Futbol jest Wielki: Szwedzki joker


25 października 2010 Futbol jest Wielki: Szwedzki joker

W futbolu osiągnął niemal wszystko – wygrał ligę hiszpańską oraz angielską, sięgnął po trofeum Champions League, odebrał nagrodę Złotego Buta... Mógł osiągnąć jeszcze więcej. Wiedział jednak, kiedy zejść ze sceny niepokonanym. Teraz Henrik Larsson ma przed sobą kolejne wyzwanie – właśnie stanął u progu kariery trenerskiej.


Udostępnij na Udostępnij na

„Kiedy tylko zacząłem chodzić miałem futbolówkę u swoich stóp” – takie słowa zamieścił na swojej stronie internetowej urodzony 20 września 1971 roku w Helsinborgu syn marynarza, imigranta z Wysp Zielonego Przylądka oraz Szwedki. Henrik już w wieku 16 miesięcy dostał od ojca pierwszą piłkę. To właśnie jemu zawdzięcza pasję, która jest z nim od dziecięcych lat. Tą pasją jest oczywiście piłka nożna. Swój czas poświęcony na zabawę, młody Henke najczęściej spędzał na boisku razem ze swoimi braćmi (Kimem i Robertem) z futbolówką przy nodze. Jego pasją były też pływanie oraz unihokej, który jest bardzo popularny w Szwecji. Jako młody chłopiec z zaciekawieniem oglądał mecze, szczególnie Liverpoolu oraz Tottenhamu. Kilkadziesiąt razy obejrzał też film opowiadający o życiu Pelego. Mówił, że chciałby być taki jak on. Również w szkole wyróżniał się wśród rówieśników tym, że nie chciał być ani maszynistą, ani strażakiem, ale piłkarzem. Chyba sam wtedy nie myślał, że zostanie tak znakomitym futbolistą.

Larsson strzelił 37 bramek dla reprezentacji Szwecji
Larsson strzelił 37 bramek dla reprezentacji Szwecji (fot. skysports.com)

Henrik Larsson już w wieku sześciu lat dołączył do swojej pierwszej szkółki piłkarskiej – Hogaborg BK w Helsingborgu. Tam trenował i kształcił się na zawodowego piłkarza. Kiedy miał dwanaście lat, zaczął mieć problemy ze wzrostem. Mimo swej szybkości wyraźnie nie dawał sobie rady z rosłymi rówieśnikami. Rok później cały sezon rozgrywek dla młodzieży przesiedział na ławce. Wydawało się, że to koniec marzeń o zawodowym kopaniu piłki, gdyż Henke stracił cały entuzjazm, który go motywował do ciągłego pracowania nad sobą. Jednak trener młodzieżówki powiedział mu, że ma jeszcze czas, aby osiągnąć swój optymalny wzrost, oraz, że talent nigdy nie wystarczy, kiedy nad nim nie pracujemy. Te słowa odnowiły w Henriku zapał, który otaczał go podczas niemal całej młodzieńczej kariery.

Można powiedzieć, że Szwed zaczął swoje dorosłe życie już w wieku piętnastu lat, kiedy całe wakacje trenował z pierwszym zespołem. Potem musiał zarabiać na siebie między innymi pakując warzywa i owoce w magazynie albo pilnując dzieci w ośrodku. Rok później po swoim pierwszym seniorskim treningu został przeniesiony do pierwszej drużyny, a swoje pierwsze 90 minut zagrał, gdy miał 17 lat. Był wtedy bardzo szczęśliwy i jak sam powiedział, kochał to, co robił.

Talent Henrika został dostrzeżony, kiedy ten przekroczył próg 21 lat. Szwed był obserwowany przez skautów lokalnego Helsingborgu. Wkrótce Henke dostał telefon z ofertą kontraktu. Zgodził się od razu na śmieszną umowę, która gwarantowała wynagrodzenie na poziomie 300 funtów miesięcznie bez dodatkowych premii. Jednak jak wiemy, nie pieniądze są dla Larssona najważniejsze. Pasja i chęć zrealizowania marzeń kierowały młodym Szwedem i jak potem się okazało, poszły w dobrą stronę.

Swój pierwszy sezon w Helsingborgu Henrik Larsson może zaliczyć do bardzo udanych. Wyróżniał się spośród graczy szwedzkiego klubu nie tylko fryzurą, ale też umiejętnościami. 50 bramek strzelonych w 56 meczach sprawiło, że na oferty klubów z zachodu Europy nie trzeba było długo czekać. Po rocznym pobycie w Allsvenskan władze Feyenordu zaproponowały mu kontrakt,warty 295 tys. funtów. Henke podpisem na umowie przypieczętował początek swojej europejskiej kariery.

Szwed jechał do Holandii ciekawy nowego środowiska, życia, przyjaciół i nowego stylu gry. Jak sam przyznał, był bardzo blisko podpisania kontraktu ze szwajcarskim Grasshoppers. Jednak gdy tylko dowiedział się, że jest nim zainteresowany Feyenord, bez wahania zmienił decyzję, robiąc tym samym ogromny krok naprzód. Po przybyciu do Holandii komplementował klub, stadion oraz kolegów z drużyny. Zaprzyjaźnił się z Orlando Trustfullem, z którym często grywał w snookera oraz inne gry towarzyskie. Życiowa partnerka Henrika też zaprzyjaźniła się z żoną Orlando. W drużynie panowała dobra atmosfera, a Szwed na dobre zaaklimatyzował się w zespole. Jednak w pierwszym sezonie gry zdobył tylko jednego gola w 16 meczach. Mimo to nie poddawał się, a trener bardzo na niego liczył. Kolejny sezon przyniósł obfitsze plony. 11 goli było jak na ten poziom rozgrywek dobrym rezultatem.

Sezon 1994/1995 dla Feyenoordu był udany. Holenderska drużyna doszła nawet do półfinału Pucharu Europy, w którym przegrała z Realem Saragossa. Kolejny rok był dla Henrika o wiele gorszy. Nie mógł się skupić na grze, gdyż nowy trener chciał zrobić z niego „zawodnika uniwersalnego”. Wystawiał go na prawej i lewej flance, na szpicy oraz w środku. Młodemu Szwedowi nie podobały się manewry, które odbywały się jego kosztem. Z wiekiem jednak stał się właśnie takim „uniwersalnym napastnikiem”, z czego wielokrotnie korzystali trenerzy, zwłaszcza w reprezentacji. W końcu Larsson postanowił odejść z obecnego klubu. Jego nowym pracodawcą był Celtic Glasgow, który wyłożył 650 tys. funtów potrzebne na uregulowanie klauzuli.

Kibice na Celtic Park przywitali Henrika bardzo ciepło. Jednak po pierwszym meczu nie mieli powodów, aby uważać Szweda za przyszłą gwiazdę drużyny. Po jego głupim błędzie (stracie piłki na własnej połowie) Celtic przegrał 2:1 z Hibernianem. Larsson po tym meczu był bardzo rozczarowany, liczył bowiem na lepszy debiut w biało-zielonej koszulce. Jednak z każdym meczem Henrik coraz bardziej rozkochiwał w sobie kibiców. Zdobył 16 goli, a „The Boys” mogli się cieszyć z tytułu mistrzowskiego i utarcia nosa „Rangersom”, którzy walczyli o dziesiąty tytuł z rzędu. Wydawało się, że Henke osiągnął już szczyt swoich umiejętności piłkarskich. Jednak jak się okazało, ten sezon był tylko przedsmakiem sukcesów Szweda. W rozgrywkach 1998/1999 zdobył razem 39 goli: 29 w lidze, za co został uhonorowany tytułem króla strzelców ligi szkockiej, i 10 w rozgrywkach pucharowych. Został też wybrany przez dziennikarzy piłkarzem roku w Szwecji. Bez wątpienia ten sezon należał do niego. Do pełni szczęścia zabrakło mu tylko sukcesów jego drużyny. „The Boys” przegrali jednak walkę o mistrzostwo w lidze. Polegli też w finale Pucharu Szkocji. Mimo niepowodzeń drużyny Szwed mógł z czystym sercem uznać ten sezon za najlepszy w dotychczasowej karierze.

Kolejna edycja rozgrywek zaczęła się dla Henrika bardzo dobrze. Siedem bramek w siedmiu meczach mogło robić wrażenie. Kiedy wydawało się, że nic nie może zatrzymać Szweda, zdarzyła się jedna z najgorszych rzeczy, jaka może się wydarzyć w życiu piłkarza, a mianowicie kontuzja. Zdarzyło się to podczas meczu Pucharu UEFA z Olimpique Lyon. Powrót do zdrowia złamanej nogi wymagał czasu, dlatego Henrik wyjechał wraz ze swoją partnerką Magdaleną i synem Jordanem do ojczyzny. Larsson chciał tym samym wychować swojego potomka zgodnie ze szwedzką tradycją.

W jubileuszowym 2000 roku zespół Celtiku przeżył gruntowną zmianę. Kenny’ego Dalglisha na stanowisku trenera zastąpił Martin O’Neill. Henrik Larsson przyznał, że nie lubi, gdy ktoś odchodzi z drużyny, jednak nowy szkoleniowiec idealnie pasuje do „The Boys”. Szwed otrzymał wyrazy bezgranicznego zaufania od nowego trenera, co sprawiło, że uwierzył w siebie, co go bardzo zmotywowało do jeszcze lepszej gry. Sezon zaczął się bardzo dobrze. Zwycięstwo 6:2 w Old Firm Derby było bardzo imponującym wynikiem. Sam reprezentant „Trzech Koron” zdobył w tym meczu dwie bramki, a pierwsza z nich – jak sam przyznał – była najpiękniejszą bramką zdobytą dla Celtiku w jego karierze. Celtic Park było najgłośniejszym miejscem tego dnia w całej Szkocji. Po raz kolejny „The Boys” pokonali ekipę „Rangersów” w półfinale CIS Cup. W finale tego turnieju zmierzyli się z Klimarnock. Mecz wygrali, a Szwed po raz kolejny pokazał swój kunszt strzelecki i zdobył hat-tricka. Sezon zakończył się dla Celtiku bardzo udanie. Już na pięć meczów przed końcem sezonu było wiadomo, że wygra ligę. Nie dał szans rywalom również w Pucharze Szkocji, wygrywając w finale z Hibernianem aż 3:0. Nie ma wątpliwości, że trener O’Neill, bardzo wychwalany przez Henrika Larssona, ustanowił nową jakość tej drużyny. Idealnie wykorzystał talent i potencjał swoich zawodników, czego efekty były widoczne gołym okiem.

Larsson jako gwiazda krajowych rozgrywek
Larsson jako gwiazda krajowych rozgrywek (fot. skysports.com)

Warto dodać, że w 2001 roku Szwed był niezwykle skuteczny. 53 bramek zdobytych w barwach Celtiku, w tym 35 w lidze, zaowocowało nagrodą Złotego Buta, czyli bardzo elitarnym wyróżnieniem, przyznawanym dla najlepszego strzelca Starego Kontynentu.

Sezon 2001/2002 nie był już tak dobry jak poprzedni. Podopieczni Martina O’Neila musieli podzielić się z lokalnym rywalem tytułami. „The Boys” zgarnęli mistrzostwo ligi, „The Gers” mogli się zaś cieszyć ze zdobycia Pucharu Szkocji.

W kolejnym sezonie teoretycznie nie było powodów do radości, ponieważ nie powiększyła się gablota z trofeami. W praktyce jednak powodów do radości było dużo. Jednym z nich był finał Pucharu UEFA, który de facto został przegrany, jednak sam fakt znalezienia się w nim był godny podziwu. – To był najlepszy, a jednocześnie najgorszy mecz w moim życiu – powiedział Henke, który jako jedyny tego dnia nie zawiódł, strzelając dwie bramki. Chciał wygrać ten mecz dla kibiców. – Nigdy nie zapomnę wyjścia na murawę stadionu w Sevilli i widoku morza zieleni i bieli – powiedział po meczu Szwed, co pokazało, jak bardzo był przywiązany do sympatyków Celtiku.

Ostatni sezon Szweda w barwach Celtiku przebiegł pomyślnie. Zdobył w nim mistrzostwo ligi. Mimo próśb władz klubu Henke nie przedłużył kontraktu. Nigdy nie ukrywał, że chciałby w swojej karierze zagrać w kraju o cieplejszym klimacie niż dotychczas. Marzył też o Barcelonie, dlatego właśnie grę w tym klubie wybrał jako kolejne wyzwanie na swojej drodze. Ze Szkocji wyjeżdżał jako piłkarz spełniony – zapisał się na kartach SPL jako najlepszy strzelec w historii tej ligi.

Szwed zaraz po podpisaniu kontraktu wyjechał razem z drużyną ma tournee po Dalekim Wschodzie. Podczas zgrupowania na dobre zaaklimatyzował się w drużynie. Jak sam mówił, był pod wrażeniem sztuczek, jakie umie Ronaldinho. Po powrocie do Hiszpanii osiedlił się w okolicach Giovanniego van Bronckhorsta. Po rozpoczęciu sezonu Henke przyznał, że dużą sztuką jest przedostać się do pierwszego zespołu. W bordowo-granatowych barwach zadebiutował w wygranym 2:0 meczu z Santanderem. Po 60 minutach został zastąpiony i choć gola nie strzelił, był zadowolony ze swojego występu. Przyznał, że hiszpańska piłka opiera się na technicznej grze i zaskoczeniu rywala. Powiedział też, że bardzo ważna w La Liga jest rola rezerwowego. Swojego pierwszego gola w barwach „Blaugrany” Larsson strzelił w wygranym meczu z Sevillą. Kibice z radością celebrowali zdobycie bramki razem z nim. W późniejszej części sezonu doszło do bratobójczego boju dla Henrika, gdyż zmierzyły się drużyny „Barcy” i Celticu. Wynik meczu, czyli 3:1 dla „Dumy Katalonii”, wprawił Szweda w zakłopotanie. Przyznał, że takie uczucie jest co najmniej dziwne. W jednym z najważniejszych meczów w sezonie, a mianowicie w Gran Derbi, Henrika po raz kolejny spotkała kontuzja, zerwał bowiem więzadło krzyżowe w swoim kolanie. Uraz wyeliminował Szweda z gry aż do końca sezonu. Włodarze „Barcy” zachowali się fair i przedłużyli kontrakt z Henką o kolejny rok. Larsson miał skupić tylko i wyłącznie na zdrowiu, a nie przyszłości. Swoją kontuzję musiał leczyć w Colorado, gdzie badali go najlepsi specjaliści. Szwed wiedział, że leczenie urazu wymaga ogromnego wysiłku. Przekonał się w końcu o tym już raz. W trudnych chwilach wspierali go nie tylko fani „Barcy”, ale też Celtiku i reprezentacji. Ostatecznie Henke wykurował się na mecz z Villarrealem na Camp Nou, ale jego apetyt na grę był jeszcze większy. Nie mógł się już doczekać kolejnego sezonu w barwach „Blaugrany”. Barcelona w tym sezonie mogła się cieszyć z mistrzostwa La Liga. Mimo iż Henrik miał mały wkład w ten tytuł, bardzo się z niego cieszył i był dumny, że może reprezentować tak wielki klub.

W sezonie 2005/2006 Larsson dostawał coraz więcej szans na wykazanie się. Frank Rijkaard stosował często system rotacji i zamieniał pozycjami Henrika i Samuela Eto’o. Często też dawał im szanse zagrania razem. Jak się okazało, wszystkie manewry były dobre, gdyż „Barca” zdobyła mistrzostwo kraju. W tym roku Barcelona błyszczała nie tylko na boiskach krajowych, ale i europejskich. Głównym celem było powtórzenie wyczynu z 1992 roku, czyli zdobycie Ligi Mistrzów. „Duma Katalonii” trafiła na teoretycznie słabą grupę (Werder, Udinese, Panathinaikos) i bez problemu wygrała ją z dorobkiem 16 punktów. W rozgrywkach grupowych Henke zdobył jednego gola. W drodze do finału na drodze Barcelony stanęły takie drużyny, jak Chelsea, Benfica czy Milan, jednak na hiszpańskiego giganta nie było mocnych. Życiową formę przeżywał wtedy Ronaldinho, który bez końca przed finałem porównywany był z Thierry Henrym. Miał to być pojedynek wielkich zespołów – Barcelony i Arsenalu – oraz wielkich graczy – Ronaldinho i Henry’ego. Miał to być też wielki mecz – był. Jednak pojedynek dwóch gwiazd obydwu drużyn był w cieniu graczy takich jak Larsson i Beletti. Ten pierwszy wszedł na boisko w 61. minucie i całkowicie odmienił losy spotkania. Szwed w meczu na Stade de France pokazał swój geniusz, zaliczając dwie fenomenalne asysty. To głównie dzięki niemu Carles Puyol mógł wznieść w górę Puchar Mistrzów. Na całym świecie było głośno po tym meczu o Henriku Larssonie, czyli graczu, który w 30 minut potrafi wygrać mecz. Po tym jakże udanym sezonie Szwed postanowił opuścić Hiszpanię i powrócić do Helsingborga ze względów rodzinnych.

1 stycznia 2007 roku Henrik Larsson powrócił do europejskiej piłki – został wypożyczony na trzy miesiące do Manchesteru United. W tym czasie miał pomóc „Czerwonym Diabłom” w dojściu do finału Champions League. Już w swoim debiucie zdobył bramkę w meczu FA Cup. Był to jego pierwszy i ostatni gol w barwach Manchesteru. Piłkarz ten podczas swego pobytu w Anglii bardzo zaskakiwał zarówno Wayne’a Rooney’a jak i sir Aleksa Fergusona. Półroczny pobyt na Wyspach był raczej zabiegiem rekreacyjnym niż faktycznym powrotem do wielkiego futbolu.

W oczach wielu sympatyków futbolu na całym świecie wykreowała się postać Larssona jako piłkarza, który stara się zwyciężyć z czasem i pieniędzmi. Mimo iż siła, szybkość i technika uciekły od niego, na zawsze zostaną mądrość na boisku, spryt i chęć walki. Warto też dodać, że Henke nigdy nie był łakomy na pieniądze. Do poszczególnych klubów przechodził, bo tak mu mówiło serce, nie portfel. Po niezwykle udanym sezonie w Barcelonie mógł przecież grać w niemal każdym europejskim klubie – on jednak wybrał rodzinę. U współczesnych piłkarzy taka postawa zginęła śmiercią naturalną, lecz Larssona niezwykłym czyni jego charakter. Warto również dodać, że piłkarz ten zawsze lubił być rasowym napastnikiem, a przez całą swoją karierę zmieniał pozycje. Był nie tylko środkowym snajperem, ale też skrzydłowym, ofensywnym pomocnikiem i piłkarzem zadaniowym. Często również godził się z rolą rezerwowego, by zameldować się na placu gry na dwa kwadranse przed końcem i odmienić losy spotkania.

Jedno jest pewne – kopii Henrika Larssona już nigdy nie zobaczymy. Pewne jest też, że nie będziemy świadkami wielkiego powrotu Henkego na wielkie stadiony w roli piłkarza. Szwed jednak zapewne nadal będzie zajmował się futbolem – poszedł już w ślady innych wielkich zawodników, którzy po zawieszeniu butów na kołku rozpoczęli karierę trenerską. 39-letni Larsson jest obecnie szkoleniowcem drugoligowego Landskrona BoIS. Można powiedzieć, że wielka przygoda z futbolem już za Larssonem. A może… dopiero przed?
 

Komentarze
~Gajsmajster (gość) - 14 lat temu

Wielki człowiek i piłkarza jednocześnie. Nigdy
pieniądze nie przewróciły mu w głowie (jak
zresztą zauważył autor artykułu) a z grania w
piłkę czerpał to co najważniejsze - przyjemność
i samodoskonalenie się. Jestem pełen podziwu dla
jego talentu.

P.S: Mam nadzieję, że takich "biograficznych"
artykułów pojawi się więcej na łamach portalu.
Świetnie się je czyta. Może następnym razem
artykuł mógłby dotyczyć Roy Makaa'a.

Odpowiedz
~aaa (gość) - 14 lat temu

Genialny piłkarz i człowiek.

Doskonały napastnik.

Szacunek dla niego i powodzenia jak trener i dużo
zdrowia!

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze