Elias Andersson – marna karykatura Pedro Rebocho i kompletny niewypał transferowy Lecha


Elias Andersson miał być lepszą wersją Pedro Rebocho, a okazał się kompletnym niewypałem transferowym

30 grudnia 2023 Elias Andersson – marna karykatura Pedro Rebocho i kompletny niewypał transferowy Lecha
Pawel Jaskolka / PressFocus

Bardzo duże nadzieje wiązano z transferem szwedzkiego lewego obrońcy. Lewa flanka defensywy to wciąż była jeszcze mała bolączka Lecha. Na dobrą sprawę była to nieliczna pozycja, na którą można było poszukać jeszcze więcej jakości niż Pedro Rebocho. Dlatego w Poznaniu zjawił się Elias Andersson, ale ten jest absolutnym niewypałem transferowym. Żaden z zawodników nie nabroił tak jak Szwed. Nikt nie jest powiązany z licznymi niepowodzeniami tak jak Szwed. Jeden z gorszych zawodników PKO Ekstraklasy.


Udostępnij na Udostępnij na

Miał być upgrade, a jest straszny downgrade. Na lewej obronie jest taka posucha, że najlepszą opcją jest w tym momencie Barry Douglas. Elias Andersson za to jest jedynie marną karykaturą Pedro Rebocho, za którym wszyscy tęsknią. Obiecano wejście na jeszcze wyższy poziom, a słowa Tomasza Rząsy stają się po prostu kpiną i nieśmiesznym żartem. Andersson pod żadnym względem nie wygląda na kogoś, kto mógłby sprawić, że wspomnienia o Rebocho poszłyby w niepamięć.

Lepsze jest wrogiem dobrego

Pedro Rebocho był, jaki był. W Poznaniu miano do niego czasami pretensje co do gry defensywnej. Niemniej był w ścisłej czołówce lewych obrońców ligi. Nie wiemy, czy pod względem gry ofensywnej znaleźlibyśmy kogoś lepszego. Te jego wejścia i współpraca z Kristofferem Veldem robiły spuściznę w szeregach rywali. To, że się bardzo mocno zapuszczał pod bramkę rywali, było jednak zarówno atutem, jak i przekleństwem.

Zdarzało się Portugalczykowi zapomnieć o defensywie. Mimo że był przecież szybki i bardzo wybiegany. Tego nie można było mu odmówić. Czasami z tej lewej strony robiły się dziury. Być może nie były to jakieś ogromne wrota dla przeciwników, ale zdarzali się rywale, którzy to wykorzystywali i zabierali go na karuzelę. W perspektywy czasu w Poznaniu ta karuzela nikomu by nie przeszkadzała. Nawet tęsknią za nią, bo Szwed, zamiast wnieść większy spokój, wprowadza totalny rozgardiasz w linii obrony, torpedując poczynania całego zespołu.

Pedro Rebocho kończył się kontrakt, a w Poznaniu zamarzyli o kimś lepszym. O kimś pewniejszym w defensywie. Faktem jest również to, że Portugalczyk drugi sezon miał już trochę gorszy od sezonu mistrzowskiego. Niemniej być zabranym na karuzelę przez Chukwueze to nie wstyd. Jak widać, dobre jest wrogiem lepszego, bo Elias Andersson jest brany na karuzelę przez praktycznie każdego.

Przeciętny w ofensywie, beznadziejny w defensywie

Elias Andersson miał być kimś, kto będzie dawał podobne liczby w ofensywie, ale zarazem uspokoi trochę kibiców w kwestii defensywy. Takie były plany. Okazało się, że Szwed pokazał to w zaledwie jednym meczu – z Żalgirisem Kowno. Później to już tylko zjazd w dół. I to taki, że można łapać się za głowę. Andersson stał się kompletnym niewypałem.

W związku z tym, że przez większość kariery grał w środku pola, miał wprowadzić coś nowego. Było to szansa, żeby urozmaicić atak pozycyjny Lecha, ale nijak miało się to do rzeczywistości. Szwed kończy rundę z zaledwie dwoma asystami i piorunującą statystyką 20% celnych dośrodkowań. Andersson nie odnajduje się w grze Lecha. Brakuje mu takiego zwykłego luzu i parcia na bramkę, jakie miał Rebocho. A nie widać było jakiejś koncepcji z nim w środku pola. John van den Brom nawet nie próbował wykorzystać jego doświadczenia jako środkowego pomocnika. Był bezproduktywny.

Można by jeszcze przymknąć oko na to, że nie powalał pod bramką rywali. W końcu nie to jest jego głównym zadaniem. Tylko że jego gra defensywna to jest jeszcze większy dramat. Portugalczyk to przy nim majstersztyk. Elias Andersson zachowuje się, jakby nie wiedział, co to linia spalonego i jak należy zachować się przy przeciwniku. Podstawowe braki. Zachowania, które są absurdalne. Przecież to jest piłkarski kryminał. Szwed często rozgrywał własny mecz, nie wiedząc, co dzieje się na boisku. Wychodził na każde spotkanie trochę zamroczony po ciosie, który go zmiótł na Słowacji.

Elias Andersson kojarzy się z klęskami

Zdarza się słabszy transfer. Nie każdy przecież może być wypałem i podbijać ligę. Szkoda tylko, że Elias Andersson na swoich dłoniach ma już tyle krwi, że palce u rąk się kończą, żeby wyliczyć jego zawalone mecze. I to takie naprawdę ważne. Żaden inny zawodnik nie ma tyle za uszami co 27-latek. Szwed już tyle rzeczy popsuł, że co tu dużo mówić, najmocniej przyczynił się do tej nieudanej rundy.

Klęska w Trnawie zaczęła się od jego absurdalnego zachowania, gdy nie wiedział, gdzie jest reszta defensywy, co zaowocowało zmianą w przerwie. Kolejny poważny zarzut to mecz w Szczecinie. Tam niby gdy wszedł na boisko, to już było pozamiatane, ale swoją zmianą też nic nie zawojował. Gdy Alan Czerwiński popełnił kardynalny błąd w meczu z Jagiellonią, już na boisku go nie było, ale wcześniej Naranjo i Marczuk robili z niego wiatrak, dlatego zszedł, bo prędzej czy później by narozrabiał.

Gdy dostał szansę w meczu z Widzewem, akurat dziwnym trafem zdarzyła się porażka, w której również nie był bez winy. Mecz z Radomiakiem to było w zasadzie ukoronowanie jego rundy. Zmiana, która trwała 14 minut. Wchodził na boisko przy wyniku 2:0, skończyło się 2:2. Nawiązał do słynnej już równie beznadziejnej zmiany Mateusza Żukowskiego w meczu z Widzewem. Jakimś dziwnym trafem we wszystkim, co złe dla Lecha, brał udział. Trochę za dużo tych klęsk, z którymi będzie kojarzył się Elias Andersson. Można odnieść wrażenie, że przez całą rundę nie mógł się odkręcić z tego, co się stało na Słowacji. To wciąż jakby siedziało w nim.

Elias Andersson zawiódł wszystkich

Elias Andersson miał być przed sezonem „jedynką” na lewą stronę defensywy. Plany jednak się popsuły i zrobił się ogromny kłopot na lewej obronie. To jest problem, z którym zmagał się Lech przez całą rundę. John van den Brom musiał strasznie kombinować. Sytuację uratował w zasadzie Barry Douglas, który powrócił po kontuzji i zagrał bardzo pewnie. Holender miał nawet więcej zaufania do Alana Czerwińskiego na lewej obronie czy Michała Gurgula.

Szwed chyba zdaje sobie sprawę, że jego pozycja nie jest najlepsza. W tym momencie to jest jedyna pozycja, na której Lech rozgląda się za wzmocnieniami, bo musi po prostu. Obóz przygotowawczy w Belek to będzie jego ostatnia szansa. Nikt go raczej nie sprzeda ani nie wypożyczy po jednej beznadziejnej rundzie. Trudno uwierzyć w to, żeby Andersson byłby aż tak słabym piłkarzem, jak wyglądało na jesień.

Mimo wszystko Lech Poznań musi jakoś zabezpieczyć się na tej pozycji. Mariusz Rumak ma ocenić Szweda i spróbować jeszcze raz wkomponować się do zespołu. Na przeżywającym drugą młodość Barrym Douglasie „Kolejorz” nie osiągnie celu, jakim są mistrzostwo i Puchar Polski. Spodziewać się zatem można pewnych ruchów. Elias Andersson za to ma ostatnią szansę, żeby oczyścić swój wizerunek i zmienić myślenie o nim.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze