GKS Katowice wypunktował nieskutecznego Znicza


GKS Katowice nie był w tym meczu stroną dominującą. Jednak był szalenie skuteczny i wygrał w Pruszkowie 2:0

21 sierpnia 2023 GKS Katowice wypunktował nieskutecznego Znicza
Foto Piotr Matusewicz / PressFocus

Patrząc wyłącznie na suche statystyki, Znicz Pruszków powinien się cieszyć z trzech punktów. Lecz najważniejsza statystyka, czyli bramkowa, była druzgocąca. Tam o dwa gole więcej miał GKS Katowice, który zapewnił sobie zwycięstwo dzięki Mateuszowi Makowi oraz Adrianowi Błądowi, którzy zdobyli po golu.


Udostępnij na Udostępnij na

Zarówno GKS Katowice, jak i Znicz Pruszków udanie weszli w sezon. Dlatego mimo poniedziałkowego terminu spotkania można było liczyć na solidnej jakości mecz. Obydwa kluby po czterech kolejkach plasowały się w środku tabeli z siedmioma punktami na koncie. W poniedziałkowy wieczór byliśmy świadkami meczu, w którym nie zawsze ci, co chcą grać pięknie, kończą ze zwycięstwem.

Znicz kontrolował grę, ale bez większych korzyści

Praktycznie od początku spotkania to Znicz był stroną przeważającą. Pruszkowianie szukali swoich szans na gola w mozolnie konstruowanych akcjach podaniowych. Mimo przewagi Znicza nie przekładało się to jednak na konkrety. Pierwszą świetną okazję mieli już w 6. minucie, gdy po rzucie rożnym uderzył głową Juchymowycz, ale na linii doskonale spisał się Dawid Kudła. Znicz może i grał częściej piłką, częściej bywał na połowie GKS-u, ale bardziej pachniało golem ze strony katowiczan niż pruszkowian.

Tak było choćby w 26. minucie. Świetne otwarte podanie do Sebastiana Bergiera na lewą stronę zainicjowało niebezpieczną kontrę. Jego dośrodkowanie zablokował Dmytro Juchymowycz, lecz zrobił to w taki sposób, że piłka odbiła się od słupka i o mały włos nie wpadła do bramki jego zespołu. Kilka minut później niebezpieczne dośrodkowanie Marcina Wasielewskiego z prawej strony ponownie wyczyścił Ukrainiec z numerem trzy na koszulce.

GKS Katowice zaskoczył w końcówce pierwszej połowy

Gdy zdawało się, że ta pierwsza połowa mimo przewagi Znicza zakończy się bez bramek, w 42. minucie goście wyszli na prowadzenie. Sebastian Bergier najpierw wywalczył piłkę, po czym zagrał ją do Mateusza Maka, który stanął sam na sam z Miłoszem Mleczką i ze stoickim spokojem umieścił piłkę w siatce.

Dla Mateusza jest to kolejne w jego karierze zejście na poziom pierwszoligowy. Widać jednak, że w byłym skrzydłowym m.in. Stali Mielec drzemie jakość, która pozwalała mu na grę przez lata w ekstraklasie. Jak na razie zawodnik z numerem 10 świetnie odnajduje się w śląskiej ekipie. Już w meczu z Chrobrym Głogów zdobył dwa gole, a dziś do kolekcji dołożył kolejnego. W poprzedniej kolejce stuknęła mu setka występów w Fortuna 1. Lidze. Można by zatem rzec, że w Pruszkowie sprawił sobie właśnie spóźniony prezent.

Znicz grał, a GKS Katowice strzelał

Po straconym golu Znicz próbował jeszcze w pierwszej połowie odrobić straty i chciał to zrobić w drugiej. Dalej to gospodarze narzucali swój styl na boisku, ale to „Gieksa” była bliżej drugiego gola niż „Żółto-czerwoni” wyrównania. W 52. minucie Mateusz Mak po wygranej główce próbował przelobować Miłosza Mleczkę, ale ten czubkami palców uchronił swoją drużynę od utraty drugiej bramki w tym meczu.

Lecz pięć minut później nie miał już nic do powiedzenia. Piłkę na prawym skrzydle ponownie w tym meczu otrzymał Marcin Wasielewski. Prawy wahadłowy wyłożył futbolówkę Adrianowi Błądowi, który mocnym, precyzyjnym uderzeniem przy krótkim słupku pokonał Miłosza Mleczkę. Dziś ekstraklasowi wyjadacze i „dziesiątki” w formacji trenera Góraka rozmontowały żelazną defensywę pruszkowian.

Sytuacja gospodarzy zrobiła się jeszcze gorsza. Po drugim gongu Znicz musiał się obudzić, ale dalej brakowało im konkretnych sytuacji w polu karnym. Podkreślmy dobrą postawę każdej z formacji gości, które skutecznie zamykały możliwości zawodnikom trenera Misiury w ich szesnastce. Pierwszą poważną sytuację w drugiej połowie pruszkowianie stworzyli sobie w 63. minucie. Bliski szczęścia był Juchymowycz, ale został zablokowany przez Jaroszka, a po chwili piłkę złapał Kudła. Jeszcze lepszą akcję gospodarze stworzyli sobie kilka minut później. Lewą flanką popędził Mateusz Grudziński, który wyłożył piłkę Jurijowi Tkaczukowi, a ukraiński pomocnik przeniósł w tak dogodnej sytuacji piłkę nad bramką.

Znicz zaczął coraz wyraźniej spychać „Gieksę” pod ich pole karne, ale ciągle brakowało finalizacji. Goście odpowiadali co najwyżej niebezpiecznymi kontrami w bocznych strefach boiska. W końcówce meczu najbliżej szczęścia był Jurij Tkaczuk. Otrzymał kapitalną piłkę od Shumy Nagamatsu, ale jego strzał zablokował stojący na linii bramkowej piłkarz gości. Beniaminek do końca próbował zdobyć choćby bramkę honorową, ale dziś po prostu nie miał szczęścia. Gra gospodarzy z pewnością mogła się podobać postronnemu widzowi, bo było na czym zawiesić oko. Lecz koniec końców to GKS zachowuje pierwsze w tym sezonie czyste konto i przesuwa się w górę tabeli.

Tym razem pomocnicy nie pociągnęli do zwycięstwa

Jeśli coś w Pruszkowie funkcjonuje, to duet Pomorski – Nagamatsu. Tak jak w 2. lidze stanowią oni bezcenne elementy w układance Mariusza Misiury. Trzy z czterech zdobytych goli w 1. lidze padło przy ich udziale. Jesteśmy przekonani, że końcowe miejsce Znicza będzie w dużej mierze zależeć właśnie od formy Polaka i Japończyka.

Przeciwko katowiczanom także byli oni najaktywniejszymi graczami. Większość akcji musiała przejść przez nich i to oni dyktowali ich tempo. Japończyk miał swoją niezłą szansę w 51. minucie, ale jego główka była za słaba, aby zaskoczyć Kudłę. Dziś jednak obydwu piłkarzom zabrakło tego błysku, który pozwoliłby pruszkowianom na coś więcej. Na pewno spora w tym zasługa gości, którzy skutecznie utrudniali życie swoim rywalom.

Trener Misiura chce widzieć na boisku show

Na konferencji pomeczowej mimo niepowodzenia trener Misiura podkreślał, że nie będzie schodził z obranej drogi, ponieważ na meczach jego drużyny ma być show.

– Powiem tak, jest mi bardzo szkoda mojej drużyny z takiego powodu, że mimo tego, że Znicz Pruszków ma najmniejszy budżet, najmniejszą kadrę, najmniejszy sztab, to trener chce grać najpiękniejszą piłkę w Polsce. […] Ja nigdy nie powiem, że mają się cofać na swoją połowę, że mają się tylko bronić. Będziemy zespołem, który będzie cały czas atakował, będzie cały czas grał wysokim pressingiem. Obojętnie czy na Wisłę Kraków, czy przyjedzie Miedź Legnica, będziemy grali na całej wysokości i szerokości 1 na 1.

Nie wiem, ile punktów nam to przyniesie, nie wiem, jak długo moi włodarze będą mieli cierpliwość do tego stylu grania, ale ja nie chcę w Polsce zdobywać punktów sposobem, ja chcę w Polsce widzieć mecze, chcę widzieć show. Chcę, żeby trybuny na stadionach w Polsce były pełne. Chcę widzieć ofensywną piłkę i tak będzie grał mój zespół. 

Przydałby się ten napastnik w Pruszkowie

W związku z odejściem Macieja Firleja powstał problem z obsadą drugiego napastnika w taktyce trenera pruszkowian. Podobnie jak zrobił to z Wójcickim, Misiura teraz przesunął wyżej Pawła Moskwika, który z lewego wahadłowego stał się napastnikiem. Jednak nie są to optymalne „dziewiątki”. Dziś było widać jak na dłoni, że skuteczny strzelec byłby mile widziany w podwarszawskim klubie. Może gdyby klub takowego posiadał, to o finalizację stworzonych sytuacji byłoby łatwiej?

Zapytaliśmy zresztą o to na konferencji trenera, który odpowiedział, że najlepsze, co można zrobić, to pomóc obecnym „dziewiątkom” w lepszej finalizacji akcji.

– Ja uważam że mam świetnych napastników w swojej kadrze. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby już jutro i w kolejnych dniach pomóc im jeszcze lepiej finalizować sytuacje. Naszym najlepszym transferem będzie codzienna praca na treningu, codzienny progres każdego zawodnika. Zdaję sobie sprawę, gdzie pracuję, jakimi budżetami dysponują zespoły i że my transferów już nie zrobimy. Najlepszym transferem będzie codzienna praca i żeby za tydzień, za dwa tygodnie moje świetne „dziewiątki” były bardziej skuteczne w sytuacjach, które mamy. Ja nie narzekam i nie wymieniłbym ich na tę chwilę na żadnych innych.

GKS Katowice dobrze zaczyna sezon (znów)

Początek sezonu w wykonaniu „Gieksy” należy ocenić jako naprawdę dobry – dziesięć punktów po pięciu meczach. Co prawda przeciwko Zniczowi GKS Katowice nie zagrał wybitnego spotkania. Trzeba jednak ich pochwalić za to, że byli oni najzwyczajniej w świecie bardziej treściwi od swoich przeciwników. Nie będziemy jednak przesadzać z pochwałami. Rok temu przerabiali podobny scenariusz, gdy fantastyczny początek sezonu został przykryty kiepską wiosną. Na razie nie ma co się jednak martwić na zapas. W tym głowa Rafała Góraka, aby ten stan rzeczy utrzymał się dłużej.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze