W trakcie pierwszej części obecnego sezonu kluby Premier League (nie licząc menedżerów tymczasowych) dokonały już sześciu zmian na ławkach trenerskich. To dwukrotnie więcej niż w analogicznym okresie w poprzedniej kampanii. W zwalnianiu szkoleniowców przoduje Watford, choć po nowe rozwiązania sięgały również kluby zazwyczaj plasujące się w czołówce. Który z klubów skorzystał, a który stracił na zmianie menedżera?
Kapitalna dyspozycja Liverpoolu w obecnym sezonie Premier League sprawia, że według wielu opinii wyścig o mistrzowski tytuł jest już praktycznie rozstrzygnięty. Bezpieczna przewaga nad wiceliderem, Leicester City, powoduje, iż samotna pogoń „The Reds” po spełnienie marzeń przestaje już budzić wielkie emocje.
W przeciwieństwie do rywalizacji o miejsca gwarantujące grę w Lidze Mistrzów oraz walki o utrzymanie. W obu newralgicznych rejonach tabeli praktycznie w każdej kolejce następują przetasowania. Wizja niepowodzenia w obecnym sezonie skłoniła władze pięciu klubów do podjęcia trudnych decyzji – zwolnienia dotychczasowych menedżerów. Wszystko po to, by nadal zachować szanse na końcowy sukces. Przywrócić zespół na właściwe tory, często wywołując tzw. efekt nowej miotły. Kto skorzystał, a kto stracił na zmianie menedżera?
Watford – jedyny taki klub w Premier League
Nieoczekiwanie pierwszym szkoleniowcem, który pożegnał się z posadą, okazał się Javi Gracia. Hiszpański menedżer w poprzedniej kampanii doprowadził Watford do finału Pucharu Anglii, do końca sezonu bijąc się o awans do europejskich rozgrywek. Mimo niepowodzenia zaskakująca postawa „The Hornets” napawała optymizmem. Zespół z Vicarage Road w bieżącej kampanii miał postawić kolejny krok. Zamiast walki o lokaty w górnej części tabeli w pierwszych czterech spotkaniach Watford zdobył tylko jeden punkt. To skłoniło władze klubu do zwolnienia Javiego Gracii.
Następcą menedżera został Quique Sánchez Flores. Hiszpan miał kontynuować iberyjską myśl szkoleniową, która od lat jest wcielana w życie w klubie z Vicarage Road. Zatrudnienie jednokrotnego triumfatora Ligi Europy okazało się jednak olbrzymim błędem. Pod wodzą nowego trenera Watford prezentował się tragicznie, wygrał tylko jedno ligowe spotkanie. Po drodze poniósł kompromitującą porażkę na Etihad Stadium z Manchesterem City 0:8. Brak pomysłu na zespół i fatalne rezultaty spowodowały, że władze „The Hornets” po zaledwie 85 dniach rozstały się ze szkoleniowcem.
Trudna sytuacja zmusiła włodarzy klubu do przemyślenia koncepcji. Odstąpiono od kontynuowania iberyjskiej myśli szkoleniowej. Nowym menedżerem Watfordu niespodziewanie został Nigel Pearson. Pod okiem Anglika „The Hornets” znów zaczęli przypominać zespół z poprzedniej kampanii. Efekt nowej miotły na Vicarage Road podziałał dopiero za drugim razem, powoli, lecz systematycznie, przybliżając zespół do ostatniego bezpiecznego miejsca w tabeli.
Przetasowania w północnym Londynie
Głównym przedsezonowym celem zarówno Arsenalu, jak i Tottenhamu Hotspur było zajęcie miejsca w czołowej czwórce tabeli. Od początku kampanii oba zespoły prezentowały się jednak znacznie poniżej oczekiwań. O ile koniec Mauricio Pochettino na Tottenham Hotspur Stadium od kilku miesięcy zbliżał się wielkimi krokami, o tyle zwolnienia Unaia Emery’ego, przynajmniej przed startem rozgrywek, nikt raczej nie przewidział. Hiszpan miał przecież przywrócić Arsenal do czołówki Premier League. Szkoleniowiec nie zdołał jednak przetrwać trudnego okresu na Emirates Stadium. Obaj menedżerowie, którzy w poprzednim sezonie doprowadzili zespoły z północnego Londynu do finałów europejskich rozgrywek, za nieudany start bieżącej kampanii zapłacili utratą posady.
W przeciwieństwie do Arsenalu klub z Tottenham Hotspur Stadium szybko ogłosił nazwisko nowego szkoleniowca. Z rozmachem, gdyż zakontraktowanie Jose Mourinho śmiało można było uznać za spory sukces „Spurs”. Portugalski menedżer oprócz wartości marketingowych wniósł doświadczenie oraz walory, z których słynął w poprzednich klubach. Efekt nowej miotły zadziałał błyskawicznie. Zawodnicy Tottenhamu Hotspur znów zaczęli cieszyć się grą, w siedmiu kolejnych spotkaniach pod wodzą Jose Mourinho odnosząc pięć zwycięstw. Mimo niezadowalających rezultatów w ostatnich dniach „Spurs” na poważnie włączyli się do walki o czwartą lokatę w tabeli. Przedsezonowy cel mimo fatalnego startu obecnej kampanii nadal jest w zasięgu klubu z Tottenham Hotspur Stadium.
Podobnie jak Arsenalu, choć szanse na końcowy sukces „The Gunners” wydają się mniejsze. Przedłużające się poszukiwania następcy Unaia Emery’ego niekorzystnie wpłynęły na zespół. Pod wodzą tymczasowego szkoleniowca Fredrika Ljungberga drużyna z Emirates Stadium nadal prezentowała się poniżej oczekiwań. Atmosfery wokół klubu nie polepszył wybór nowego menedżera. Postawienie na Mikela Artetę, dotychczasowego asystenta Pepa Guardioli, wywołało spore poruszenie. Tym bardziej że Hiszpan nie zanotował udanego początku pracy na ławce trenerskiej „The Gunners”. Wczorajsze prestiżowe zwycięstwo nad Manchesterem United na pewno pozwoli jednak menedżerowi na przynajmniej kilkanaście dni spokojnej pracy.
Zazdrość fundamentem sukcesu w Premier League?
Sukcesy Liverpoolu od momentu objęcia zespołu przez Jürgena Kloppa zmobilizowały władze Evertonu do budowy zespołu, który w nadchodzących latach mógłby rywalizować z najlepszymi. Zakontraktowano Marco Silvę, menedżera o uznanej marce w Premier League, oraz zaczęto wydawać spore sumy na jakościowych graczy. Mimo obiecujących początków projekt portugalskiego szkoleniowca utknął jednak w miejscu. Zamiast walki o górne lokaty w obecnym sezonie Everton wplątał się w rozpaczliwą walkę o ligowy byt.
Na początku grudnia Marco Silva pożegnał się z posadą, a już kilkanaście dni później nowym menedżerem „The Toffees” został Carlo Ancelotti. Trener z najwyższej światowej półki, o którym od dawna marzyli na Goodison Park. Korekty wprowadzone przez włoskiego taktyka szybko przyniosły efekt – zespół z Merseyside wygrał dwa z trzech ligowych pojedynków. To spory kapitał, gdyż zdobyte punkty skutecznie odgoniły widmo spadku drużyny z Liverpoolu do Championship.
Roszady na ławce trenerskiej dokonał również West Ham United. Zatrudnienie Davida Moyesa powszechnie uznano za krzyk rozpaczy i gaszenie rozprzestrzeniającego się pożaru. Szkot w nowym-starym klubie rozpoczął jednak pracę od zwycięstwa. To dobrze wróży „The Hammers” na przyszłość.
***
Zmiany menedżerów w obecnym sezonie Premier League były wywołane niezadowalającymi rezultatami. Kluby angielskiej ekstraklasy nie zawsze jednak dokonywały właściwych wyborów w kwestii następców. Czasem zmiana wieloletniej filozofii (Watford) i postawienie na szkoleniowca z cienia zaczęły niespodziewanie przynosić świetne efekty. Bogatsze kluby przeważnie decydowały się jednak na pozyskanie klasowych menedżerów z licznymi sukcesami na koncie. Które rozwiązanie ostatecznie przyniesie najlepsze rezultaty? Okaże się zapewne dopiero na koniec sezonu.
Rzetelne zestawienie faktów, ale podsumowujący akapit trochę jałowy. Jako człowiek oglądający sporo ligi polskiej, dyskusję na temat zwalniania trenerów przerabiam kilka razy w sezonie. W takim tekście chętnie poznałbym opinię Autora dotyczącą tej kwestii. A jeśli ogólna refleksja nadmiernie rozbudowałaby artykuł, to przynajmniej opinię o wybranej zmianie spośród opisanych.
Tyle, że na efekt pracy nowego trenera trzeba poczekać do końca sezonu, to wiadomo i bez analizy... Chyba, że gościa zwolnią wcześniej:).