Degradacja na horyzoncie – upadła Korona na remis (1:1) z tonącą Arką


Zarówno Korona Kielce, jak i Arka Gdynia były o włos od spadku z ekstraklasy. Po remisie w bezpośrednim starciu Korona pożegnała się z ekstraklasą

3 lipca 2020 Degradacja na horyzoncie – upadła Korona na remis (1:1) z tonącą Arką
Lukasz Sobala / Press Focus

Nie ulega wątpliwości, że piątkowe spotkanie było dla obydwu ekip meczem ostatniej szansy na uratowanie ekstraklasy. Grająca w kratkę drużyna Ireneusza Mamrota stanęła przed stosunkowo trudnym wyzwaniem, gdyż przyszło jej się mierzyć na boisku praktycznie zdegradowanego rywala. Kielczanie, mimo iluzorycznej szansy na utrzymanie, na podstawie zapewnień trenera Macieja Bartoszka mieli zaprezentować się z klasą i udowodnić, że przynajmniej honorowo, a także wizerunkowo zasługiwaliby na pozostanie w elicie. Na wiele się to jednak nie zdało, gdyż mecz zakończył się remisem 1:1 i oznaczał degradację "Złocisto-Krwistych".


Udostępnij na Udostępnij na

Patrząc jednak obiektywnie, ostatnie mecze Korony to poza przebłyskami i ogromnym hartem ducha graczy jedna wielka puszka Pandory. W sześciu spotkaniach wspomniana piętnasta drużyna w tabeli zdołała zgromadzić na swoim koncie zaledwie punkt, co w dużej części wpłynęło na tragiczną aktualną sytuację. Przed meczem z zajmującą lokatę wyżej Arką Korona traciła do bezpiecznego miejsca aż jedenaście punktów. „Arkowcy”, chociaż ich strata była jedynie o trzy punkty mniejsza, w przypadku wygranej mieli cień szansy na utrzymanie ligowego bytu na dłużej. Biorąc pod uwagę niedawną dyspozycję gdynian – cztery punkty w trzech ostatnich spotkaniach – można było stwierdzić, że są oni bliżej celu. Jak się jednak okazało, także i oni najprawdopodobniej muszą pożegnać się z „najlepszą ligą świata”.

Jeden szczęściarz czy dwóch zabitych?

Mając na uwadze obecną sytuację w ekstraklasie, jak również niedawną formę obu drużyn, można jednoznacznie stwierdzić, że zwycięzca przedłuża nadzieję, a przegrany traci wszystko. O ile gdynianie w przypadku dzisiejszej wygranej zachowaliby jeszcze tlen, o tyle nie wszystko zależeć będzie wyłącznie od nich. Kluczowe w tej kwestii okazało się spotkanie już wcześniej zdegradowanego Łódzkiego Klubu Sportowego z zajmującą ostatnią bezpieczną lokatę Wisłą Kraków. Pełna zdobycz punktowa, zdobyta przez „Białą Gwiazdę”, znacznie skomplikowała ligową sytuację Arki, której strata przed meczem w Kielcach wynosiła aż jedenaście punktów. Trudno bowiem było liczyć na jakąkolwiek prężną odsiecz ze strony ŁKS-u, „Rycerze Wiosny” od grudnia nie wygrali żadnego meczu.

Jeśli chodzi natomiast o dzisiejszych gospodarzy, kwestię ich utrzymania warunkują już tylko dwie rzeczy, cud i matematyka. Wszystkie logiczne, rozsądne, a także obiektywne argumenty, jak liczba punktów czy najświeższa forma, przemawiają za spadkiem popularnych „Scyzorów”. Piłkarze prowadzeni już po raz drugi w historii przez Macieja Bartoszka, choć grają nienagannie, nie przekłada się to na punkty. Warto tutaj nadmienić, że od czterech spotkań nie zaznali smaku choćby remisu, nie mówiąc już o wygranej. Taki stan rzeczy sprawia, że nawet w przypadku pokonania wyżej notowanego rywala byliby już praktycznie dwiema nogami w pierwszej lidze.

Arka Gdynia, pomimo nieznacznie lepszego położenia od kielczan, gdyby zdołała wygrać na Suzuki Arenie (stadion Korony), zdobyłaby maleńką iluzję na obronę najlepszej polskiej ligi. Spoglądając na kilka niedawnych gier drużyny z Trójmiasta, należy przede wszystkim uwzględnić przyzwoitą postawę jej ofensywnych graczy. Mowa tutaj o takich piłkarzach jak Maciej Jankowski, Marko Vejinović czy Oskar Zawada, którzy dzięki bramkom degradację odłożyli na później. Przyczynili się oni łącznie do zdobycia sześciu na osiem punktów w siedmiu ostatnich bataliach, co jak na ekipę „Żółto-niebieskich” może nieco zaskakiwać. Dla odmiany w analogicznym czasie grający w obozie rywali Marcin Cebula zapisał się przy zdobyciu zaledwie jednego „oczka”.

Ligowy jubileusz w łotewskim wydaniu – 111 spotkań Pavelsa Steinborsa

Przed dzisiejszą batalią Korony z Arką solidny golkiper drużyny z Trójmiasta zaliczył jedno, bardzo znaczące osiągnięcie. Miał on okazję wystąpić w 111 spotkaniach na boiskach polskiej ekstraklasy w barwach Arki Gdynia. Specyfika polega na tym, że wspomniana liczba meczów to określona seria, jaką łotewski bramkarz mógł cieszyć się aż do niedawnej kontuzji. Zawodnik ten reprezentuje gdyński team już od sezonu 2016/2017, w którym od początku był podstawowym graczem wyjściowego składu. Wcześniej nosił miano pierwszego bramkarza Górnika Zabrze, z którego to trafił do Trójmiasta cztery lata temu.

Dziś po raz 112. ubierze koszulkę „Żółto-niebieskich”, będzie to najprawdopodobniej jedno z ostatnich spotkań dla tej ekipy. Mówi się o jego odejściu w przypadku ligowej degradacji, która z dnia na dzień staje się coraz bardziej realna.

Przewidywane składy i możliwe rotacje

Drużyna z Kielc nie mogła liczyć na ukaranego czerwienią w ostatnim meczu z Zagłębiem Marcina Cebulę. Ponadto zapragnie także Erika Pacindy leczącego uraz, który to przytrafił mu się pod koniec maja podczas spotkania z Górnikiem. W barwach „Złocisto-Krwistych” nie ujrzymy już mających wyjątkowo nieudany sezon Urosa Duranovicia, Bojana Cecaricia i Mateja Pućkę. Wynika to z decyzji o odsunięciu ich od zespołu, jaką dwa tygodnie temu w porozumieniu ze szkoleniowcem podjął zarząd klubu.

Z kolei podopieczni Ireneusza Mamrota pozbawieni byli dziś ukaranego jednomeczową pauzą z powodu kartek Michała Kopczyńskiego. Na skutek wygaśnięcia z końcem czerwca kontraktu nie zobaczymy też młodzieżowca Michała Olczyka. Do wyjściowego składu po dwóch tygodniach nieobecności powraca Pavels Steinbors – było to spowodowane kontuzją po spotkaniu z Wisłą Kraków.

Konfrontację czas zacząć

Pierwsze kilka minut przebiegało niezwykle spokojnie aż do pierwszej okazji gdynian w 6. minucie meczu. Wtedy to po precyzyjnym plasowanym uderzeniu Michała Nalepy z rzutu wolnego drużyna Arki wyszła na prowadzenie. Od tamtej pory do głosu przez pozostałą część połowy dochodziła wyłącznie Korona, choć brakowało w tym konkretów. Swoje okazje mieli Jacek Kiełb i Petteri Forsell, ale ich próby nie znalazły właściwej drogi do bramki Steinborsa.

W okolicach 30. minuty doszło do dosyć kuriozalnej sytuacji, gdyż z powodu dwóch żółtych kartek stanowisko trenera opuścić musiał szkoleniowiec gospodarzy. Maciej Bartoszek otrzymał je za niesportowe zachowanie, którym najprawdopodobniej było używanie w nieodpowiedni sposób jego umiejętności „głośnego myślenia”. Przed przerwą do głosu doszedł jeszcze Grzegorz Szymusik, choć jego strzał był nieznacznie chybiony. Na tym zakończyła się pierwsza odsłona spotkania, którą bez wątpienia można zapisać zarówno konsekwentnej Arce, jak i pracowitej Koronie.

Druga część meczu nie uległa zmianie – Korona utrzymała prowadzenie gry, ale wciąż nie umiała wykorzystać choćby jednej klarownej sytuacji. Po godzinie do gry starała się podłączyć Arka, aczkolwiek nic wiążącego z tego nie wyniknęło. W grze gości dominował chaos, z kolei gospodarze z minuty na minuty tracili impet do tworzenia groźnych i składnych okazji. Najciekawsze, co można było zobaczyć, to stałe fragmenty, które z dwóch stron nie przynosiły efektów. Było tak do 82. minuty, wówczas po znakomitym zagraniu Forsella piłkę do siatki skierował stoper kielczan, Tzimopoulos.

Podopieczni Mamrota do końca próbowali zagrozić bramce Kozioła, a co za tym idzie – zdobyć zwycięską bramkę. W ich poczynaniach brakowało jednak pomysłu i przyzwoitego wykończenia, co z każdą chwilą zbliżało ich ku pierwszej lidze. Setkę na wagę trzech punktów zmarnował rezerwowy Kamil Antonik i to ostatecznie przesądziło nie tylko o wyniku, ale i o prawdopodobnej przyszłości gdynian. Był to końcowy akcent tej konfrontacji, jej wynik przejdzie do historii jako 1:1.

To już jest koniec, nie ma już nic – Arka i Korona w pierwszej lidze

Arkowcy z powodu słabej postawy, jak i braku konsekwencji zapłacili najwyższą możliwą cenę. Kosztowało to ich spadek z ligi, który dotknął także znacznie lepszą tego dnia kielecką Koronę. Kielczanie po jedenastu latach gry w najwyższej klasie muszą się z nią pożegnać na rzecz pierwszoligowego zaplecza. Jeśli chodzi o Arkę, w razie degradacji opuściłaby ona ekstraklasę po czterech latach. Jest wprawdzie jedno minimalne światełko w tunelu, ale w to nie wierzą nawet prawdziwi optymiści. Patrząc na grę Wisły Płock, nie zanosi się, by przegrywając wszystkie pozostałe mecze, okazała się ona wybawczynią niemal zatopionego teamu.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze