Napisać "pogrom", to jak nic nie napisać. Główny kandydat do mistrzostwa Anglii momentami wyglądał przy Barcelonie jak ekipa ligi szóstek po czterdziestce. Prawdziwy koncert dał Leo Messi, który hat-trickiem sam przesądził o losach spotkania. Messi, który właśnie u boku hiszpańskiego szkoleniowca stał się symbolem, o którym za pięćdziesiąt lat będziemy opowiadać wnukom, już po raz drugi samotnie upokorzył zespół prowadzony przez swojego stwórcę. Guardiola ma problem – drugiego Argentyńczyka już nie stworzy.
Guardiola dobrym trenerem jest. Inaczej jednak niż w „Ferdydurke”, na potwierdzenie tej tezy można przytoczyć tysiąc i jeden powodów, a tym ostatnim niech będzie Lionel Messi. Geniusz filigranowego piłkarza Barcelony objawił się światu w pierwszym sezonie hiszpańskiego szkoleniowca na Camp Nou, kiedy to „Duma Katalonii” rozegrała być może najlepszy sezon w dziejach piłki klubowej. Przez kolejne kilka lat ojcowsko-synowska miłość kwitła, a jej owoce fani zbierali w postaci wszystkich możliwych pucharów. Przyszedł jednak sądny, przynajmniej dla jednej ze stron, dzień – ptaszek wyfrunął z rodzinnego gniazda.
Tym razem ptaszkiem nie okazał się syn, a ojciec, który utrzymywaniem domostwa był tak zmęczony, że musiał zrobić sobie rok przerwy. Pod koniec urlopu mógł obejrzeć, jak jego Barcelona została zrównana z powierzchnią ziemi przez Bayern Juppa Heynckesa. Bayern bez Messiego, Xaviego i Iniesty – przecież nie każdy klub musi mieć w składzie dokładnie taki typ wirtuozów. Niektórzy wolą buldożery od maserati. Niedługo później urlop się skończył, a Guardiola przyleciał do Bawarii z misją udoskonalenia doskonałego – bo przecież Heynckes stworzył maszynę, której sile nie mógł się oprzeć nikt.
O tym, że lepsze wrogiem dobrego, Guardiola przekonał się w półfinale Ligi Mistrzów z Barceloną. Jego Bayern dzielnie stawiał czoła Katalończykom aż do 77. minuty, kiedy to Pep dostał od swojego piłkarskiego syna pierwszy policzek. Drugi nadstawił już trzy minuty później, a w samej końcówce Neymar dopełnił dzieła zniszczenia. Bayern nie był słaby. Po prostu Messi był za dobry.
https://twitter.com/rafa_lebiedz24/status/788828464174534656
Samograje
Trzy tłuste w mistrzostwa kraju lata – jaki trener powstydziłby się takiego dorobku? Guardiola to chyba jedyny na świecie menedżer, który za podobne osiągnięcie może być przez obserwatorów besztany. Nie wygrał z Bayernem Ligi Mistrzów, co było przecież głównym celem bawarskiego klubu. Bundesliga? „Nawet Smuda z takim składem by wygrywał” – ile podobnych opinii słyszeliście? Tutaj pojawia się problem, który byłemu pomocnikowi będzie towarzyszył już do końca trenerskiej kariery. Zaczął ze zbyt wysokiego „C”. Dwa zwycięstwa w LM w ciągu trzech lat, do tego trzy mistrzostwa i puchar kraju. Napisałeś w CV, że znasz biegle język włoski? Jeśli okaże się, że brakuje ci kilku słów, wielu ujrzy w tobie Pawłowskiego ze sławetnego wywiadu.
Po Bayernie przyszedł czas na Manchester City. W końcu klub, o którym antyfani Hiszpana nie krzykną – samograj! Problemów zepsutego w wielu kwestiach zespołu nie można wyliczyć na palcach dwóch rąk. Nie brakowało tylko jednego – pieniędzy. Te wraz z ogromem pracy włożonym przez szkoleniowca dały efekty w postaci pierwszego miejsca w lidze po ośmiu kolejkach. Mecz z Barceloną okazał się zaś być pierwszym, choć zapewne nie ostatnim nokautem. Nie tylko dla drużyny, ale przede wszystkim dla menedżera, który po środowym wieczorze musi, jeśli nie zrobił tego wcześniej, zdać sobie sprawę, że jednego problemu nie przeskoczy.
Być może De Bruyne stanie się najlepszym pomocnikiem na świecie, być może Guendogan będzie miał w sobie pierwiastek Xaviego, ale jedno jest pewne – drugiego Messiego Guardiola już nie dostanie. Ani nie dostanie, ani nie wykreuje. Hiszpan wyhodował potwora, który będzie ścigał go wszędzie tam, gdzie się pojawi. Zaryzykuję tezę, że Pep w deszczowym Manchesterze nie będzie próbował doścignąć Fergusona, i za kilka sezonów wyfrunie podbijać nowe lądy. Tam, choćby pozostawiał po sobie zgliszcza, prędzej czy później będzie musiał zmierzyć się z Messim… a właściwie z brakiem Messiego.
Bo przecież gdyby go miał, ten drugi Messi nie miałby nic do powiedzenia.
Fajny artykuł, ale nie podoba się porównanie Bayernu Heynckesa do buldożera. Oni też grali naprawdę ładną piłkę. A Guardiola, mimo, że świetny trener, pada ofiarą własnego systemu.