Fiorentina wygrywa z Lechem 2:0 i z ostatniego miejsca w grupie awansuje na drugą lakatę w tabeli. Wynik z Bułgarskiej pozostawia sprawę awansu otwartą, a następne spotkania w Lidze Europy wynosi do statusu „meczów o życie”.
Jan Urban desygnował na to spotkanie bardzo defensywną wyjściową jedenastkę. Brak typowej „9” w składzie nie zaskakiwał, ale za to wybór Tetteha i Trałki jako dwóch „pivotów” mających zabezpieczać środek pola zapowiadał defensywne nastawienie poznaniaków. Lechici bez piłki ustawiali się nawet w pięcioosobowym bloku defensywnym, gdy Dariusz Formella dołączał do Tomasza Kędziory na prawym boku obrony.
Z drugiej strony Fiorentina wyszła na murawę świadoma wagi tego spotkania dla ich dalszych losów w turnieju. Od pierwszych minut założyli wysoki pressing, lewy obrońca, Federico Bernardeschi, bardzo wysoko atakował swoich rywali. To właśnie prawą stronę defensywy „Kolejrzoa” Paulo Sousa wyznaczył jako strefę najczęstszych ataków swojej drużyny.
Piłkarze „Violi” przeładowywali przestrzeń bronioną przez Formellę i Tomasza Kędziorę, próbójąc rozegrać piłkę w trójkącie Ilicić – Fernandez – Bernardeschi. Po kilku pierwszych trudnych minutach fani Lecha mogli mieć jednak nadzieję, że dobrze ustawieni ulubieńcy, agresywnie doskakujący do rywali, mogą przy Bułgarskiej coś ugrać.
Ich nadzieję przekreślił jednak Josip Ilicić. Pięknym uderzeniem zza pola karnego z piłki ustawionej na 18. metrze nie dał szans Jasminowi Buriciowi. Był to strzał, którego nie powstydziliby się mistrzowie sztuki wykonywania rzutów wolnych. Gol dał podopiecznym Paulo Sousy bardzo dużo komfortu psychicznego. Tempo spotkania nawet do feralnej dla Lecha i faulującego Dariusza Dudki 43. minuty raczej nie porywało. Jego losami sterowali więc głównie rządzący środkiem pola Mario Suarez i Matias Vecino.
To chyba właśnie podobnego spokoju zabrakło graczom w niebiesko-białych barwach, by przeważyć szalę na swoją korzyść. O ile po defensywnie nastawionych Tettehu i Trałce nie można było się spodziewać koncertowego rozgrywania, o tyle już chociażby od Karola Linettego należy wymagać więcej. Najbardziej wysunięty w trójkącie środkowym ustawienia rozrysowanego przez Jana Urbana umiejętnościami kreowania sytuacji nie zachwycił. Kilka przebłysków nie zdołało niestety przykryć całego mnóstwa strat młodego wychowanka „Kolejorza”.
Z pewnością 20-latkowi nie pomogli bardziej ofensywnie usposobieni koledzy. Mimo teoretycznego ustawienia bez napastnika Lech w istocie zagrał jakby pozbawiony jakiegokolwiek żądła na szpicy. Zajmujący pozycję nr 9 Kasper Hamalainen nie uniósł w ogóle ciężaru spotkania. Szymon Pawłowski szarpał w typowym dla siebie stylu i w 10. minucie mógł nawet dać Lechowi prowadzenie, a w 78. asystę przy dającym wyrównanie trafieniu Gergo Lovrencsicsa, ale Węgier nieznacznie spudłował.
Mimo wyniku 0:2 fani Lecha nie będą zapewne mieli przytłaczających pretensji do swoich ulubieńców. W ich pamięci zdecydowanie więcej miejsca zajmie z pewnością występ prowadzącego to spotkanie tureckiego sędziego Halisa Ozkahya. Przy Bułgarskiej dawno nie było słychać tak przeraźliwych gwizdów, jak przy okazji sygnału kończącego pierwszą połowę. Wtedy to na murawie leżał Tomasz Kędziora potraktowany z łokcia przez Bernardeschiego. Powtórki telewizyjne wskazywały na celowe zagranie, które w normalnych okolicznościach karane jest czerwoną kartką.
Co ciekawe, porcję gwizdów zebrał też schodzący z boiska w 72. minucie Jakub Błaszczykowski. Wydawać by się mogło, że reprezentant polski wracający do kraju jest jednym z magnesów przyciągających kibiców na to spotkanie, ale niektórzy fani niespecjalnie byli zadowoleni z jego obecności w Poznaniu. Polak nie miał niestety dużo okazji, by naprzykrzyć się zgromadzonym 23 000 widzów, bo zafiksowanie kolegów na atakowanie strefy bronionej przez Kędziorę i Formellę pozostawiło go praktycznie bez gry.
Sprawy awansu są nadal dla „Kolejorza” otwarte. Druga bramka strzelona również przez Ilicicia sprawia, że Fiorentina ma lepszy bilans spotkań z Lechem, ale to „Kolejorz” zdaje się mieć lepszy terminarz. Po wyjeździe do Lizbony na starcie z Belenenses, jeśli Lech wygra, do Poznania przyjedzie FC Basel na spotkanie, które wówczas będzie można reklamować jako mecz o awans.