Pep Guardiola powinien dziś zaszyć się w domu, zamykając go na cztery spusty, aby zabezpieczyć się przed spodziewanym nadejściem migreny. Po tym, co sobotniego popołudnia Hiszpanowi zaserwowali jego podopieczni, można się spodziewać, że szkoleniowiec będzie najbliższe godziny poświęcał dogłębnej analizie. Nawet jeśli sam temu zaprzeczy – to w końcu nałóg. A dziś ma niezły powód do rozmyślań. Jego drużyna znowu straciła punkty, nie potrafiła wykorzystać aż dwóch "jedenastek".
Wściekły Pep szuka…
Kevin De Bruyne i Sergio Aguero. Zarówno jeden, jak i drugi nie potrafili tego dnia pokonać doskonałego Stekelenburga. Holender dwoił się i troił, by uratować swój zespół przed utratą punktu na City of Manchester Stadium. Na swoje szczęście, tego dnia był wyraźnie nie do zatrzymania. Dzięki temu Everton mógł spokojnie cieszyć się ze zdobytego punktu, który zdecydowanie należy rozpatrywać w kategoriach sukcesu.
https://twitter.com/ajaxdailydotcom/status/787313759891165184
https://twitter.com/ajaxdailydotcom/status/787315004198576128
Same „jedenastki” to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Mecz z Evertonem niestety pokazał Guardioli pewne problemy, na które na razie Hiszpan nie znalazł recepty. Przede wszystkim City, znów będąc niekwestionowanym dominatorem w posiadaniu piłki, nie potrafiło w pełni przekuć tej przewagi na groźne sytuacje podbramkowe i gole. Chociaż w pierwszej połowie „Obywatele” skutecznie zamknęli „The Toffies” na ich połowie, nie przyniosło to ani jednej bramki, która z pewnością ułatwiłaby gospodarzom grę. W drugiej połowie zaś Koeman nakazał swoim zawodnikom odważniejsze próby wyjścia z ich połowy, z czego jedna z nich zakończyła się golem Romelu Lukaku.
Im dłużej trwało to spotkanie, tym menedżer City wyraźniej dawał sygnały świadczące o swojej frustracji. Najpierw wpuścił Nolito, który okazał się słusznym kandydatem do wejścia na plac gry. Już w swoim pierwszym kontakcie z futbolówką wykorzystał doskonałe zagranie od Davida Silvy. Ten, kto myślał, że po wyrównaniu stanu gry gospodarze pójdą za ciosem, musiał się obejść smakiem.
Drugi wyraz wspomnianej frustracji najlepiej odzwierciedla przesunięcie do ataku samego Vincenta Kompany’ego w końcówce spotkania. To chyba najlepiej pokazuje, jak wyjątkowo niepocieszony z gry formacji ofensywnej był dziś menedżer City. Ostatecznie o samej stracie punktów nie można jeszcze mówić jako o wielkiej tragedii. Z pewnością ostatnie tygodnie pokazują, że Manchester to nie jest dziś maszynka do wygrywania niczym Barcelona lub Bayern.
Miło nam cię poznać, Bob
Pięciobramkowy thriller zaserwowali piłkarze Bobowi Bradley’owi w jego debiucie na angielskich boiskach. Nowy szkoleniowiec Swansea może mieć mieszane odczucia po swoim pierwszym oficjalnym spotkaniu na Emirates Stadium. Z jednej strony jego ekipa ostatecznie przegrała, lecz z drugiej zaprezentowała się całkiem nieźle. W każdym razie o niebo lepiej niż w ostatnim meczach pod wodzą Francesco Guidolina.
Przez cały pojedynek „Łabędzie” nie pozwalały przejąć całkowitej kontroli Arsenalowi. Za każdym razem, gdy „Kanonierzy” wychodzili już na dwubramkowe prowadzenie, goście potrafili doskoczyć do rywala, złapać kontakt, tym samym wprowadzając więcej niepokoju w jego szeregach. Tym bardziej że ci ostatnie 20 minut musieli grać w dziesiątkę, po tym jak Granit Xhaka postanowił udać się wcześniej pod prysznic. Koniec końców Arsenal wygrał, zaliczając swoją szóstą wygraną z rzędu. Z kolei Bradley na dzień dobry przypieczętował najgorszy w historii start „Łabędzi” w Premier League.
Poch obgryzał dziś paznokcie
Do 89. minuty jego zespół sensacyjnie przegrywał na The Hawthorns. Ostatecznie remis uratował dopiero znajdujący się w niezłej formie Dele Alli.
Sensacyjne rozstrzygnięcie Premier League
Sunderland znów przegrał. Dziś 0:2 na wyjeździe ze Stoke. Nie możemy sobie przypomnieć, kiedy ostatnio David Moyes zwyciężył w Premier League.