Demony z przeszłości zajrzały Rakowowi w oczy. Porażki z Piastem i Wisłą Płock to nic w porównaniu do tej dzisiejszej


Rakowianie ulegli na wyjeździe 2:3, mimo że przez ponad 70 minut prowadzili 2:0...

22 lutego 2020 Demony z przeszłości zajrzały Rakowowi w oczy. Porażki z Piastem i Wisłą Płock to nic w porównaniu do tej dzisiejszej
Łukasz Laskowski / PressFocus

Był taki okres, że grali bardzo ładnie, ale gra ta nie przynosiła im punktów. Niedługo potem zmienili swoje przyzwyczajenia i zaczęli grać bardziej zachowawczo i znacznie poprawili skuteczność. Zimą prawdopodobnie ostro harowali, by połączyć ładny styl z umiejętnością gromadzenia punktów. O kim mowa? O obecnym beniaminku – Rakowie Częstochowa. Natomiast trzeba też wspomnieć, że pech nadal prześladuje częstochowian...


Udostępnij na Udostępnij na

Pierwsze starcie na wiosnę nie było dla Rakowa zbyt udane, ale prawda jest taka, że wynik 0:3 może nieco mylić. Rakowianie przez większą część meczu nie odstawali lechitom, a i mieli okazję parę razy im zagrozić. O tym, że Raków jest naprawdę mocną ekipą, przekonali się tydzień później obecni wicemistrzowie Polski. Legia przyjechała do Bełchatowa rozpędzona po zwycięstwie nad beniaminkiem z Łodzi, ale z beniaminkiem spod Jasnej Góry już tak łatwo nie miała. Zachwytów nad częstochowską drużyną po remisie 2:2 nie było końca, ale z drugiej strony trudno było rakowian nie pochwalić. 

Wielu ekspertów po meczu z Legią jasno deklarowało, że częstochowianie mogą być mocnym kandydatem do walki o mistrzowską ósemkę. A jeśli beniaminek pragnie o nią walczyć, to zdecydowanie powinien wygrywać mecze jak ten dzisiejszy. Bowiem częstochowianie zawitali dziś do Gdyni, gdzie miejscowa Arka punktuje na swoim obiekcie najsłabiej z całej ligi. Nie było więc mowy o potknięciu się przeciwko gdynianom. Niestety dla sympatyków Rakowa – ekstraklasa jest niebywale nieprzewidywalna!

Bardzo ładny futbol

Już od samego początku częstochowianie ostro nacierali na defensywę Arki Gdynia. Co najważniejsze – robili to, prezentując całkiem miły dla oka futbol. Dokładnie tak jak to podopieczni Marka Papszuna mieli w zwyczaju od początku sezonu. No, może z małymi przerwami na konieczne punktowanie – patrz mecz ze Śląskiem Wrocław lub z Wisłą Kraków. 

Jednakże do tej pory bardzo ładny futbol w wykonaniu Rakowa – jak już wspomniano – nie zawsze przynosił korzyści w postaci regularnej zdobyczy punktowej. Natomiast dzisiaj mieliśmy okazję oglądać naprawdę bardzo ładną grę w wykonaniu piłkarzy spod Jasnej Góry, z którą zdecydowanie nie radzili sobie gospodarze. Arkowcy przez dłuższą część pierwszej połowy nie potrafili wyjść z własnej połowy, a częstochowianie na spokojnie kontrolowali wydarzenia na boisku. 

Tym bardziej, że bardzo szybko objęli prowadzenie za sprawą uderzenia z rzutu wolnego Miłosza Szczepańskiego, który był dzisiaj jednym z najlepszych graczy na boisku. Był aktywny, włączał się non stop do ataku, dodatkowo jak trzeba było, przerywał ataki gdynian. Mimo tego, że bramkę zdobył już w 4. minucie, trzeba powiedzieć, że zasłużył na wpisanie się na listę strzelców. Zresztą po raz pierwszy na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce. 

Kilkadziesiąt sekund po zdobyciu pierwszego gola Raków szukał kolejnego. Blisko trafienia zza pola karnego był Polatanović, który zdołał jedynie obić poprzeczkę. Jednakże rakowianie na tym nie poprzestali. Cały czas próbowali stworzyć sobie kolejne sytuacje, dzięki którym mogliby podwyższyć prowadzenie. Im bliżej końca pierwszej odsłony, tym nieco spokojniej, ale nadal spokojnie klepiąc, a nie posyłając niechlubne „lagi” w pole karne rywala, co bezustannie czyniła Arka.

Rozluźnienie i wielkie rozczarowanie

Jak już wspomniano, Raków spokojnie sobie klepał i szukał kolejnego trafienia. To nadeszło na niespełna sześć minut przed końcem pierwszej odsłony. Autorem drugiego gola był Tomaš Petrašek, który zdobył swojego czwartego gola w tym sezonie i pierwszego nogą. Do tej pory kapitan Rakowa zdobywał bramki wyłącznie głową. 

W drugiej połowie Raków niezmiennie stosując krótkie podania, postanowił nieco przetestować golkipera rywali strzałami z dystansu. Swojej szansy spróbował między innymi wspomniany wcześniej, bardzo aktywny Miłosz Szczepański oraz Igor Sapała, ale raz piłkę sparował Pavels Šteinbors, a raz futbolówka wylądowała na trybunach. 

W 72. minucie defensywa częstochowian nieco się posypała po tym, jak zupełnie niepilnowany Adam Marciniak wrzucił piłkę w pole karne, która wylądowała na głowie równie niepilnowanego Mateusza Młyńskiego, który pokonał stojącego w bramce Jakuba Szumskiego. Od tej pory podopieczni Aleksandara Rogicia jakby złapali wiatr w żagle i nagle uwierzyli, że jeszcze mogą tutaj odwrócić losy meczu.

I tak też się stało! Marko Vejinović, jeden z najsłabszych na boisku, kapitalnym strzałem zza pola karnego wyrównał na niecałe 180 sekund przed końcem regulaminowego czasu gry. Jakby tego było mało, chwilę potem Raków ponownie mógł objąć prowadzenie, ale niestety dla Marka Papszuna jeden z jego podopiecznych trafił w słupek, a dobitka wylądowała na aucie.

Natomiast w doliczonym czasie gry to Arka zdobyła gola na 3:2! Częstochowianom zajrzały w oczy demony z przeszłości, kiedy to w bardzo podobny sposób tracili punkty w meczach z Piastem Gliwice i Wisłą Płock. Niesforność w defensywie i – to też bardzo ważne – element pecha to nadal obok ładnej gry znak rozpoznawczy Rakowa Częstochowa…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze