„Dawać teraz ten Karabach” – Lech Poznań jest już inną drużyną, choć wciąż męczy się w lidze


Lech Poznań to w tym momencie lepsza drużyna niż ta, która mierzyła się w lipcu z Karabachem. Lechici wciąż mają jednak problemy z grą w lidze

6 listopada 2022 „Dawać teraz ten Karabach” – Lech Poznań jest już inną drużyną, choć wciąż męczy się w lidze
Dariusz Skorupiński

Czasami do pewnych wydarzeń trzeba dorosnąć. W piłce jak w życiu. Pół roku to wieczność – wydarzyło się tysiąc czynników, które spowodowały, że dzisiaj inaczej postrzegamy Lecha, choć ten wciąż ma swoje kłopoty. W lipcu starcie z Karabachem odbierano jak mecz z Realem Madryt. Obecnie to drużyna absolutnie do pokonania, a to pokazuje, że Lech Poznań jednak zanotował progres. Zdecydowanie większa jest też wiara w zespół mistrza Polski, choć wygrany mecz z Koroną 3:2 sprawił, że u niektórych kibiców pojawiło się też pewne powątpiewanie.


Udostępnij na Udostępnij na

Wyniki często nie mówią wszystkiego. Rzecz jasna są w piłce najważniejsze, bo to one definiują, czy sezon jest udany, czy nie. Te w tej rundzie były sinusoidalne – zarówno kibice, jak i dziennikarze zmieniali narrację o grze „Kolejorza” jak Agustin Egurrola stacje telewizyjne. Nawet mecz z Koroną sprawił, że w Poznaniu zapanowały przeróżne nastroje. Na koniec jednak – wpływ na to ma głównie wyjście z grupy Ligi Konferencji – powiemy, że John van den Brom poprzez wyciąganie wniosków i powolną naukę stworzył drużynę, która nie ma co klękać przed Karabachem, gdyby los znów skojarzył ze sobą obie drużyny. Lechici udowodnili, że można zagrać z dobrą europejską drużyną w piłkę i krzyknąć głośne „na nich!”.

Lech Poznań – mało widoczny, ale stały progres

John van den Brom przejmował drużynę mistrzowską po Macieju Skorży, lecz nie była to ta sama ekipa. Mimo że zdecydowana większość piłkarzy została. Dwumecz z Karabachem traktowano priorytetowo. Mecze o życie. Jak pokazała dalsza część rundy, jeszcze wiele było kluczowych spotkań, które mogły zdefiniować ten sezon. Patrząc przez pryzmat lata i jesieni, możemy napisać, że Lech Poznań nie zawiódł. A przecież do lidera traci dziesięć punktów – jeśli doliczyć „Kolejorzowi” trzy oczka za mecz z Miedzią – i odpadł z Pucharu Polski.

Warto wziąć pod uwagę liczbę rozegranych spotkań. Lech jako jedyna drużyna w ostatnich latach poradził sobie z grą co trzy dni. I to dosłownie co trzy dni, bo przecież runda jesienna jest skrócona przez mundial w Katarze. Zdarzyły się słabsze mecze, ale z kolejki na kolejkę „Kolejorz” wyglądał coraz lepiej i się rozkręcał.

Najgorszy w wykonaniu Lecha był początek, kiedy John van den Brom uczył się jeszcze drużyny. Choć personalnie to ten sam zespół co w Baku. Postrzeganie na przykład Kristoffera Veldego z czasem się zmieniło, mimo że to ten sam toporny zawodnik potrafiący zagrać piłkę w niezrozumiały sposób. „Kolejorz” zaliczył progres i pokazują to spotkania w Lidze Konferencji, w której był po prostu lepszy piłkarsko od Happoelu i Austrii. To już jest drużyna zdecydowanie lepiej opakowana psychicznie i mentalnie, która do dwumeczu z Karabachem podeszłaby w zupełnie inny sposób.

Lech Poznań stracił kontrolę nad tym spotkaniem

Lech Poznań w 16. kolejce podejmował w tym momencie najgorszy zespół PKO BP Ekstraklasy. Kilka dni po wielkim zwycięstwie z Villarrealem trzeba było włączyć tryb ligowy. Być może dlatego Veldego zabrakło nawet na ławce rezerwowych. Korona pokazała, że jej najmocniejszym argumentem jest bronienie się, walka o przetrwanie i jazda na tyłkach.

Na początku wszystko ładnie się dla Lecha układało, tak jak powinno. Marcel Zapytowski pobronił trochę strzałów z dystansu. Kilkukrotnie wyciągnął się jak sprężyna. Wszystko toczyło się pod dyktando „Kolejorza”. Korona oddała piłkę i wydawało się, że to mecz do pierwszej bramki. „Duma Wielkopolski” wyszła na prowadzenie. Nawet dwubramkowe. Przyjezdni z Kielc nie mieli prawa odwrócić losów tego spotkania, a jednak napsuli więcej krwi, niż powinni.

Ciężko powiedzieć, że zaczęli budować składne akcje, ale Lech dopuścił ich do własnego pola karnego i sam prosił się kłopoty. W teoretycznie niegroźnych sytuacjach dwukrotnie zareagował VAR i zrobił się remis. Absurdalny remis i mecz, który miał podtrzymać dobre nastroje, wprowadził zamieszanie i zwątpienie – czy to na pewno idzie w dobrą stronę? Ale tak to już z „Kolejorzem” w tej rundzie bywa. Gdy trzeba przełączyć się na tryb ligowy, okazuje się to niebywałe trudne i skomplikowane. Na szczęście z odsieczą przyszedł Filip Szymczak.

Szymczak jak Sobieski

Europę przed Turkami uratował Jan III Sobieski. W podobną rolę w meczu z Koroną wcielił się Filip Szymczak, który zdobył decydującą bramkę i zapewnił trzy punkty. Ale to nie były tylko trzy punkty – również ulga, że nawet z przeciętnego meczu poznaniakom udało się wyrwać to, co trzeba było. To też należy docenić. Nieraz już okazywało się, że gdy przychodzą kłopoty, to nie ma nikogo, który weźmie na siebie ciężar gry.

Filip Szymczak rozpoczynał sezon jako trzeci napastnik, który będzie dostawał sporadyczne szanse. W tym momencie jest już pełnoprawnym zmiennikiem Ishaka. Polak sprawdza się i daje jakość. To już nie jest żółtodziób, ale napadzior, na którym można polegać. Gdy niektóre opcje z przodu się nie sprawdzają, trener wyciąga niepozornego asa z rękawa w postaci Szymczaka. To jest jeden z powodów, dla którego Lech Poznań jest w tym momencie groźniejszy niż w lipcu. Swoją drogą, to nie była pierwsza rozstrzygająca bramka Filipa Szymczaka, który również w Izraelu dołożył bardzo ważne trafienie. Młody piłkarz rozwija się, co powinno cieszyć wszystkich kibiców i Johna van den Broma.

Amaral wróci na swój poziom?

Lech Poznań wyszedł na spotkanie składem, który pozwala na oddawanie strzałów z dystansu i utrzymanie przy piłce. Od pierwszej minuty zagrali Joao Amaral, Afonso Sousa czy Gio Citaishvili. Niezmiernie cieszy przełamanie Amarala. Mamy wrażenie, że ten piłkarz wrócił z zaświatów. To była jego pierwsza bramka od początku września.

Bieda za plecami Ishaka – czyli Lech Poznań i jego podwieszeni napastnicy pod formą

Ofensywa Lecha podczas tej rundy nie ma czystego sumienia. „Kolejorz” ma problemy z kreowaniem sytuacji, tak jak w Krakowie. A jak już te uda się stworzyć, to problemem okazuje się ich wykorzystywanie. Jak na przykład z Koroną. Cieszy więc bardzo powrót Amarala. Miejmy nadzieję, że na dłuższą chwilę – być może Portugalczyk stanie się receptą na problemy.

Lech Poznań wymęczył zwycięstwo z Koroną, dlatego pewne aspekty wciąż nadają się do poprawy. Ale to też pokazuje, że ta drużyna wciąż się rozwija i ma potencjał. Jeśli wszyscy wejdą na swój poziom, to naprawdę z optymizmem można spoglądać na losowanie 1/16 finału Ligi Konferencji. Nie ma co się bać zespołów teoretycznie lepszych. Do Karabachu „Kolejorz” podszedłby teraz już zupełnie inaczej. Jako drużyna bardziej pewna siebie i doświadczona, ale też poukładana taktycznie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze