Minęły już trzy sezony, od kiedy kluby ekstraklasy grać muszą 37 kolejek. Od samego początku reforma ESA 37 była dosyć kontrowersyjna i posiadała równie wielu zwolenników co przeciwników. Można zapisać po stronie plusów, że kluby zarobiły więcej pieniędzy za prawa do transmisji, że dzięki większej ilości meczów więcej młodych piłkarzy miało szansę na debiut w najwyższej klasie rozgrywkowej. Reforma ta potrafiła być dla jednych łaskawa i hojna, dla innych zaś zabójcza. Oto ci, którzy przekonali się o tym na własnej skórze.
Już był w ogródku…
Najświeższym przykładem, jak przekorny potrafi być los w zreformowanej ekstraklasie, są piłkarze Podbeskidzia Bielsko-Biała. „Górale” po rundzie zasadniczej przez kilkadziesiąt godzin byli w górnej połówce tabeli, jednak zamieszanie wywołane odebranym Lechii Gdańsk punktem i finał całej sprawy zepchnęły graczy Podolińskiego do grupy spadkowej. A tam… wielki kryzys zespołu spod Klimczoka zakończony hucznym spadkiem z ligi. Sytuacja kuriozalna, ponieważ gdyby nie podział punktów, Podbeskidzie utrzymałoby się w ekstraklasie. Coś niesamowitego. Na dodatek warto wspomnieć, że towarzysz bielszczan w podróży do 1. ligi – Górnik Zabrze – był w ostatniej kolejce o gola od utrzymania, a bez redukcji punktów o takiej okoliczności „Górnicy” mogliby tylko pomarzyć.
ESA 37 nie zna słowa respekt
Reforma nie miała szacunku i litości nie tylko dla spadkowiczów, ale też drużyn walczących o mistrzostwo. Rok temu Legia Warszawa przegrała na ostatniej prostej z Lechem Poznań wyścig o tytuł. Porażka o tyle bolesna, że od mistrzostwa warszawian dzielił punkt… który ESA 37 odebrała Legii przy okazji podziału punktów, ponieważ po rundzie zasadniczej stołeczna drużyna była dwa oczka przed „Kolejorzem”. Chyba właśnie wtedy dotychczasowy zwolennik reformy – Bogusław Leśnodorski – zmienił o niej zdanie.
Druga strona medalu
Jak wiele zła potrafiła reforma wywołać, już wiemy. Ale nie jest tak, że ESA 37 tylko zabierała. Potrafiła być też hojna. Jak bardzo, przekonał się wspomniany już Lech Poznań. W ich zeszłorocznym mistrzostwie sporą rolę odegrał podział punktów po 30 kolejkach. Oczywiście nikt nie deprecjonuje sukcesu „Kolejorza”, ale kto wie, jak potoczyłyby się losy tytułu, gdyby Legia zachowała dystans wypracowany w rundzie zasadniczej. Tak czy owak poznaniaków można nazwać największymi wygranymi tej jakże kontrowersyjnej reformy.
To jeszcze nie koniec
Wbrew temu, co mówiło się pod koniec zeszłego roku, sezon 2015/2016 nie był ostatnim rozgrywanym w dotychczasowej formie. Decyzję taką podjęto na spotkaniu prezesów klubów ekstraklasy. Tak więc nadchodzące rozgrywki, a szczególnie ich końcowe akcenty, będą po raz kolejny niezwykłe. Znów będziemy świadkami podziału zdobyczy z rundy zasadniczej i meczów „o sześć punktów”. Czy reforma w przyszłym sezonie zbierze swoje zabójcze żniwo? A może komuś przyniesie wybawienie? Okaże się za rok.
[interaction id=”573ca3dafc69012768c32f8b”]