Pech jednego jest szczęściem drugiego. Gdy Gabriel Jesus schodził kontuzjowany z boiska podczas mundialu, większość kibiców Arsenalu złapała się za głowę. Masakra. Miało się to wszystko posypać. Na szczęście pojawił się Eddie Nketiah. Nikt się po nim cudów nie spodziewał, a w ostatnich spotkaniach okazał się być bohaterem Arsenalu. Czemu na wiadomość o zwolnieniu go z Chelsea Arsenal stwierdził, że musi go mieć? Dlaczego mówią o nim zabójczy snajper?
Warto podkreślić, że nie mówimy już o młodej perełce. Eddie Nketiah ma 23 lata, a debiutował jeszcze za czasów Arsene’a Wengera. Na swój czas jednak musiał czekać prawie sześć lat. W końcu dostał szansę i bardzo poważnie wystawiono go na próbę. Świetnie wywiązuje się ze swoich zadań i ma okazję udowodnić swoją jakość, bo choć wielokrotnie dawano mu szansę, były to raczej epizody.
Dopiero od poprzedniego sezonu tak naprawdę dostaje poważniejsze szanse. Jeszcze ani razu nie przebił liczby tysiąca minut w Premier League. Zazwyczaj okazję do gry otrzymywał w pucharach. W tym sezonie na koncie ma już siedem bramek, ale najważniejsze jest to, że w najważniejszym momencie nie zawiódł. Jego bilans po powrocie z mundialowej przerwy wygląda imponująco: cztery występy, cztery gole. Można było nawet zapomnieć, że w gabinetach lekarskich rehabilituje się taki napadzior jak Gabriel Jesus.
Eddie Nketiah – za mały na Chelsea
Wychowywał się na ulicach południowego Londynu. Zresztą jeden z jego przyjaciół z dzieciństwa również gra na poziomie Premier League. Razem z Rubenem Loftusem-Cheekiem grali w młodzieżowych drużynach Chelsea. Wówczas porównywano go do Jermaina Defoe. Po latach w Arsenalu stwierdzono, że bliżej mu do zdecydowanie lepszego snajpera, czyli Iana Wrighta.
Bardzo często najlepsze szkółki przeprowadzają na poziomie danego wieku weryfikację, odrzucając wielu zawodników. Jednym z nich w 2015 roku był właśnie Eddie Nketiah. Odrzucono go głównie dlatego, że odstawał pod względem warunków fizycznych. Na szczęście długo nie pozostał na lodzie. Bardzo szybko zainteresował się nim Arsenal, który stwierdził, że za wszelką cenę musi go mieć w swojej akademii. W Chelsea przegrał rywalizację z silniejszym i większym Tammym Abrahamem.
„Maszyna do zdobywania bramek”
Ówczesny szef rekrutacji akademii Arsenalu zaprosił do swojego gabinetu gwiazdę drużyn młodzieżowych Arsenalu Joe Willocka, dzisiaj już zawodnika Newcastle United. Zapytał się go, czy kojarzy napastnika Chelsea o imieniu Eddie. Na to Willock odpowiedział: – On jest chory. Za każdym razem, gdy gra przeciwko nam, strzela bramkę. Trenerzy „Kanonierów” oglądając jego występ przeciwko West Hamowi na testach, kiwnęli tylko głową i uwierzyli Willockowi.
Liam Brady, ówczesny szef ds. rozwoju młodzieży, po pierwszych tygodniach Nketiaha w Arsenalu wypowiadał się tak: – Po prostu dorósł do wszystkich. Nie jest łatwo, kiedy słyszysz, że musisz opuścić klub, ale on ma odwagę i wykorzystał nową szansę. Podpisaliśmy z nim kontrakt i od tamtej pory nie przestaje strzelać.
Eddie Nketiah w młodzieżowych drużynach „Kanonierów” był prawdziwą strzelbą nie do zatrzymania. Nie bez przyczyny nazywali go „maszyną do zdobywania bramek”. W zespołach U-18 i U-23 zdobył 48 bramek w 63 spotkaniach. Ponadto w angielskich młodzieżówkach strzelił 35 goli w 38 meczach. Widząc takie liczby, można odnieść wrażenie, że trochę późno wypływa na naprawdę szerokie wody. Trochę musieliśmy czekać, aby poznać prawdziwy talent „maszyny do zdobywania bramek”.
Arsenal zobaczył w nim zalety
Eddie Nketiah nie ma wybitnych warunków fizycznych, ale świetnie potrafi się odnaleźć w polu karnym. Dzięki wielkiemu przyspieszeniu z piłką, specyficznym ruchom, które trudno przeczytać – świetnie pokazała to bramka z West Hamem, gdzie oszukał Kehrera – i skutecznemu wykańczaniu sytuacji jest porównywany do swojego mentora, Iana Wrighta. Za to od Defoe zapożyczył strzelanie nawet z najtrudniejszych sytuacji. Jak sam powtarza: – Jestem napastnikiem. Jak mam sytuacje, to strzelam.
Liam Brady również podkreśla bodajże najważniejszą cechę Nketiaha: – Można było od razu powiedzieć, że jest bardzo sprytnym graczem, ale fizycznie był w tyle za chłopcami w jego wieku. Ale inną rzeczą, która go wyróżniała, było to, że prawie zawsze strzelał. Jeden z jego trenerów w Arsenalu zwraca także uwagę na inny bardzo ważny fakt: – Nketiah to coś więcej niż czyste wykończenie. Jest maszyną do zdobywania bramek, a piękno polega na tym, że potrafi strzelać obiema nogami i głową, ale ma też świetny ruch.
Być może dlatego, że nie jest typowym napastnikiem tylko czekającym na swoje sytuacje, tak świetnie radzi sobie w obecnym Arsenalu. W końcu Gabriel Jesus też często schodzi trochę niżej. Nketiah lubi, gdy ma trochę przestrzeni na skrzydle, ale jego popisowym zagraniem jest odwrócenie się z rywalem na plecach poprzez świetny balans ciała, a umiejętność wykończenia sytuacji obiema nogami to kolejna nieprzewidywalna rzecz dla defensywy rywali.
Najlepsze w nim jest to, że bywają piłkarze, którzy są nieprzewidywalni dla rywali, ale też dla kolegów z drużyny. Koledzy z Arsenalu za to świetnie wiedzą, na co stać Nketiaha i co może wymyślić. Martin Odegaard zagrywając mu najmniej spodziewane podanie, może być pewny, że napastnik odda co najmniej strzał na bramkę. Kwintesencją ich współpracy jest mecz z West Hamem.
Edward Keddar Pelé Maradona Ronaldinho Kaka Nketiah
Pierwsze minuty zanotował w Lidze Europy z BATE Borysów, ale występ, z którego zostanie najbardziej zapamiętany, to mecz w Carabao Cup z Norwich City. Na dobrą sprawę można uznać, że to był jego prawdziwy debiut w Arsenalu. Ponad pięć lat temu wszedł na boisku i po 15 sekundach zdobył bramkę po pierwszym kontakcie z piłką, dając dogrywkę „The Gunners”. W niej ponownie wpisał się na listę strzelców, zostając bohaterem „Kanonierów”. Na całej piłkarskiej Anglii, jak i 60-tysięcznej publiczności zrobiło to ogromne wrażenie.
18-latek w drugim seniorskim występie został bohaterem takiego klubu jak Arsenal. Po tym spotkaniu dostał mnóstwo wiadomości od Thierry’ego Henry’ego, a Arsene Wenger nie szczędził pochwał dla Nketiaha. Na Wikipedii zmieniono nawet jego imię na Edward Keddar Pelé Maradona Ronaldinho Kaka Nketiah. On za to podkreślał, że pracował na to całe życie: – Wielu ludzi myśli, że zdobycie gola dla Arsenalu zajęło mi tylko 15 sekund, ale pracowałem na to przez całe życie.
Eddie Nketiah – przestój
Po tak piorunującym początku Nketiah nie zrobił tak błyskawicznej kariery jak choćby Bukayo Saka. Notował pojedyncze występy, ale od Arsene’a Wengera, Unaia Emery’ego czy Mikela Artety dostawał szanse raczej jedynie w pucharach. Zwłaszcza Emery nie dawał mu wielu okazji do gry. Był gdzieś tym 18., 19. zawodnikiem. Dopiero wypożyczenie do Leeds United, z którym awansował do Premier League, i przyjście Artety go odblokowało. Jego problemy nie były spowodowane problemami wychowawczymi i sodówką. Jak wszyscy powtarzają, jest on otoczony kochającą rodziną, która ogląda każdy jego mecz.
Były piłkarz Arsenalu, David Court, jego debiut określił tak: – Nie wydaje mi się, żebym widział taki debiut, w którym publiczność tak bardzo polubiłaby gracza. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Zawsze miał wsparcie od publiczności na Emirates Stadium. Kibice tak bardzo czekali na jego występy. Arteta też bardzo w niego wierzył, choć nigdy nie był on dla niego pierwszym wyborem. W poprzednim sezonie, najlepszym dla Nketiaha, musiał on rywalizować z Alexandre Lacazette. Dopiero pod koniec sezonu wywalczył sobie miejsce w składzie. Zbiegło się to z dobrymi występami Arsenalu.
Arteta przyznał w jednym z wywiadów, że traktował Eddiego dość niesprawiedliwie. Zawsze podkreślał, że widzi w nim topowego napastnika, ale nie dawał mu tylu szans, ile powinien. Nketiah zaczął się w pewnym momencie frustrować z powodu statusu pucharowego zawodnika. Mówiło się już nawet o przenosinach do Crystal Palace, ale podpisał on nowy długi kontrakt z „The Gunners” do 2027 roku. Arteta mówił wówczas: – Cieszę się, że Eddie zostaje z nami. Reprezentuje to, o co nam wszystkim chodzi, i wszystkie wartości klubu. Bardzo się cieszymy, że przedłużył kontrakt, a teraz musimy zabrać się do pracy i dalej rozwijać wielki talent, jaki ma Eddie.
Przed sezonem otrzymał również koszulkę z numerem 14. Z „14” na plecach rekordy i trofea zdobywał Thierry Henry, później przez wiele lat Theo Walcott był gwiazdą drużyny, a ostatnio Pierre-Emerick Aubameyang zdobywał z tym numerem bramki jako gwiazda światowego formatu. Ten numer ma więc pewną wagę i swój ciężar. To pokazuje jednak, jak wielkie nadzieje są wiązane z Nketiahem.
Nie ma co płakać po Jesusie
Kontuzja Gabriela Jesusa miała być jednym z zapalników do słabszej formy Arsenalu po przerwie mundialowej. Niekoniecznie jednak tak się dzieje, bo Eddie Nketiah świetnie wchodzi w jego buty. Do listopada nie zanotował ani jednego spotkania od pierwszej minuty w Premier League. W pucharach pokazywał się jednak z dobrej strony. Czekał na swoją szansę i w końcu los mu ją dał. Nieważne, jak skończy się ten sezon dla „Kanonierów”, wychowanek Chelsea będzie mógł spokojnie powiedzieć, że swoje zrobił.
Obecnie jego bilans we wszystkich rozgrywkach to siedem bramek i jedna asysta. Jest na najlepszej drodze, aby pobić swój zeszłoroczny wynik. Obok Gabriela Jesusa ma największy wskaźnik expected goals na 90 minut w drużynie, co tylko obrazuje, że potrafi odnaleźć się w polu karnym. Potrzebuje naprawdę mało miejsca, żeby narobić kłopotów rywalom.
Przed nim być może jedno z najważniejszych zadań w karierze. Ma szansę poprowadzić klub, który dał mu szansę i podał mu pomocną dłoń, do mistrzostwa. Przy okazji zastąpić lidera drużyny. W Eddiego wszyscy wierzą. Od 60- tysięcznej publiczności na Emirates Stadium po Mikela Artetę, który ostatecznie się do niego przekonał. To może być piękna historia jak technika 23-latka. W końcu nie bez przyczyny jest on uznawany za jednego z lepiej wyszkolonych technicznie zawodników w Europie.