Z pewnością GKS Jastrzębie nie tak planował rozpocząć sezon. W pierwszych pięciu kolejkach zespół Pawła Ściebury nie wygrał żadnego spotkania i sprawiedliwie okupuje ostatnie miejsce w tabeli. Fani zaczynają powoli bić na alarm, bo mimo że nikt nie zakładał walki o awans, to jednak reakcja na tak słabe wyniki musi być natychmiastowa. W przeciwnym wypadku reszta stawki szybko odjedzie i okaże się, że na pościg za nią jest już za późno.
Kibice GKS-u Jastrzębie nie mają łatwego życia. Jeszcze nie tak dawno, bo na przełomie 2019 i 2020 roku, ich zespół wymieniano w gronie drużyn, które mogą zakończyć sezon na miejscu barażowym na zapleczu ekstraklasy. Minęło pół roku i sytuacja diametralnie się zmieniła. Nikt nawet nie marzy o ewentualnej próbie zaatakowania pierwszej szóstki. Każdy jest realistą i wie, że pozostanie w pierwszej lidze, mimo spadku tylko jednej drużyny, może stać się zadaniem niewykonalnym.
Jesień pełna nadziei i totalnie rozczarowująca wiosna
Ubiegły sezon GKS-u Jastrzębie miał dwie odsłony. Zupełnie inaczej zespół prezentował się w pierwszej połowie sezonu niż w drugiej, ale zacznijmy od początku. Do rozgrywek 2019/2020 jastrzębianie przystępowali jako drużyna, która na drugim szczeblu w Polsce była już ograna. Rok wcześniej bowiem udało się wywalczyć utrzymanie, startując z pozycji beniaminka. Cel został osiągnięty i naturalnym krokiem w przód miała być kolejna próba wywalczenia spokojnego pozostania w lidze. Wszyscy w Jastrzębiu chcieli przede wszystkim jednej rzeczy – stabilizacji na poziomie pierwszej ligi.
Nikt przed startem sezonu nie przypuszczał, że GKS Jastrzębie stanie się czarnym koniem rozgrywek. Przed przerwą zimową zespół znajdował się na 7. lokacie w tabeli z zaledwie jednym „oczkiem” straty do miejsca gwarantującego udział w barażach. Celem miało być spokojne utrzymanie, natomiast piłkarze z Jastrzębia sprawili swoim fanom bardzo miłą niespodziankę. Widać było, że zespół, w którym nie doszło do dużych roszad, zgrał się ze sobą. Na boisku stanowił kolektyw i efekty były widoczne gołym okiem. Jedyne, co mogło niepokoić fanów, to tytuł „mistrza remisów”. Nikt tak często nie remisował w lidze jak GKS, który zanotował ich aż dziewięć. Nic więc dziwnego, że apetyty w klubie rosły coraz bardziej. Nikt nie mierzył od razu w awans do ekstraklasy, ale już w miejsce barażowe z pewnością tak.
Druga część sezonu była jednak prawdziwą katastrofą w wykonaniu GKS-u Jastrzębie. Zespół w 14 spotkaniach zanotował zaledwie 11 „oczek”. Taki wynik nie miał prawa utrzymać ich nawet w środku tabeli, nie mówiąc już o awansie do baraży. Czar prysł szybciej, niż się pojawił i kazał drżeć fanom do samego końca o utrzymanie ich drużyny w pierwszej lidze. Na szczęście misja zakończyła się sukcesem. Jastrzębianie uplasowali się na 14. lokacie w tabeli z punktem przewagi nad spadającą z ligi Olimpią Grudziądz, z którą zremisowali w ostatniej kolejce 0:0, pieczętując tym samym utrzymanie. Wszyscy mogli odetchnąć z ulgą.
GKS Jastrzębie z nowym trenerem
Jeszcze pod koniec ubiegłego sezonu trenerem pierwszego zespołu GKS-u Jastrzębie był Jarosław Skrobacz, który pracował w klubie od 2016 roku. Jego umowa wygasała wraz z końcem rozgrywek, ale bardziej jego nazwisko wymieniało się w kontekście ewentualnego odejścia niż pozostania. Rozstanie nastąpiło jednak jeszcze przed końcem rozgrywek 2019/2020. Przyczyna podjętej przez zarząd decyzji leżała oczywiście w wynikach, jakie notował zespół. Kiedy utrzymanie wisiało na włosku, zareagowano bardzo szybko i postawiono na Pawła Ścieburę.
35-latek dostał nagrodę za bardzo dobre wyniki, jakie notował z drużyną Skry Częstochowa. Pod jego wodzą zespołowi udało się awansować z trzeciej do drugiej ligi. Paweł Ściebura uznał, że GKS Jastrzębie będzie idealnym krokiem naprzód w jego karierze. Pierwszym celem było oczywiście utrzymanie jastrzębian w pierwszej lidze. To mu się udało, ale prawdziwe wyzwanie czekało na niego dopiero w tym sezonie. Musiał bowiem bardzo dobrze przygotować zespół, który nie marzył już o barażach, ale o bezpiecznym utrzymaniu.
— GKS Jastrzębie (@GKS_JASTRZEBIE) July 9, 2020
GKS Jastrzębie z dużym falstartem, ale i trudnym terminarzem
Powiedzieć, że drużyna z Jastrzębia wystartowała słabo, to nie powiedzieć nic. Jeśli przegrywasz pierwsze pięć spotkań, to siłą rzeczy coś musi być nie tak. Gdy spojrzymy tylko na suche wyniki, jakie odnotowała dotychczas drużyna Pawła Ściebury, można odnieść wrażenie, że jest ona głównym kandydatem do spadku. Na szczęście futbol to nie tylko suche fakty, ale również i inne kwestie.
I tu wspomnieć trzeba, że kalendarz na samym początku sezonu nie oszczędzał jastrzębian. W pierwszych czterech kolejkach zagrali bowiem z takimi drużynami jak Arka Gdynia, Korona Kielce, Radomiak Radom i Chrobry Głogów. Dwóch pierwszych ekip nie trzeba przedstawiać. Obaj spadkowicze wciąż borykają się ze swoimi problemami, ale to nadal bardzo mocne zespoły.
Podobnie ma się kwestia z pozostałymi drużynami. Chrobry otarł się bowiem w ostatnim sezonie o awans do baraży, a Radomiak zagrał w ich finale. Trudno po takich meczach ocenić jastrzębian. Nikt nie oczekiwał od nich, że zdobędą komplet punktów na starcie, ale również nikt nie chciał, aby stan punktowy wynosił równe zero. Przełamanie i próba generalna miała nastąpić w meczu z Widzewem, ale również i w piątkowy wieczór nie udało się wygrać z ekipą z Łodzi. Porażka 0:1 na wyjeździe boli bardzo, bo łodzianie nie byli ostatnio w najlepszej formie. Tydzień temu wprawdzie wygrali, ale patrząc na całokształt, wciąż mówimy o przeciętnym i mającym wewnętrzne problemy zespole.
Kulejąca defensywa i fatalna seria
Nie da się ukryć, że jeśli chcesz walczyć o utrzymanie, to musisz grać bardzo dobrze w obronie i zamieniać wszystkie stworzone przez siebie sytuacje na gole. W Jastrzębiu nie ma ani tego, ani tego. Sytuacja powtarza się jeden do jednego z poprzednim sezonem, kiedy to zespół stracił 46 goli. Do tego nowy szkoleniowiec GKS-u też nie ma się czym chwalić. Jego poprzednia drużyna na przestrzeni ostatnich dwóch lat straciła ponad 90 bramek, więc nie jest fachowcem od gry obronnej.
W tym roku jastrzębianie zaczęli również słabo. Pięć spotkań i aż dziesięć straconych bramek to naprawdę fatalny wynik. GKS Jastrzębie nie ma fundamentu w postaci stabilnej linii defensywy. Ich przeciwnicy w każdym z dotychczasowych spotkań stworzyli sobie przynajmniej dziesięć sytuacji podbramkowych. Bierzemy również w tym momencie pod uwagę te mniej groźne, ale to nie zmienia faktu, że rywale wjeżdżają sobie w ich pole karne, jak tylko chcą. Z klubu w lecie odszedł co prawda Dawid Gnojny, który był przewodnią postacią w zespole w ubiegłym sezonie, ale w żaden sposób nie tłumaczy to formy obrońców Pawła Ściebury.
Również kolorowo nie jest w ataku, z tym że w tej formacji widać chociaż pojedyncze promyki nadziei. Chociażby z Koroną udało się stworzyć kilka ciekawych sytuacji i zamienić je na dwie bramki. W wyjazdowym meczu z Chrobrym tak samo udało się wykreować kilka szans, ale zabrakło odpowiedniej finalizacji. Paweł Ściebura ma naprawdę spory problem. Żadna formacja nie stanowi o sile zespołu. Każda z nich gra tak samo przeciętnie i nie pociąga za sobą reszty.
https://www.youtube.com/watch?v=M5fqX-T9En0
Czas się obudzić
Paweł Ściebura musi bardzo szybko ugasić pierwszy pożar, jaki pojawił się w klubie od momentu jego przyjścia do drużyny. Z pewnością nie sądził, że tak szybko do niego dojdzie, ale mleko się wylało i teraz trzeba je posprzątać. Gorzej być już nie może. W końcu GKS Jastrzębie nie wygrał ligowego meczu od 15 spotkań, licząc jeszcze poprzedni sezon. Trzeba się szybko otrząsnąć i wejść na dobrą drogę, bo w przeciwnym wypadku będzie bardzo trudno o utrzymanie. Mówił o tym właśnie trener jastrzębian po piątkowej porażce z Widzewem:
– Przegraliśmy mecz, nasza seria jest tragiczna, a dodając do tego spotkania z zeszłego sezonu, to wręcz katastrofalna. Jeśli szybko nie zaczniemy wyciągać wniosków z tych porażek, to trudno nam będzie wyjść z tej sytuacji. Widzew z meczu na mecz robi progres. W spotkaniach z Radomiakiem i Chrobrym grał inaczej, a teraz widać w nim zmianę podejścia i organizacji gry. My z kolei nie ustrzegliśmy się błędów własnych, co w konsekwencji przyniosło naszą porażkę. (źródło: Widzew.com)
Przed Pawłem Ścieburą i jego drużyną bardzo trudny okres. Muszą szybko zapomnieć o niepowodzeniach z początku sezonu i skupić się na wywalczeniu pierwszego zwycięstwa. Kolejną okazją będzie mecz z Puszczą Niepołomice, która również słabo weszła w sezon. Później o punkty będzie bardzo trudno, bo GKS Jastrzębie zmierzy się z takimi drużynami jak Górnik Łęczna, Miedź Legnica, Termalica i GKS Tychy. Jeśli nie uda się pokonać Puszczy w środę, może się okazać, że jastrzębianie po dziesięciu kolejkach nie będą mieli nawet jednego „oczka” na koncie. W takim przypadku otworzy im się autostrada do spadku z pierwszej ligi.