Po wyjątkowo nierównej pierwszej i drugiej połowie Korona Kielce zremisowała z Górnikiem Zabrze 2:2. O ile pierwsze trzy kwadranse można osnuć wstydliwą zasłoną milczenia, tak w drugich 45 minutach widzieliśmy już całkiem zgrabny futbol.
Początek spotkania to nieśmiałe próby gospodarzy, którzy niby to przebywali na połowie rywali, ale nic z tego nie wynikało. Z drugiej strony Górnik też nieszczególnie starał się zgnieść Koronę, więc pierwsze dziesięć minut można uznać za nudne. Nawet jeśli któryś zespół próbował przeprowadzić akcję ofensywną, kończyło się to albo niedokładnym podaniem, albo złym przyjęciem. Jednak w 10. minucie goście z Zabrza mogli zdobyć bramkę. Skrzypczak pięknie wyszedł do podania ze środka pola, jednak trafił prosto w bramkarza i tylko dobrej interwencji Małkowskiego Korona zawdzięczała fakt, że goście szybko nie objęli prowadzenia. Dopiero 6. minut później przydarzyła się akcja, która mogła zmienić wynik spotkania, jednak Olkowski nie trafił w piłkę po naprawdę ładnej dwójkowej akcji Nakoulmy i Kosznika. Korona próbowała, ale każdą jej akcję noszącą znamiona zagrożenia dla bramki Górnika pewnie kończyli goście. Z boiska wiało straszliwą wręcz nudą. W 25. minucie kolejna ciekawa akcja gości (po bardzo ładnym zagraniu piętką Nakoulmy w polu karnym) skończyła się groźnym, acz niecelnym strzałem Sobolewskiego. W 28. minucie kontuzjowanego Szeweluchina zmienił Garncarczyk.
Korona nie potrafiła poważnie zaatakować, a goście pozwalali sobie na naprawdę spektakularne wymiany w środku pola. Nie potrafili jednak zamienić tych zagrań na realne zagrożenie bramki Małkowskiego. Pierwszą akcję, którą można by nazwać groźną, ale która i tak skończyła się pewną interwencją obrońcy gości, Korona przeprowadziła w 43. minucie. Pod koniec pierwszej części gry próbował Olkowski, ale i z jego akcji niewiele wynikło i sędziemu nie pozostało nic innego jak zakończyć połowę.
Druga połowa, podobnie jak pierwsza, rozpoczęła się od ataków anemicznych niczym pacjenci przeciętnego zakładu detoksykacyjnego. Maciej Korzym z oglądał mecz z Górnikiem, siedząc na trybunach nieprzeciętnie wręcz znudzony. Jego obecność na murawie naprawdę mogłaby się gospodarzom przydać, bo taki zawodnik jak on mógłby wnieść odrobinę charakteru do poczynań „Złocistokrwistych”. W pierwszych dziesięciu minutach drugiej połowy najbardziej warte odnotowania były: żółta kartka dla Pawła Golańskiego i z łatwością złapany przez Małkowskiego strzał Sobolewskiego zaraz potem. Po godzinie spotkania w pożałowania godny sposób zaatakował bramkę Lisowski. W 64. minucie Zachara oddał bardzo groźny strzał głową z okolic dziesiątego metra, ale piłka przeleciała minimalnie koło słupka bramki Małkowskiego. Już trzy minuty później wynik powinien otworzyć Madej, ale piłkarz Górnika po rzucie rożnym minimalnie przestrzelił sprzed pola karnego. Piłka otarła się o prawy słupek bramki Korony. Goście naprawdę starali się wygrać ten mecz!
Wprowadzony w 59. minucie Jacek Kiełb ożywił poczynania gospodarzy, ale i tak jego strzały i akcje nie stanowiły zbyt dużego zagrożenia dla piłkarzy z Zabrza. Piłkarze Adama Nawałki starali się na różne sposoby wbić piłkę do bramki byłego klubu Grzegorza Piechny i w końcu udało się to w 72. minucie. Po rzucie rożnym największym sprytem po krótkim rozegraniu popisał się Prejuce Nakoulma i strzałem z jedenastego metra wbił piłkę do siatki. Dwie minuty później był jednak remis. Po dobrym zagraniu z prawej strony boiska piłkę wybili jeszcze defensorzy Górnika, ale do futbolówki dobiegł na szesnastym metrze Paweł Golański. Były reprezentant Polski pewnym, mocnym strzałem koło bliższego słupka pokonał Steinborsa. W 79. minucie Kiełb powinien wyprowadzić gospodarzy na prowadzenie, ale minął się z piłką po kolejnym dobrym dośrodkowaniu z prawego skrzydła.
Gospodarze na poważnie wzięli się do ataku. Po dośrodkowaniu Golańskiego groźnie próbował Stano, a chwilę później było 2:1 dla Korony. Gola strzelił Siergiej Pilipczuk, po pięknym zagraniu Jacka Kiełba. Piłka puszczona w środek pola idealnie minęła obrońców gości i piłkarze Jose Rojo „Maczety” mogli cieszyć się z prowadzenia w 84. minucie meczu! Jednak zgodnie z logiką tego spotkania, prowadzenie Korony trwało raptem dwie minuty. Po rzucie rożnym piłkę głową skontrował na środek pola karnego jeden z zawodników Górnika, a na drugim metrze przed bramką największym sprytem popisał się Gancarczyk i wbił futbolówkę do siatki.
W doliczonym czasie gry Górnik robił wszystko, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, ale ekwilibrystyczne strzały zawodników Adama Nawałki nie przyniosły żadnego efektu. Pierwsza połowa tego meczu mogłaby się nie odbyć, jednak w drugiej byliśmy świadkami może nie tyle dobrego, co diabelnie wręcz zaciętego widowiska. Remis wydaje się zatem wynikiem sprawiedliwym.