Futbol jest wielki: Od zera do bohatera


Za pierwsze zarobione pieniądze kupił sobie sztuczną szczękę. Nigdy nie wstydził się, że zaczynał od zera. Po latach nieustannych trudów i wyrzeczeń wszedł jednak na szczyt. Jego piłkarska ścieżka od samego początku nie była usłana różami, a on nigdy się nie poddawał. Miał marzenia, które za wszelką cenę chciał zrealizować. Rivaldo Vitor Borba Ferreira w futbolu osiągnął wiele, jako piłkarz wygrał nie jeden mecz, ale wygrał jeszcze coś więcej. Wygrał swoje życie.


Udostępnij na Udostępnij na

Zaczynał od zera

Piłkarz znany bardziej jako Rivaldo urodził się 19 kwietnia 1972 roku w liczącym ponad półtora miliona mieszkańców nadatlantyckim porcie Recife w Brazylii. Swoje dzieciństwo spędził w tzw. „faweli” – dzielnicy biedy. Był jednym z ośmiorga dzieci państwa Ferreira; mieszkali w baraku z kartonu i blachy. Choć jego rodzicie ciężko pracowali, pieniędzy zawsze jednak brakowało. Żyli w skrajnej nędzy, a pójście do szkoły było największym marzeniem dzieci – tam można było dostać za darmo bułkę i napić się mleka. Gdy kończyły się lekcję chodził na pobliskie plaże i, jak setki innych głodujących rówieśników, sprzedawał znalezione na plaży muszelki i kokosy, by zarobić jakiekolwiek pieniądze i pomóc rodzicom. Resztę czasu spędzał na grze w piłkę na ulicach i plażach. Gdy miał 12 lat z powodu niedożywienia i braku witamin stracił wszystkie zęby. Był jednym z wielu brazylijskich dzieci ulicy, które w futbolu widziały jedyną okazję na wybicie się z tej szarej rzeczywistości. Rivaldo grać lubił, lecz nigdy nie zastanawiał się nad profesjonalną karierą. To jednak dzięki ojcu w wieku 16 lat zapisał się do szkółki piłkarskiej. Po latach z wdzięcznością wspominał: – On wskazał mi drogę i kazał nią iść, chociaż ja miałem inne plany.

Profesjonalną karierę rozpoczął w wieku 20 lat w miejscowym Santa Cruz Futebol Clube. Z wielką determinacją przemierzał codziennie 25 kilometrów by dostać się na stadion, bowiem na bilet autobusowy nie miał pieniędzy. Miał niezłe warunki fizyczne, był ruchliwy i szybki, dlatego też występował jako ofensywny pomocnik, bądź grał w napadzie. Gdy zarobił pierwsze pieniądze kupił sobie sztuczną szczękę, by inni więcej się z niego nie śmiali. Szeroki uśmiech był po latach jego znakiem rozpoznawczym.

Droga do sławy

Kolejne lata to występy Rivaldo w Mogi Mirim i od 1993 roku w znanym Corinthians. Tam się wypromował, zaczęło być o nim głośno w Brazylii. Przez rok gry w „Wielkiej Drużynie” strzelił 17 goli w 41 meczach. Wkrótce zadebiutował i w seniorskiej reprezentacji Brazylii, wcześniej grając z powodzeniem kadrze U20.

Po roku gry w drużynie z Sao Paulo trafił do Palmeiras. Za zarobione za transfer 300 tysięcy dolarów poddał się profesjonalnej operacji wszczepienia nowych zębów. Już nigdy mu nie wypadły.

W Palmeiras zagrał 126 meczów, strzelając w nich 53 gole. Stał się gwiazdą ligi brazylijskiej, zaczęło się o nim głośno robić także w Europie dzięki dobrym występom w reprezentacji. Choć nie zdobył wystarczającego uznania w oczach trenera Parreiry i nie pojechał na Mundial w 1994 roku (media zarzucały szkoleniowcowi złą decyzję, jednak po zdobyciu mistrzostwa krytyka ustała), to w 1996 roku docenili go włodarze Deportivo La Coruna i zapłacili Palmeiras za Rivaldo 8 milionów dolarów.

Gwiazda zabłysła!

W Deportivo Brazylijczyk zabłysnął. Nazwano go genialnym piłkarzem. Media pisały o nim: „Rivaldo co niedzielę daje pokaz godny magika cyrkowego. Jego dryblingi i strzały są olśniewające”. Choć, co prawda, krytykowano go za zbyt indywidualny styl gry, to jednak rok później dzięki swym 21 golom w 41 meczach trafił za kwotę 26,7 miliona dolarów do katalońskiego giganta – FC Barcelony. Miał podjąć się tam ważnego zadania – zastąpienia Ronaldo.

W 1998 roku był też liderem Brazylii na Mistrzostwach Świata we Francji. Grał świetnie, jednak tylko do finału. Wtedy zawiódł, jak zresztą cała drużyna, a Francja rozbiła „Canarinhos”3:0. W całym turnieju rozegrał siedem spotkań, strzelając trzy gole.

W Barcelonie jednak nie zwalniał tempa. Grał fenomenalnie i dzięki temu w 1999 roku został wybrany najlepszym piłkarzem świata w prestiżowych plebiscytach FIFA, „France Football” i „Word Soccera”. Znalazł się także na liście 100 najlepszych piłkarzy XX wieku. Kibice go uwielbiali. Czarował dryblingami i strzelał wiele ważnych bramek. Kiedy pewnego razu chciał kupić z klubowego sklepiku 50 koszulek z jego nazwiskiem, by podarować je swoim przyjaciołom w Brazylii, okazało się, że nie ma ani jednej na stanie. W 159 meczach w barwach Barcy strzelił aż 86 bramek! Stał się symbolem katalońskiego klubu.

Kompilacja goli i zagrań Rivaldo:

Później nastały cięższe czasy dla Barcelony. Od 1999 roku jego „Duma Katalonii” nic nie wygrała, a coraz starszy zawodnik też już nie grał tak, jak za młodu. Okazja do pokazania po raz kolejny piłkarskiej klasy przyszła jednak w 2002 roku.

Rivaldo pojechał na Mundial do Korei i Japonii. Mówił wtedy: – Dziękuję Bogu za wszystko, co mi dał. Gdyby jeszcze Brazylia została mistrzem świata, a na mojej szyi zawisł złoty medal, pomyślałbym, że to sen, a nie życie.

Tak, życie Rivaldo wyglądało jak jeden wielki sen. Zaczynał od zera, teraz był bohaterem i miał poprowadzić Brazylię do triumfu na Mistrzostwach Świata. Już wiedział jak tego osiągnąć. – Na boisku trzeba być cwanym. Podczas mistrzostw świata dzieje się wiele dziwnych rzeczy, sukcesy zespoły osiągają różnymi sposobami – mówił przed imprezą.

W turnieju Brazylia szła jak burza. Po wyeliminowaniu Turcji w półfinale ostatnim przeciwnikiem „Canarinhos” były Niemcy. Przed meczem Rivaldo stwierdził: – Ze względu na mój wiek mogę powiedzieć, że ten finał będzie moim ostatnim występem w mistrzostwach świata. Dlatego chcę wygrać niedzielny mecz.

Nie mylił się, bo były to jego ostatnie MŚ. Do Niemiec już nie pojechał, ale w 2002 roku Brazylia w finale pokonała Niemcy 2:0 po dwóch golach Ronaldo. Rivaldo był jedną z gwiazd całego turnieju – zdobył pięć bramek i trzy asysty. Został drugim strzelcem zespołu oraz całego turnieju (wspólnie z Mirosławem Klose; królem strzelców został wtedy Ronaldo). – Zagrałem przeciętnie. To znaczy przeciętnie jak na mnie. A teraz nie mogę się skupić, bo ciągle myślę, jak muszą się cieszyć ludzie w Brazylii – podsumował finał.

Kryzys

W 2002 roku był jednym z najbardziej pożądanych piłkarzy na świecie. Wiedząc o jego kłopotach w Barcelonie (nie zgadzał się z powrotem Louisa van Gaala na stanowisko trenera „Dumy Katalonii”) Juventus Turyn oferował z Brazylijczyka 40 mln dol., Lazio Rzym – 60, a Manchester United nawet 100 mln dolarów. Sam piłkarz rocznie zarabiał ponad pięć mln, a dla człowieka, który wychował się w wielodzietnej rodzinie mieszkającej w baraku były to niewyobrażalne pieniądze. Sam jednak je zdobył. Pracą i talentem.

Ostatecznie przez konflikt z nowym trenerem Rivaldo rozwiązał kontrakt z Barceloną za porozumieniem stron i w lecie 2002 roku zasilił AC Milan. W Mediolanie miał występować do 2005 roku. Sprawy się jednak skomplikowały…

Nowa era

W Milanie Rivaldo stracił trochę ze swojej dawnej świetności. Nie młody już zawodnik nie potrafił odnaleźć się w nowym zespole, a kiedy Carlo Ancelotti zaczął sadzać go na ławce, doszło także do spięć Rivaldo z trenerem. W rezultacie konfliktu Brazylijczyk wylądował na trybunach, podobno musiał nawet korzystać z pomocy psychologa nie mogąc pogodzić się z rolą, w właściwie jej brakiem, w nowym zespole. – Kiedy trener w dniu meczu odpowie na moje dzień dobry, to mogę liczyć, że usiądę na ławce rezerwowych. Jeśli nie, to jestem pewien, że będę oglądał grę kolegów z trybun – mówił rozżalony Rivaldo.

Ostatecznie po miesiącach kłótni i upokorzeń rozstał się z klubem. W 22 meczach w trykocie Milanu strzelił 5 goli.

Przed sezonem 2003/2004 w kolejce po Brazylijczyka ustawiło się kilka klubów, wśród których wymieniano m.in. londyńską Chelsea, Newcastle i Spartaka Moskwa. Z kolei jedna z katarskich drużyn zaproponowała piłkarzowi za grę aż milion dolarów miesięcznie. Agent Rivaldo mówił wtedy: – Ofertę z Kataru odrzuciliśmy. Dla Rivaldo pieniądze nie są bowiem najważniejsze. Faktycznie tak było. Rivaldo nie zapominał gdzie się wychował i od czego zaczynał. Wiedział, że dostał i tak bardzo wiele. Nigdy nie „gwiazdorzył”, zawsze ze swoją porażającą naturalnością (i nienaturalnym uśmiechem) mówił, co myślał. Ostatecznie trafił do brazylijskiego Cruzeiro Esporte Lube.

U schyłku kariery

Rivaldo przez większą część swojej kariery zajmował się także działalnością charytatywną. Nie zapominając o biednych dzieciach z brazylijskich slumsów, założył specjalną fundację wspierającą ich rozwój. Pamiętał jakie były początki jego kariery. Doceniał jak nikt inny to, co dostał od życia, wspierając młodych ludzi.

W Cruzeiro spędził rok. Ciągnęło go jednak do Europy i przed sezonem 2004/2005 wybrał grecki Olympiakos Pireus. Stał się szybko jedną z największych gwiazd drużyny. Mógł dawno zawiesić buty na kołku, głód gry był jednak większy. W Grecji odżył. Wraz z nową drużyną trzykrotnie sięgał po tytuł mistrza kraju, dwa razy zdobył puchar. W 70 meczach strzelił 36 bramek. Kiedy jednak w 2007 roku, po trzech latach występów w Grecji, Olympiakos nie wpłacił pieniędzy na fundację Rivaldo, popularny „Ribo” postanowił opuścić klub, podpisując kontrakt z rywalem zza miedzy – AEK Ateny. Tam spędził kolejny sezon, by w wieku 36 lat opuścić Grecję.

TOP 15 goli Rivaldo w barwach Olympiakosu:

Obecnie Rivaldo gra w barwach uzbekistańskiego Bunyodkoru Taszkient. Co więcej, nadal gra dobrze. Nie zapomniał jak się strzela bramki, a oprócz działalności piłkarskiej skupia się na swojej fundacji i rodzinie. Ma żonę Rose, syna Rivaldinho i córkę Tamaris. Są szczęśliwi. A któż mógłby pomyśleć, że Rivaldo zaczynał od zera?

Jan Rybowicz pisał niegdyś: „Nie ma sprawiedliwości na tym świecie, bo biedny zawsze dostaje w kość”. Cóż, poeci mają to do siebie, że czasem i oni się mylą. Dobrze jednak, że właśnie w takich sytuacjach. Futbol jest piękny, ponieważ (mimo różnych opinii w tej kwestii) jest w nim jednak sprawiedliwość. Choć coraz częściej pieniądze odgrywają dużą rolę, Rivaldo udowodnił, że i biedny człowiek, jeśli tyko czegoś bardzo chce, jest w stanie wejść na szczyt. Swym życiem pokazał, że nie najważniejsze są wartości materialne, ale to ile dajesz z siebie i to, kim jesteś. I dlatego właśnie Rivaldo na miano prawdziwej gwiazdy futbolu zasługuje jak nikt inny.

Warto dziś wspominać takich piłkarzy jak on. W dobie ogromnej komercjalizacji futbolu, spychania w piłce podstawowych wartości na dalszy plan, robienia z niej maszynki do zarabiania pieniędzy, odseparowywania się od podstawowych założeń tej gry, od ducha walki czy zachowań fair play, historie takich piłkarzy wiele mówią o piłce nożnej. I przede wszystkim mówią dobrze. Świadczą, że choć to tylko sport, to jednak jest to aż sport. Sport szczególny. Sport, który sprawia, że spełniają się marzenia, że każdy może go uprawiać, że wszystkie bariery są do pokonania, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jeśli tylko chcesz, jeśli nie brak ci odwagi, zapału, serca, zaangażowania i wiary, że marzenia to nie tylko niedostępne patetyczne hasło naszych czasów, możesz osiągnąć bardzo wiele. Od nędzy do pieniędzy. Od zera do bohatera. Jak Rivaldo.

I właśnie tacy piłkarze, ich biografie i jakże trudna droga do sukcesu, utwierdzają mnie każdego dnia w przekonaniu, że futbol, jak nic innego, mimo całego swego prostactwa, czasem prymitywności i beznadziei, nieraz taniej komercji, jest po prostu wielki.

Komentarze
~bunio90 (gość) - 15 lat temu

dobrze pamietam tego gościa, wielki piłkarz i szacun
za to ile zrobil. Przynam sie, nie wiedzialem, ze nie
mial na poczatku wogole kasy, a zostal takim
pilkarzem! Super artykuł, czekam na kolejne!

Odpowiedz
~... (gość) - 15 lat temu

Większość jak nie wszyscy wielcy piłkarze z Brazylii
i Argentyny w dzieciństwie żyli w skrajnym ubóstwie.
Przypadek Rivaldo nie jest odosobnionym przypadkiem.

Odpowiedz
~moni (gość) - 15 lat temu

Super tekst, extra siie czyta!

Odpowiedz
~t_78 (gość) - 15 lat temu

Ronaldo na ten przykład dopiero po paru latach pobytu
w europie zaczął uczyć się pisania i czytania...!!!

Odpowiedz
~..luki22.. (gość) - 15 lat temu

Genialny artykuł :) Kocham ten cykl, dzięki! P.S.
Może napiszecie coś o Ronaldo, bo chyba nie było?

Odpowiedz
~gosia (gość) - 12 lat temu

on zawsze był genialny i bardzo przystojny

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze