Po zeszłorocznym sukcesie i udziale dwóch francuskich zespołów w najlepszej czwórce Ligi Mistrzów oczekiwania są ogromne. Francja uwierzyła, że mimo słabości swojej ligi może namieszać w Europie. Jednak przed tym sezonem z góry skazani są na porażkę. Trudno uwierzyć, by Rennes czy Marsylia osiągnęły coś więcej niż wyjście z grupy, tradycyjnie cała nadzieja w PSG, którego cel jest niezmienny.
Gdy jakiś kraj ma więcej niż jedną drużynę w półfinałach Ligi Mistrzów czy Ligi Europy, zawsze rozgorywa dyskusja na temat siły danego kraju, odpowiedniej myśli szkoleniowej i ewentualnej dominacji w przyszłości. Podobnie było ostatnio z Francją. Dla „Trójkolorowych” to sytuacja niecodzienna, by dwa ich zespoły były tak blisko finału, a jeden w nim zagrał.
Trudno jednak wierzyć w teorie dominacji francuskich klubów, gdy w tym sezonie obejrzymy dwie inne drużyny. Prowadzone przez innych szkoleniowców, grające innymi piłkarzami i prezentujące inny styl. Zabraknie też w całej edycji półfinalisty poprzednich rozgrywek, co jest sytuacją bez precedensu. Ale to nie oznacza, że nie będzie ciekawie, bo w cieniu PSG będziemy mogli przyglądać się debiutantom z Rennes czy wielkiej Marsylii.
Paryż i długo nic
Oczywiście to żadne zaskoczenie. Do takiego stanu rzeczy zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Odkąd w Paryżu nastała era Katarczyków, to Paris Saint-Germain regularnie bierze udział w tych rozgrywkach i zawsze jest ich mniejszym bądź częściej większym faworytem. Nie inaczej będzie w tym roku, jednak zadanie wydaje się piekielnie trudne.
Paryż opuścili tacy gracze, jak: Thiago Silva, Thomas Meunier i Edinson Cavani. Jednak największym problem jest brak porządnych wzmocnień. Trudno za takie uważać Keana, Florenziego czy Danilo, którzy zostali raptem wypożyczeni ze swoich klubów, a Letellier czy Rafinha to transfery bezgotówkowe. Nie do takiego okienka przyzwyczailiśmy się w wykonaniu paryżan. Dotychczas trafiali tu głównie gracze galaktyczni, z wielkim nazwiskiem, za wielkie pieniądze, dziś jest zupełnie inaczej.
Nowością jest też fakt, że PSG rozpocznie sezon Ligi Mistrzów z tym samym trenerem. W ostatnich latach regularnie dochodziło do zmian na tym stanowisku. Katarskich właścicieli nie przekonywały liczne trofea zdobywane na krajowym podwórku, liczyła się tylko Liga Mistrzów. I mimo że Tuchel jej nie wygrał, to trudno nie zauważyć progresu w porównaniu z ostatnimi latami, gdy regularnie Paryż kończył na 1/8 , w najlepszym przypadku ćwierćfinale Champion League.
Obecny sezon Paris Saint-Germain rozpoczęło później niż większość francuskich klubów ze względu na granie do końca Ligi Mistrzów w poprzednim sezonie. Jednak zaległości już udało się odrobić i po siedmiu kolejkach jest wiceliderem z dorobkiem 15 punktów. To wynik oczywiście pozostawiający wiele do życzenia. PSG nie przyzwyczaiło nas do porażek w Ligue 1, a w tym sezonie już ma takowe dwie, z Lens i Marsylią.
Skoro postrzegamy paryżan jako faworytów całych rozgrywek, to i powinni być faworytem swojej grupy. Jednak tu los nie był ich sprzymierzeńcem i trafili nie najlepiej. O ile Basaksehir nie powinien stanowić dla nich problemu, o tyle rywalizacje z Lipskiem i Manchesterem United do łatwych należeć nie będą. Lipsk to zdecydowanie najgorszy rywal, na jakiego można było trafić z trzeciego koszyka. I jak w tym sezonie trudno jest jednoznacznie wskazać grupę śmierci, tak po dłuższym namyśle wydaje się nią grupa francuskiego giganta.
Marsylia znów w Lidze Mistrzów
Po siedmiu latach przerwy do fazy grupowej Ligi Mistrzów wraca Olympique Marsylia. Jednak duży wpływ na taki przebieg spraw miała pandemia, która przerwała rozgrywki Ligue 1. Francuskie władze postanowiły nie wznawiać sezonu i za finalne rozstrzygnięcia uznać wyniki po 28 spotkaniach. Olympique zajął drugie miejsce, a nie wiadomo, czy udałoby się mu utrzymać tę lokatę, gdyby sezon klasycznie liczył 38 spotkań.
Plusem dla OM powinna być stabilizacja oraz trener. Zespół nie zmienił się znacząco w porównaniu z poprzednim sezonem, odszedł jedynie Bouna Sarr. Trenerem drużyny pozostał Andre Villas-Boas, który ma już ogromne pucharowe doświadczenie. Minusem dla marsylczyków będą ograniczenia związane z pandemią, które pozbawią klub fanatycznego dopingu, jaki zawsze ma miejsce na Stade Velodrome.
Olympique Marsylia dzisiaj.
RIP EDDIE VAN HALEN.
foto: @karimattab1 pic.twitter.com/5O50lqtPJL
— Avanti (@Avanti_1989) October 17, 2020
Podobnie jak PSG, tak i Olympique Marsylia nie miał szczęścia w losowaniu. Faworytem grupy będzie Manchester City, Marsylii pozostaje walka o drugą lokatę z FC Porto, a i Olympiakos Pireus łatwo skóry nie sprzeda. Zespół z południa Francji to królowie remisów. Na cztery ostatnie mecze trzy kończył podziałem punktów. W sumie po siedmiu ligowych spotkaniach jest na 6. miejscu z 12 punktami.
Francuski beniaminek
Absolutnym debiutantem tych rozgrywek jest Stade Rennais. Dla „Czerwono-czarnych” to będzie pierwszy występ w Lidze Mistrzów w swojej 119-letniej historii. Podobnie jak i OM są oni dużym beneficjentem niedokończenia ligowego sezonu.
Oczywiście trudno w tym kontekście mówić o jakichś wielkich oczekiwaniach. Tym bardziej gdy w grupie masz takich europejskich wyjadaczy jak Chelsea czy Sevilla. Dla Rennes celem pozostaje wyprzedzenie Krasnodaru, zajęcie 3. miejsca i gra na wiosnę w Lidze Europy. A te rozgrywki nie powinny już być tak obce dla niego, grało bowiem tam w dwóch poprzednich sezonach.
Będzie ciężko przebić się z tym meczem, niewiele osób prócz mnie i pewnie @KatherineAFC skupi się na spotkaniu Rennes z Krasnodarem, a szkoda, bo u Francuzów czarować będzie Camavinga.
Tak tylko przypomnę:17 lat, przebojem wdarł się do pierwszej reprezentacji Francji i zachwycił pic.twitter.com/4xm3Q2PCIo
— Michał Bojanowski (@Bojanowski33) October 20, 2020
Największą gwiazdą zespołu jest Eduardo Camavinga. To na niego będą zwrócone wszystkie oczy podczas grupowych meczów Rennes. Francuz uchodzi za talent porównywalny do Kyliana Mbappe. W ostatnich tygodniach zadebiutował w reprezentacji Francji i udało mu się strzelić nawet premierowego gola. Już dziś mimo niespełna 18 lat biją się o niego kluby w całej Europie. Nadchodzące mecze Ligi Mistrzów to pewnie jego jedne z ostatnich występów dla Rennes.
Stade Rennais to klub rozsądnie zarządzany i na pewno nie zmieniło się to po awansie do Ligi Mistrzów. Potrafi zarobione pieniądze przeznaczyć na wzmocnienia. Stać go na wydanie 26 milionów euro, jakie zapłacił Anderlechtowi za Jeremy’ego Doku.
***
Francuzi nie będą mieć łatwo w nadchodzącej edycji Ligi Mistrzów. Cele są skrajnie różne. To zupełnie inne zespoły, jedyne, co ich łączy, to kraj, jaki reprezentują. We Francji wszyscy byliby przeszczęśliwi, jakby stan posiadania ich zespołów na wiosnę się nie zmienił i cała trójka grała dalej, ale to chyba impossible.