De Boer nie okazał się mediolańskim Hasim. Inter we wspaniałym stylu ogrywa Juventus w Derby d’Italia.


Frank de Boer na San Siro pracuje ledwie 40 dni, a dziś grał o swoją pozycję. Wygrał

18 września 2016 De Boer nie okazał się mediolańskim Hasim. Inter we wspaniałym stylu ogrywa Juventus w Derby d’Italia.

W Polsce mieliśmy Besnika Hasiego, a we Włoszech do dzisiejszego popołudnia za podobnego „specjalistę” uchodził Frank de Boer. Mimo że Holender z Interem pracuje dopiero 40 dni, to lista zarzutów wobec niego była pokaźna i w meczu przeciwko Juventusowi … grał o swoją posadę.


Udostępnij na Udostępnij na

Każdy, kto oglądał choć jeden z meczów Inter w tym sezonie, kręcił głową z niedowierzania i zażenowania. Potężnie wzmocniona drużyna wyglądała fatalnie. Wolna, siermiężna gra, brak jakiegokolwiek pomysłu w ofensywie, a przy tym liczne błędy w obronie. Za wszystko to wszystko miał/ma być odpowiedzialny nowy trener zespołu, Frank de Boer. Holender tuż przed rozpoczęciem sezonu przejął posadę po Roberto Mancinim, któremu nie podobały się transfery przeprowadzone przez Inter. Za Mancinim w klubie nie przepadano, ale zatrudnienie trenera, mającego za sobą spartaczony sezon w Ajaxie, nie było marzeniem kibiców. Od samego początku więc rozpoczęło się jechanie po trenerze. Że słaby, że niekompetentny, że przy wyborze zawodników sugeruje się nazwiskiem, a nie formą na treningu. W krytyce brali udział nawet byli piłkarze Interu. W tym tygodniu włoskie dzienniki sugerowały, że de Boer jest w dramatycznym położeniu i w Mediolanie rozgrywa się wojna między nim a resztą świata.

Zresztą nie ma co się dziwić. W czwartek „Nerazzurri” przegrali 2:0 z Hapoelem Beer Shewa na San Siro. Nie, nie, to nie pech, Inter był po prostu o klasę słabszy, a de Boer bezradny wobec krytyki. Sytuacja identyczna jak z Besnikiem Hasim w Legii. Tyle że jeden przetrwał na stanowisku 100 dni, a drugi miał pożegnać się po niespełna 50. Prezesi Interu podobno poważnie zastanawiali się nad zwolnieniem szkoleniowca. Na samym starcie pracy Holender został obwiniony o największy obciach w historii klubu, a w najbliższej perspektywie Inter czekał mecz z Juventusem, z którym nie wygrał od czasów Jose Mourinho.

No i przyszło niedzielne popołudnie na San Siro. 90 minut, które miało zadecydować o przyszłości projektu „Inter De Boera”, a rywalem nemezis „Nerazzurrich” – Juventus. Niesamowita przewrotność losu. Podobnie jak to, że przeciwko najtrudniejszemu rywalowi drużyna wreszcie zaczęła grać zgodnie z oczekiwaniami i założeniami szkoleniowca. Trzeba zacząć od tego stwierdzenia: Boer po raz pierwszy idealnie zestawił pierwsza jedenastkę zespołu, bez przesadnych kombinacji – odrzucając na bok magię nazwisk.

W pierwszej połowie „Nerazzurri” perfekcyjnie zagrali w defensywie, nie pozwalając się zdominować Juventusowi. W drugiej części dołożyli do tego ofensywne akcenty, wreszcie grali składnie i zespołowo, a letnie transfery (Candreva, Joao Mario) grały na miarę oczekiwań. Ale mimo przewagi Interu gola zdobyli goście. I wtedy kontrolę nad spotkaniem przejął Frank de Boera. Po dwóch minutach Icardi wyrównał po golu ze stałego fragmentu gry, co należy zapisać na konto trenera. Potem Holender wprowadził Ivana Perisicia, który w 20 minut zrobił więcej niż reszta zawodników przez cały mecz. Dobre wejście przystemplował golem na 2:1, a szkoleniowiec pokazał swój nos i umiejętność spontanicznego reagowania na wydarzenia boiskowe.

Na konferencji prasowej szkoleniowiec tłumaczył, że po czwartkowym meczu odbył poważną rozmowę z całą drużyną nt. zaangażowania, współpracy i koncentracji. Jak widać, Holender umie trafić do głów piłkarzy i wyciągać wnioski.

Jestem pod wrażeniem tego, jak dziś zagraliśmy. Walczyliśmy cały mecz i to mogło imponować, ale wreszcie zaczęliśmy grać jak drużyna i dzięki temu i naszej jakości mogliśmy zrobić różnicę w ofensywie. Rozmawialiśmy bardzo wiele o koncentracji w całym meczu i wreszcie zobaczyłem to, czego oczekuję od mojej drużyny. Frank de Boer na pomeczowej konferencji

Jeszcze trzy dni temu na okładce „La Gazetty” bił po oczach nagłówek „Interze, czy ci nie wstyd!?”. Szkoleniowiec klubu był przez wszystkich wyrzucany z łatką najgorszego trenera w historii calcio. Na dzisiejszej konferencji de Boer musiał odpowiadać na pytania odnośnie do szans na scudetto. Jak widać, cienka linia jest między uwielbieniem a nienawiścią. A my kibiciom Interu życzymy, by Holender nie okazał się kimś w rodzaju Besnika Hasiego. Dzisiejsze spotkanie na San Siro pokazało, że raczej tak nie będzie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze