Andre Villas-Boas jest jedną z najbardziej niezwykłych postaci w światku trenerskim. Z futbolem połączyło go mieszkanie w jednym budynku z Bobbym Robsonem, ówczesnym trenerem FC Porto, a także wspólne dyskusje z Anglikiem. Następnie został przygarnięty przez Jose Mourinho, u boku którego zdobywał szczyty, m.in. w Interze Mediolan. Niezbędne doświadczenie w połączeniu z obyciem godnym wyższych sfer przyniosły mu szansę pracy na własny rachunek. Po sukcesach w Portugalii oraz wojażach w Anglii, Rosji i Chinach przyjechał do Francji. Tutaj zapewne nie zagrzeje miejsca na wiele lat, ale już zyskał wielki szacunek miejscowego środowiska.
Olimpique Marsylia przygarnął portugalskiego szkoleniowca po długotrwałej, lecz nie do końca udanej przygodzie z Rudim Garcią. Francuzi liczyli na odbudowę pozycji po nieudanym sezonie 2018/2019, który przyniósł dopiero piąte miejsce w tabeli. Z kolei Villas-Boas chciał powrócić do poważnej pracy po epizodzie z Shanghai SIPG. W porozumieniu się obu stron pomogła obecność w Marsylii Andoniego Zubizaretty, który przekonał do swojej wizji trenera urodzonego w Porto.
Villas-Boas i jego skuteczna praca
Początki nie były łatwe dla obu stron. Amerykański właściciel klubu nie zamierzał szastać pieniędzmi w celu wzmocnienia drużyny. Zespół z południa Francji zasilili Dario Benedetto z Boca Juniors i Valentin Rongier z FC Nantes. Na wypożyczenie przyszedł środkowy obrońca z Villarealu – Alvaro Gonzalez. Z drużyny odeszli: Luiz Gustavo, Adil Rami i Mario Balotelli, którzy już nie do końca sobie radzili w Marsylii. Klub zarobił też trochę pieniędzy na Lucasie Ocamposie, który powędrował do Sevilli. Na pewno boleć też musiała ciągła absencja Floriana Thauvina spowodowana kontuzją.
Mimo wszystko w klubie nie doszło do ogromnej rewolucji – wyjściowy skład w większości meczów prezentował się bardzo podobnie jak pod koniec kadencji Rudiego Garcii i tym samym początkowo gra wyglądała podobnie. Marsylczycy często grali niemrawo, pozwalali przeciwnikom na osiąganie przewagi. Do czasu pierwszej przerwy na reprezentację nic nie zwiastowało sukcesu – trzy zwycięstwa, cztery remisy i dwie porażki to nie osiągnięcia godne zasłużonego klubu.
Jednak praca przyniosła owoce i zaczęły pojawiać się zwycięstwa. Na tarczy po bezpośrednich spotkaniach z OM kończyły m.in. Lille i Lyon. Payet tradycyjnie był w dobrej dyspozycji, nowe nabytki również nieźle radziły sobie z nowymi wyzwaniami. Formacja defensywna jako całość też prezentowała się co najmniej przyzwoicie. Cała drużyna stanowiła monolit, z którym trudno było sobie poradzić. Na koniec skróconego sezonu podopieczni Villasa-Boasa zajęli drugie miejsce, ustępując tylko PSG.
Nagłe zmiany
Wielkie trzęsienie ziemi rozpętało się w maju. Andoni Zubizarreta po licznych nieporozumieniach z zarządzającymi klubem zdecydował się na odejście. To był cios również w Villasa-Boasa. Hiszpański dyrektor sportowy i Portugalczyk świetnie się porozumiewali. To on w głównej mierze przekonał Villasa-Boasa do pracy w klubie Ligue 1. Odejście jednego mogło oznaczać szybkie odejście drugiego.
Villas-Boas faktycznie był bliski opuszczenia drużyny ze Stade Velodrome. Jednakże tutaj najbardziej objawiły się owoce jego pracy. Jose Mourinho najczęściej opuszczał swoje kluby skonfliktowany ze wszystkimi dookoła. Villas-Boas miał większe umiejętności w budowaniu relacji międzyludzkich, nigdy nie przylepił do siebie łatki aroganta. Fani wysyłali do niego liczne wiadomości z prośbami o pozostanie, piłkarze również stanęli murem za trenerem.
– Wsparcie dla AVB w ubiegłym roku było ogromne. Pomimo trudnego początku gracze byli bardzo otwarci w rozmowach, pamiętając nieudany ostatni sezon z Rudim Garcią. Kiedy więc Marsylia pokonała Monaco 4:3 we wrześniu, gracze sprowadzili to do metod trenera – nie tylko taktyki, ale także jego inteligencji emocjonalnej i doskonałego zarządzania ludźmi. Od października Marsylia wygrała 12 z 17 meczów, pokonując Lyon, Lille i Rennes w ważnych starciach. Kiedy w zeszłym miesiącu AVB podobno chciał podać się do dymisji, wsparcie graczy pomogło mu pozostać. – mówi Mohammed Ali dla iGol.pl
Ważny w dyskusji o przyszłości Villasa-Boasa był głos Dimitriego Payeta – kluczowego gracza Olimpique Marsylia. – Udaje się nam wspólnie rozmawiać, znajdować rozwiązania, prać swoje brudy jak z rodziną – opowiadał doświadczony francuski skrzydłowy dla Goal.com.
W wyniku całej otoczki prezydent Jaques-Herni Eyraud i Villas-Boas wspólnie usiedli do rozmów. Odbyli wiele narad (w tym również z Frakiem McCourtem – właścicielem OM) i ostatecznie Portugalczyk postanowił pozostać w Marsylii na następny sezon. Na pewno wynegocjował większy wpływ na przyszły kształt kadry. Ale równocześnie podjął się trudnego zadania.
Co się wydarzy w następnym sezonie?
Bardzo możliwe, że wyjściowa jedenastka Olimpique Marsylii będzie wyglądała w przyszłym sezonie bardzo podobnie w stosunku do roku ubiegłego. Jednak ze względu na potrzebę sprzedania kilku piłkarzy w związku Finansowym Fair Play istnieje również możliwość, że więcej szans dostanie któryś z młodych zawodników. W kadrze OM na ławce pojawiali już np. ofensywnie usposobiony Marlon Ake i defensor Lucas Perrin. Następny rok to będzie dla nich wielka okazja. Być może Marsylczykom pomoże też ewentualne cięcie wydatków przez większość rywali. Czy podopieczni Villasa-Boasa mają szansę rywalizować jak równy z równym przeciwko PSG? Znawca drużyny OM – Mohammad Ali – powątpiewa w tej kwestii.
– Oczywiście PSG ucierpi na cięciach dochodów, ale Marsylia też przejdzie okres oszczędności. Po ogłoszeniu kary finansowej Fair Play, która została ogłoszona kilka dni temu, Marsylia nadal musi sprzedać piłkarzy wartych 60 milionów euro. Z powodu COVID-19 jest mało prawdopodobne, aby była to duża wyprzedaż, ale skład jest już bardzo wąski, a po powrocie do Ligi Mistrzów w przyszłym roku celem jest konkurowanie i utrzymanie kursu na kwalifikacje do Ligi Mistrzów każdego roku. Tytuł nie jest realistycznym celem.- powiedział dla nas Mohammed Ali.
W perspektywie kilkuletniej Olimpique mogą czekać jeszcze większe problemy. Villas-Boas najprawdopodobniej nie zostanie w klubie dłużej niż przez sezon. Trzon składu – Mandanda i Payet – na pewno z czasem będą mieli problemy z utrzymaniem formy godnej czołowej drużyny Francji. Frank McCourt, po początkowych nieudanych inwestycjach w „Les Phoceens”, niewątpliwie nie będzie skłonny do przeznaczania na drużynę wielkich funduszy. Zwłaszcza że na początku swoich rządów chciał, aby klub był samowystarczalny finansowo. Ponoć nawet niedawno prowadził rozmowy o sprzedaży zespołu z saudyjskim miliarderem.
Te wszystkie czynniki powodują, że dalsza przyszłość Olimpique prezentuje się w czarnych barwach. O ile nachodzący sezon może być jeszcze udany, to ewentualne odejście Villasa-Boasa jest w stanie spowodować reakcję łańcuchową, która ponownie poskutkuje spadkiem marsylczyków w międzynarodowej hierarchii. I to właśnie udowadnia, jakim skarbem dla swojego zespołu jest na chwilę obecną Portugalczyk. Aż szkoda, że zapewne po raz kolejny nie uda mu się dłużej zagrzać miejsca w jednym klubie.