Klucz do koszmaru


9 lipca 2014 Klucz do koszmaru

Joachim Loew i Luis Felipe Scolari już raz zmierzyli się ze sobą – sześć lat temu podczas ćwierćfinału Euro 2008 na boiskach Austrii i Szwajcarii. Loew prowadził tę samą ekipę co dziś, Scolari zaś Portugalię. Niemcy wygrały 3:2. Dziś spotkali się po raz drugi i znów górą był Niemiec. I to o ile! 7:1! Tylko człowiek niespełna rozumu, kompletny wariat mógł przewidzieć taki wynik spotkania. Kluczowe pytanie brzmi: dlaczego? Co spowodowało tak sromotną porażkę „Canarinhos”? Dlaczego w roli generała ponownie wygrał Loew, a Scolari znów musi lizać rany?


Udostępnij na Udostępnij na

1. Defensywa

Nie można zaprzeczyć, iż pierwsze minuty należały do Brazylii. Piłkarze Scolariego łatwo odbierali Niemcom piłkę za pomocą wysokiego i agresywnego pressingu, a następnie, głównie dzięki długim piłkom z linii defensywy (David Luiz) przerzucali futbolówkę w wolne rejony boiska na połowie Niemców. Do momentu strzelenia bramki przez Müllera to działało i gospodarze turnieju kreowali wydarzenia boiskowe. Jednak później „Die Manschaft” zobaczyli, co się święci, i zareagowali perfekcyjnie. Szybkie wyprowadzanie piłki z własnej połowy, gra na jeden, dwa kontakty i wykorzystanie nienagannych umiejętności technicznych sprawiły, że Niemcy wrzucili wyższy bieg, wyższe tempo, zostawiając Brazylię w tyle. Bardzo widoczny był brak Thiago Silvy. Dante, który go zastępował, grał katastrofalnie. Nie nadążał z kryciem, gubił linię, przegrywał pojedynki jeden na jeden. Jednak to, co martwić może najbardziej, to oglądanie powtórek goli naszych zachodnich sąsiadów. W większości sytuacji defensywa Brazylii miała przewagę liczebną nad atakującymi i bez problemu mogłaby pokryć ofensywnych zawodników przeciwnika tak, aby ci stali się bezradni. Aby zliczyć wszystkie sytuacje, w których zawodnik niemiecki pozostawał bez krycia w obrębie pola karnego i był na czystej pozycji, nie wystarczyłyby palce rąk i nóg razem wzięte. Według mitologii na początku był chaos. W przypadku Brazylii chaos totalny pojawił się dopiero na zakończenie turnieju.

2. Batalia o środek pola

30_passes_overal
Nr 1. Podania Brazylijczyków i Niemców w pierwszej połowie spotkania.

Na załączonym obrazku widać, że Brazylia z kretesem poległa w walce o środkową strefę boiska. Wymieniała podania głównie na własnej połowie, nie stwarzając zarazem sytuacji i zagrożenia pod bramką Neuera. Taki stan rzeczy miał miejsce przez to, że „Canarinhos” za wolno rozgrywali piłkę. Niejednokrotnie zaliczali wiele kontaktów z piłką przed jej oddaniem do partnera. Brakowało też kreatywności z przodu. Większość akcji była rozgrywana schematycznie, bez spontaniczności i improwizacji. Dowodem na to jest statystyka liczby i dokładności dośrodkowań w pole karne przeciwnika. Gospodarze turnieju takowych zaliczyli 16. Żadne (!!) nie było celne. Niemcy dla kontrastu nie bawili się w nabijanie statystyki posiadania piłki (procentowo w 1. połowie mieli jej mniej). Grali konkretnie, do przodu, bez zbędnych podań. Momentami przypominali Real Madryt w szczytowej formie pod wodzą Jose Mourinho. Kończąc, trzeba wspomnieć, że bardzo ważnym elementem, który wpłynął na wynik batalii o środek pola, były umiejętności indywidualne poszczególnych zawodników i ich charakterystyka, ale o tym później.

3. Elastyczność Niemców

Klęska pięciokrotnych zwycięzców mundiali to nie tylko ich własne błędy, braki i wady, ale również geniusz Niemców. A ci byli elastyczni do bólu. Jak nigdy wcześniej. Elastyczni taktycznie, rzecz jasna, jednak fenomen tej strategii polega na tym, że zarazem każdy poszczególny zawodnik generała Loewa wiedział, co i jak ma robić w każdej strefie boiska. Gospodarze mundialu z 2006 roku w zasadzie zagrali z czterema zawodnikami operującymi w środku pola. Był to najczęściej głęboko ustawiony Schweinsteiger (podczas rozegrania wchodził między stoperów), wyżej byli Kroos z Khedirą którzy się wymieniali funkcjami i zadaniami. Raz jeden grał wyżej, raz drugi. Z tą różnicą, że Khedira operował bliżej Lahma (np. szósta bramka), a Kroos w zasadzie wszędzie. Oezil z kolei z lewą stroną miał tyle wspólnego co Fred ze strzelaniem goli na mundialu. Piłkarz Arsenalu permanentnie schodził do środka, stwarzając przewagę liczebną dla Niemców.  Kluczowy był Kroos, który pociągał za sznurki i sam zdobył dwie bramki, a na koniec został MVP spotkania.

4. Technika i charakterystyka poszczególnych piłkarzy

Kiedyś zabrzmiałoby to śmiesznie, ale niestety takie były wczoraj fakty. W Belo Horizonte Niemcy byli lepsi technicznie od Brazylijczyków. I o wiele lepiej swoje wyszkolenie techniczne wykorzystywali. Podejmowali ryzyko pojedynków jeden na jeden, umieli wiązać akcje na jeden kontakt. Górowali pod tym względem. Jedynym piłkarzem gospodarzy, który był w stanie do tego nawiązać, był Hulk który jednak nie zaistniał z dwóch powodów. Nie miał z kim grać w pierwszej połowie wskutek dominacji Niemców. A w drugiej połowie go już nie było, bo Scolari poświęcił go dla ratowania sytuacji w środku pola. Wątpliwe jednak, aby to Neymar był receptą na całe zło zaznane w tym meczu. Momentami brakowało techniki, ale był to problem jeden z wielu, który złożył się na klęskę, więc argumenty kibiców „Canarinhos” o tym, że gdyby Neymar zagrał, to byłoby inaczej, są – lekko mówiąc – irracjonalne.

5. Psychika

Nie trzeba być geniuszem, żeby spostrzec, że brazylijscy piłkarze mieli bardzo duży problem ze sprostaniem z wagą spotkania. Presja, która na nich ciążyła, była ogromna i stanowiła dla nich barierę nie do pokonania. Przez to nie byli w stanie się podnieść po pierwszej bramce. Byli zgaszeni i jakby pod napięciem. Niepewni przy każdym kontakcie z piłką, co pokazał przede wszystkim Fernandinho, indywidualnie prezentując Niemcom jedną z bramek. I to tu był największy kontrast w porównaniu z Niemcami. Piłkarze Joachima Loewa podeszli do meczu bez respektu dla rywala (w pozytywnym sensie), grali bez kompleksów (bo też czemu mieliby je mieć?) i grali bezwzględnie. Nie mieli litości i byli bardzo pewni siebie. Dowodem na to były koronkowe akcje i wymienianie podań w polu karnym Cesara przy akcjach zakończonych bramkami. Jedyne, o co musi się  teraz martwić Loew, to, aby ten głód zwycięstw został Niemcom w ostatnim meczu, czyli w finale na Maracanie w Rio De Janeiro. Miejscu, które było celem Brazylijczyków. Ale już nim nie jest. Przez fakt, że Scolari koniec końców to gorszy generał od Loewa.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze