mauricio Pochettino, który stracił pracę po porażce z Getafe. Teraz wypada się zastanowić, kto będzie następny, bo kandydatów nie brakuje.


Udostępnij na Udostępnij na

Argentyński szkoleniowiec przez wielu ludzi futbolu uważany jest za niezwykły trenerski talent. Dla kibiców Espanyolu był wielkim idolem – pewnie dalej jest. Fani „Los Pericos” nie dawali po sobie poznać, jakoby nie podobała im się obecność Pochettino na ławce trenerskiej. Katalończycy co prawda od początku sezonu okupowali miejsca w dolnej części tabeli, ale nikt nawet nie śmiał zrzucać winy na trenera, który tak wiele dał swojemu klubowi. Rok po roku były reprezentant Argentyny musiał się mierzyć z odejściami wielu podstawowych zawodników. Każdy okres przygotowawczy do nowego sezonu był wielkim wyzwaniem. Kompletowanie składu, wdrażanie nowych pomysłów i tworzenie zespołu z grupy piłkarzy, których zarząd akurat postanowił sprowadzić.

Mauricio Pochettino
Mauricio Pochettino (fot. marca.com)

Przed obecnym sezonem z Cornella-El Prat odeszli tacy zawodnicy, jak: Romaric, Didac Vila, Weiss czy Coutinho. W ich miejsce sprowadzono co prawda zastępców, ale tym razem coś najwyraźniej poszło nie tak. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że Pochettino po raz kolejny powinien zrobić coś z niczego. To coś niestety nie zaskoczyło. Trener i zarząd klubu uzgodnili, że nie ma sensu dalej ciągnąć tego wózka, i rozwiązali umowę za porozumieniem stron. Argentyńczyk, mimo fatalnego rozpoczęcia obecnego sezonu, zapewne niebawem znajdzie pracę w innym szanowanym klubie, bo jest nie lada specjalistą i nikt nie może w to wątpić. Swego czasu mówiło się przecież o tym, że w przyszłości może prowadzić takie kluby jak Real czy Barcelona. Nawet na takie spekulacje czymś trzeba sobie zasłużyć. Decyzja o opuszczeniu Espanyolu była, mimo wszystko, chyba jedyną słuszną decyzją.

Pozostaje pytanie: czy Pochettino rozpoczął trend na zwolnienia trenerów? Na Półwyspie Iberyjskim mówi się przecież nawet o tym, że sam Jose Mourinho może zakończyć pracę w Realu Madryt. Nikt nie odważy się powiedzieć, że stanie się to w środku sezonu, ale coś ewidentnie jest na rzeczy. W dużo gorszej sytuacji niż Portugalczyk jest jednak spora grupa innych trenerów, którzy mogą drżeć o swoje posady. Najbardziej zaskakująca sytuacja tyczy się Mauricio Pellegrino, który miał wprowadzić do Valencii powiew świeżości. Unai Emery nie był dla „Nietoperzy” zły, ale na Mestalla stwierdzono, że walka po raz wtóry o jak najmniejszą stratę punktową do Realu i Barcelony jest już nie do zaakceptowania. Teraz w Walencji jest jeszcze gorzej, bo fani z niepokojem oglądają się za plecy. Przecież sześć punktów przewagi nad strefą spadkową to wcale nie tak dużo.

Przed sezonem z Valencii odeszło kilku wartościowych graczy, z Jordim Albą na czele, ale w ich miejsce sprowadzono nie mniej utalentowanych kopaczy. Aly Cissokho, Andres Guardado czy Fernando Gago to w końcu nazwiska znane w piłkarskim świecie. Pellegrino nie ma niestety pojęcia, jak z jedenastu piłkarzy stworzyć prawdziwą drużynę. Valencii brak jakiegokolwiek stylu, brak automatyzmu i brak widocznego lidera. Przed rokiem był nim Roberto Soldado. Hiszpan co prawda nadal co jakiś czas strzeli jakąś bramkę lub popisze się efektownym zagraniem, ale brak mu wsparcia kolegów, co prędzej czy później zaowocuje zapewne zmianą na ławce trenerskiej. Wiele wskazuje na to, że Pellegrino podzieli los swojego rodaka z Espanyolu i będzie musiał szukać pracy gdzie indziej. „Nietoperze” to najsłabsza ekipa w lidze, jeśli chodzi o spotkania wyjazdowe. To wprost nie do pojęcia. W meczach poza własnym stadionie zdobyła zaledwie dwa punkty – w 1. kolejce z Realem Madryt, kiedy jeszcze nic nie zwiastowało najgorszego, a także dwie kolejki temu na stadionie Realu Valladolid. Pellegrino broni się na razie formą na Estadio Mestalla, gdzie Valencia wygrała pięć z sześciu pojedynków. Jednak i tutaj rewelacji nie ma, bo jedynym naprawdę wartym uwagi (no dobra, wartym dużej uwagi) wynikiem jest pokonanie 2:0 Atletico Madryt. Zwycięstwa nad Celtą, Saragossą czy Espanyolem na nikim wrażenia nie robią.

Kto jeszcze w Hiszpanii ma nóż na gardle? Na pewno Joaquin Caparros. Mallorca zaskakująco dobrze rozpoczęła obecny sezon, aby w ostatnich kilku tygodniach zapomnieć, jak się gra w piłkę. Wyspiarze nie wygrali w lidze już od ośmiu spotkań, z czego aż siedem przegrali! Sam Caparros na pewno się nie podda, bo nie jest tego typu trenerem, ale widmo znalezienia się w strefie spadkowej zarządowi podobać się nie może. A właśnie tam klub z Iberostar Estadio powoli zmierza. I choć Granada, Osasuna czy Deportivo wcale w dużo lepszej formie nie są, to jednak co kilka kolejek udaje im się uciułać parę cennych punktów. Mallorca zaś z zawodnikami godnymi gry w Primera Division zawodzi na całej linii. Sprowadzony z Barcelony Andreu Fontas nie prezentuje nic poza nazwiskiem. Podobnie Giovani dos Santos, któremu zresztą w ogóle bardzo trudno przekonać do siebie trenera. Nieciekawie jest również na San Mames. Włodarzom Athleticu Bilbao udało się przed sezonem przekonać Marcelo Bielsę do pozostania na stanowisku i teraz Argentyńczyk może trochę tego żałować. „Lwy” w niczym nie przypominają zespołu z zeszłego sezonu i zajmują obecnie dopiero 14. miejsce w tabeli. W przypadku baskijskiego klubu bardziej prawdopodobne jest jednak to, że sam Bielsa powie dość, aniżeli zarząd zdecyduje się go zwolnić.

Na sam koniec jeszcze kilka ciekawostek z ostatniej ligowej kolejki. FC Barcelona po raz kolejny zadziwia. Przez większość spotkania z Levante w składzie „Blaugrany” grało… jedenastu wychowanków! Wydarzenie absolutnie bez precedensu. Kto wie, może w przyszłości klub z Camp Nou zdecyduje się grać jedynie piłkarzami z La Masii, wzorując się na Athleticu Bilbao, który wpuszcza do siebie tylko piłkarzy o baskijskich korzeniach. Również Getafe przykuło w miniony weekend naszą uwagę. Luis Garcia w meczu z Espanyolem Barcelona wstawił do wyjściowego składu samych Hiszpanów. Nie jest to wyczyn tak historyczny jak ten Tito Vilanovy choćby dlatego, że „Los Azulones” to w większości klub bazujący na hiszpańskich graczach. Po piłkarskim weekendzie w końcu możemy wspomnieć nazwisko Radamela Falcao, który nareszcie – po niemal miesiącu posuchy – zdołał się wpisać na listę strzelców. Kolumbijczyk pewnie uderzył z jedenastu metrów i w końcu mógł świętować. A za rogiem wielkie derby Madrytu, które już od bardzo dawna nie zapowiadały się tak interesująco.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze