Dani Ramírez zbawieniem „Kolejorza”


Po transferze Hiszpana do Lecha Poznań rozstanie z Darko Jevticiem odeszło w zapomnienie

15 marca 2020 Dani Ramírez zbawieniem „Kolejorza”
Paweł Jaskółka / PressFocus

Gdy Rubin Kazań sfinalizował transfer związanego sześć lat z Lechem Darko Jevticia, w Poznaniu zaczęto poważnie zastanawiać się nad przyszłością klubu. Czas do rozpoczęcia rundy wiosennej upływał nieubłaganie, a „Kolejorz” pozostawał bez zastępcy swojego byłego lidera. Na parę dni przed powrotem do grania działaczom udało się dopiąć swego i pozyskać z ŁKS-u Daniego Ramireza. I z perspektywy pierwszych kilku spotkań Lecha w lidze ten ruch wydaje się w pełni trafiony.


Udostępnij na Udostępnij na

Od dwóch sezonów Hiszpan błyszczał w biało-czerwono-białych barwach, ale to, czy odnajdzie się w Poznaniu, nie było sprawą oczywistą. Inne otoczenie, większe wymagania, znacznie poważniejsze cele. To wszystko nie przerosło jednak Ramireza i od początku gry w Lechu prezentuje topowy poziom na warunki PKO Ekstraklasa.

Odbicie od dna

Ramírez do Polski trafiał jako piłkarz szukający ostatniej deski ratunku po dobrze zapowiadającej się, lecz ostatecznie nieudanej, przygodzie w wielkich hiszpańskich klubach takich jak Real Madryt czy Valencia. Z metką zmarnowanego talentu trafił do I-ligowego Stomilu Olsztyn, w którym miał wrócić do stałej gry na wysokim poziomie. Rzeczywistość jednak ponownie nie okazała się dla Hiszpana łaskawa. – W Olsztynie miałem problemy zarówno boiskowe, jak i związane z finansami. Problemy finansowe sprawiały, że nie mogłem pokazać na boisku najlepszej wersji siebie. Kiedy widzisz, że nie dostajesz pieniędzy za swoją pracę, trudno jest w pełni skoncentrować się na grze – mówił Ramírez w wywiadzie, którego nam udzielił jeszcze w barwach ŁKS-u, w przeddzień wyjazdu na zgrupowanie do Side.

Cały wywiad tutaj:

Dani Ramírez: „Jestem po prostu zwykłym pracownikiem, jakim mógłbyś być Ty” (WYWIAD)

Koniec końców Olsztyn nie był dla Daniego trampoliną do ekstraklasy. Stał się nią dopiero ŁKS. Tam Hiszpan okazał się zupełnie inną postacią. Wziął na siebie odpowiedzialność za grę ofensywną zespołu i był kluczowym zawodnikiem w kwestii awansu na najwyższy szczebel rozgrywkowy. W I lidze prezentował poziom spokojnie pozwalający podbić ekstraklasę, ale musiał jeszcze w praktyce udowodnić swoją wartość. I udowodnił. Bardzo szybko czołowe polskie kluby przekonały się o możliwościach Ramireza.

Sześć goli i cztery asysty zebrane w ciągu 20 spotkań rundy jesiennej to wynik bardzo dobry, mając na uwadze fakt, że 27-latek dokonał tego w barwach ostatniej drużyny ligi. Ciągnął za uszy, ile mógł, swoich kolegów z drużyny, ale nie wystarczyło to, aby ŁKS odbił się od dna. Ugrzązł w nim na dobre, a Ramireza dręczyła w związku z tym coraz większa frustracja. Na boisku pracował za wielu, a Łódzkiemu Klubowi Sportowemu i tak nie przynosiło to efektów. – Seria ośmiu porażek z rzędu w lidze była dla nas bardzo bolesna. Takie momenty są bardzo trudne, bo rozgrywasz spotkania z różnymi rywalami, a i tak niedziela w niedzielę przegrywasz. Masz cały czas w głowie te nieudane mecze i do tego nie wiesz, co zrobić, żeby w końcu wygrać – mówił iGolowi.

I już wtedy pojawiały się głosy, że Ramirezowi niekoniecznie w takiej sytuacji będzie uśmiechało się pozostanie przy Alei Unii 2. Kluczowe dla jego przyszłości w ŁKS-ie miały być dni przed wylotem na obóz do Side, bo w klubie zapewniano, że kto poleci do Turcji, to wiosnę spędzi w Łodzi. Obietnicy jednak dotrzymać się nie udało. Co prawda Ramírez w Turcji normalnie rozegrał spotkania kontrolne, pozostawał cały czas z drużyną, ale w tym czasie rozmowy na linii ŁKS–Lech były bardzo intensywne. I do porozumienia oba kluby doszły w tygodniu poprzedzającym powrót do gry ekstraklasy. Hiszpan otrzymał od prezesa Tomasza Salskiego pamiątkowy miecz symbolizujący zamiłowania hobbystyczne Ramireza i podziękował za jego wkład w życie zespołu. 27-latek pozostawił po sobie 500 tysięcy euro w budżecie klubu, a także obraz zmartwionych sympatyków łódzkiej drużyny.

Weryfikacja możliwości

Na wszelakich forach kibiców „Kolejorza” po odejściu Darko Jevticia przewijało się głównie jedno nazwisko – Ramírez. Sprawa była postawiona jasno – jeśli ktoś ma sprawić, żeby Lech ponownie włączył się do walki o mistrzostwo kraju, to ma to być Hiszpan. Od strony finansowej „Kolejorz” problemów nie miał, gdyż pieniądze ze sprzedaży Jevticia pokryłyby spokojnie transfer Daniego, ale w Poznaniu chciano możliwie najbardziej zejść z ceny. Ostatecznie następcę nowego pomocnika Rubina Kazań sprowadzono za pół miliona euro – cenę w pełni adekwatną do prezentowanego przez niego poziomu.

Z powodu pauzy za cztery żółte kartki Dani Ramírez i tak nie mógł zagrać w pierwszym meczu Lecha po przerwie zimowej, zatem sztab „Kolejorza” nie musiał w przyspieszonym tempie wdrażać byłego pomocnika ŁKS-u w trening. Spokojnie zaczekał on na swoją szansę. W tym czasie na wszelkie sposoby przedstawiono kibicom sylwetkę Hiszpana, choć w zasadzie takiej potrzeby nie było – wyrobił on sobie wystarczająco dużą markę, żeby być znanym w całej piłkarskiej Polsce. A w Poznaniu miał ją sobie jeszcze bardziej budować.

Pierwszy jego mecz w koszulce Lecha przypadł na przegrany 1:2 pojedynek z Cracovią Kraków. Trudno zatem nazwać to wymarzonym debiutem, bardziej dawne koszmary z ŁKS-u zajrzały Ramirezowi w oczy. Były to jednak złe dobrego początki. Hiszpan zagrał we wszystkich dotychczasowych spotkaniach od 1. minuty, a Lech więcej już z nim w składzie nie przegrał.

Popis swoich umiejętności Dani Ramirez dał w spotkaniu z Górnikiem Zabrze. Szybko otworzył wynik, finalizując akcję, którą sam zapoczątkował, a po przerwie dołożył jeszcze drugą asystę, od kiedy gra w niebieskiej koszulce. Przede wszystkim jednak nie zmienił się jego styl gry od czasu przenosin z Łodzi. Nieustannie pod grą, rzadko w większym niż 10-metrowym promieniu od piłki. Do tego przebojowy, zawsze szukający niekonwencjonalnych rozwiązań, który boiskową odwagą potrafi zrobić znaczną różnicę. Cały czas to ten sam Ramirez z ekstraklasowego topu.

Sam zainteresowany nie stara się być sztucznie skromny, ma świadomość swoich umiejętności. – Jeżeli utrzymam ten poziom profesjonalizmu, ciężkiej pracy i rozegram wszystkie mecze na 100 procent, to będę wyróżniającym się graczem ligi. Pokazałem to już przez cztery miesiące gry na tym poziomie – odpowiadał Ramirez w wywiadzie dla portalu Newonce na pytanie o najlepszych piłkarzy ligi.

Nowe realia

Nowy klub to oczywiście nowe wyzwania, nowe cele, nowe zadania itd. Ale też rzecz jasna nowe środowisko. Z nim na nowo musiał się zmierzyć Hiszpan po przenosinach do Poznania. A jak wiadomo, w jego przypadku sytuacja jest utrudniona ze względu na słabą znajomość języka polskiego oraz angielskiego. W Łodzi piłkarzy hiszpańskojęzycznych było kilku, zresztą w niektórych przypadkach sprowadzanych do ŁKS-u za namową właśnie Ramireza. Pirulo, Guima, Corral, Gracia – w Łodzi hiszpańska kolonia była zatem pokaźna.

W Lechu na próżno szukać takiej grupki. Pod względem narodowościowym większy tygiel panuje faktycznie w Poznaniu, porównując z Łodzią, natomiast jest on bardziej zróżnicowany. Holender, Norweg, Słowak, Serb, Ukraińcy, Chorwat, Portugalczyk, Hiszpan, Duńczyk, Rosjanin. Stranierich w Lechu jest mnóstwo, ale, jak nietrudno się domyślić, Hiszpanowi z tej grupy najbliżej do Portugalczyka.

Był jedną z osób, które najbardziej zabiegały, żebym przeniósł się do Poznania. Dzwonił do mnie, przekonywał, że będę tutaj naprawdę ważny, że będę miał podobny status do niego, że rozmawia po hiszpańsku perfekcyjnie i pomoże mi w aklimatyzacji. Wykazał inicjatywę. Mamy dobry feeling, odkąd się poznaliśmy – mówił o Pedro Tibie Ramirez w rozmowie z Newonce. I jeśli na boisku będzie między nimi tak dobrze jak poza nim, to hiszpańsko-portugalski duet może zawojować polską ligę na dłuższy czas.

Od zera do bohatera

Dokładnie dwa lata temu Dani Ramirez przeżywał kolejny nieudany mecz Stomilu Olsztyn, w którego barwach na próżno szukał dawnej radości z gry. Obecnie Hiszpan znajduje się w kompletnie innym miejscu. W połowie marca 2018 przereklamowany piłkarz, dziś gwiazda ligi. Ciężką pracą wdrapał się na należne mu miejsce. Z marnego rezerwowego pierwszoligowej drużyny stał się podporą środka pola kandydata na mistrza Polski. Napisał i cały czas pisze romantyczną historię swojej przygody z piłką…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze