GKS Jastrzębie nie wykorzystał szansy w Puławach


Podopieczni Piotra Dziewickiego po słabszym początku sezonu dają nadzieję na coś więcej

3 listopada 2023 GKS Jastrzębie nie wykorzystał szansy w Puławach
Piotr Matusewicz / PressFocus

Debiut Piotra Dziewickiego w roli trenera GKS-u Jastrzębie nie napawał optymizmem. Bezbarwny remis w starciu z beniaminkiem ze Stalowej Woli oraz późniejsze wyniki nie pozwalały optymistycznie patrzeć w przyszłość. Drużynie udawało utrzymywać się nad czerwoną strefą, lecz nie była w stanie zrobić niczego więcej. Jednak w ostatnich tygodniach jastrzębianie wreszcie są na fali.


Udostępnij na Udostępnij na

GKS Jastrzębie występuję na trzecim szczeblu rozgrywkowym drugi rok z rzędu. Wcześniej zespół ze Śląska grał przez cztery sezony w Fortuna 1. Lidze. Mimo to zarówno przed rokiem, jak i teraz nie jest w stanie choćby powalczyć o to, by ponownie znaleźć się na zapleczu PKO BP Ekstraklasy. Po słabszym początku sezonu i serii trzech porażek z rzędu podopieczni Piotra Dziewickiego wreszcie zaczęli łapać oddech. W Puławach chcieli pójść za ciosem i przełamać wyjazdową niemoc tego sezonu.

GKS Jastrzębie – sensacyjna wygrana

Przed tygodniem piłkarze GKS-u Jastrzębie rozgrywali domowy mecz z jedną z najlepszych drużyn trwającej rundy – Pogonią Siedlce. Z racji wygranej Kotwicy Kołobrzeg z KKS-em Kalisz siedlczanie mogli zasiąść na fotelu lidera. Szansy jednak nie wykorzystali. Osłabiony z powodu choroby jelitowej większości zespołu GKS Jastrzębie już w pierwszej połowie prowadził dwiema bramkami. Na listę strzelców wpisali się Kamil Jadach oraz João Guilherme. Pogoń odpowiedziała dopiero w samej końcówce za sprawą Cezarego Demianiuka. Wystarczyło to jedynie na emocjonującą końcówkę, ponieważ trzy punkty i tak zostały na Śląsku.

Tym samym GKS Jastrzębie utarł nosa rywalom, którzy nie zgodzili się, by przełożyć to spotkania. Prośba włodarzy jastrzębskiego klubu była oczywiście związana z problemami zdrowotnymi zawodników pierwszej drużyny.

Pójść za ciosem w Puławach

Po tak budującym zwycięstwie nad rywalem z najwyższej możliwej półki i przy tak ogromnych problemach kadrowych GKS Jastrzębie czekał mecz w Puławach. Wyjazdy nie należą jednak do najmocniejszej strony GKS-u. Przed starciem z Wisłą nie udało mu się wygrać ani razu na obcym terenie, łącznie strzelił zaledwie trzy bramki. Jednak podopieczni Michała Pirosa w ostatnich tygodniach również nie są skuteczni pod względem punktów. Mimo dobrego startu w ostatnich dziewięciu kolejkach wygrali zaledwie dwa razy i osuwali się w ligowej tabeli. Przed tygodniem zremisowali 3:3 z Zagłębiem II Lubin.

Od pierwszych minut piątkowego spotkania lepiej prezentowali się goście. Już w 2. minucie Michał Bednarski sprawdził czujność bramkarza Wisły Puławy. Ten jednak zachował skupienie od samego początku. Gospodarze odpowiedzieli indywidualną akcją Janusza Nojszewskiego prawą stroną boiska oraz strzałem Roberta Janickiego z dystansu. Gra toczyła się pod obiema bramkami, a w 20. minucie niesygnalizowany strzał oddał Szymon Gołuch. Bramkarz Wisły miał problemy z tym uderzeniem, lecz ostatecznie udało mu się sparować piłkę na rzut rożny. Jak się okazało, ten stały fragment gry przyniósł prowadzenie gościom z Jastrzębia. Po centrze z narożnika boiska piłki nie sięgnął Yevgeniy Zakharchenko, lecz ta spadła wprost na Sebastiana Rogalę, który rozpoczął strzelanie w tym meczu.

Emocjonująca i kontrowersyjna końcówka 1. połowy

Po stracie bramki puławianie nieco się ożywili i próbowali ruszyć do ataku. Nie mogli jednak zapomnieć o obronie – w 26. minucie po rzucie wolnym groźny strzał obok bramki oddał Guilherme. Pięć minut później błąd całej obrony oraz złe ustawienie Karola Fietza próbował wykorzystać Mateusz Klichowicz. Piłka po jego zagraniu dotarła do Janusza Nojszewskiego, ale w sytuacji sam na sam górą z pojedynku wyszedł Jakub Trojanowski. W 36. minucie jastrzębianie mieli kolejny rzut rożny, który zamienili na gola. Na bramkę po dośrodkowaniu uderzył Szymon Matuszek, ale piłkę lecącą w światło bramki zatrzymał jeden z defensorów. Nie zdołał jej wybić, zatem Michał Bednarski z bliskiej odległości podwyższył na 2:0. Trzy minuty później powinno być już 3:0 dla GKS-u Jastrzębie, ale sędzia nie uznał bramki, dopatrując się faulu w ataku. Na powtórkach trudno jednak było dostrzec przewinienie zawodnika gości.

Jeszcze przed przerwą zespół Michała Pirosa wrócił do gry dzięki trafieniu Roberta Janickiego. Wykorzystał on podanie z lewej strony od Daniana Pawłasa. Jak się potem okazało, ta dostawa świeżego tlenu przydała się Wiśle w drugiej połowie.

Niewykorzystana szansa GKS-u Jastrzębie

W pierwszej połowie jastrzębianie byli drużyną, której bardziej zależało na grze. Jednocześnie posiadali optyczną przewagę nad rywalem i wydawało się, że misja przełamania wyjazdowej niemocy może się udać. Jednak po zmianie stron gospodarze, niesieni bramką sprzed przerwy, zdominowali przyjezdnych. Jakub Trojanowski miał wiele pracy, a niepokoił go zwłaszcza Janusz Nojszewski. To właśnie 20-latek asystował przy wyrównującym trafieniu dla Wisły. Ponownie w roli głównej zobaczyliśmy rzut rożny, po którym Karol Noiszewski zdobył bramkę. Po golu z 64. minuty obie drużyny próbowały zmienić wynik na swoją korzyść. Ich ofensywne zakusy nie były jednak na tyle częstotliwe, by w tym meczu coś się zmieniło.

GKS Jastrzębie mógł przeskoczyć puławian w ligowej tabeli i oddalić się od strefy spadkowej. Mimo prowadzenia 2:0 z Puław piłkarze GKS-u wracają na Śląsk tylko z jednym punktem.

Japoński debiut

Po otrzymaniu pozwolenia na pracę w kraju nad Wisłą w Puławach Piotr Dziewicki mógł skorzystać z „nowego” zawodnika. Był nim Koki Togitani. 20-letni Japończyk kontrakt ze śląskim klubem podpisał już w lipcu, lecz dopiero teraz mógł zadebiutować na szczeblu centralnym. Ofensywny pomocnik występował wcześniej w Grunwaldzie Ruda Śląska. W Puławach na murawie pojawił się w 53. minucie, zmieniając Kamila Jadacha. 20-latka z Kraju Kwitnącej Wiśni oglądaliśmy na prawej i lewej stronie ofensywy, gdzie popisał się kilkoma dobrymi akcjami. Już na początku dało się zauważyć, że jego atutami są szybkość oraz mobilność. Był w stanie przeciąć podania już na połowie rywala. Nie był to jednak debiut idealny. W 62. minucie sfaulował tuż przy własnym polu karnym Mateusza Klichowicza, za co obejrzał żółtą kartkę. Czy Togitani pójdzie śladem swoich rodaków i będzie piąć się po szczeblach piłkarskiej Polski? Przekonamy się w najbliższych miesiącach.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze