Ćwierćfinały Pucharu Polski za nami. Co się w nich wydarzyło?


Podsumowujemy wszystkie starcia ćwierćfinałowe. Nie brakowało w nich emocji. Czy któreś spotkanie nas zaskoczyło?

4 marca 2021 Ćwierćfinały Pucharu Polski za nami. Co się w nich wydarzyło?
Rafal Rusek / PressFocus

Dla niektórych Puchar Polski to wspaniała przygoda i możliwość zaprezentowania się szerszej publice, dla innych ostatnia deska ratunku. Ćwierćfinały tego turnieju za nami. Na przestrzeni czterech spotkań byliśmy świadkami aż piętnastu bramek, co daje niezłą średnią 3.75 na mecz. Były gole, były emocje, były niespodzianki.


Udostępnij na Udostępnij na

W walce o tegoroczny Puchar Polski pozostały już tylko cztery ekipy. Do Arki Gdynia oraz Rakowa Częstochowa, które awans zapewniły sobie już we wtorek, dołączyły Cracovia oraz Piast Gliwice. Trzy zespoły z ekstraklasy oraz jeden z Fortuna 1. Ligi. Półfinały powinny być więc niezwykle ciekawe. Ćwierćfinały bowiem nie rozczarowały.

Arka lepsza w starciu pierwszoligowców

Pierwszy z nich, chociaż na papierze najmniej ciekawy, dostarczył nam najwięcej, bo aż siedem bramek. Puszcza Niepołomice, która w poprzedniej rundzie niespodziewanie wyeliminowała Lechię Gdańsk, podejmowała na własnym boisku Arkę Gdynia. „Żółto-niebiescy” mogli mówić o odrobinie szczęścia w losowaniu, gdyż nie trafili jak dotąd ani razu na drużynę z wyższej ligi. Mierzyli się oni kolejno z: Górnikiem Polkowice, Koroną Kielce oraz Górnikiem Łęczna. Szczęściu jednakże trzeba pomóc, a to podopieczni Dariusza Marca wykonali bez żadnych wątpliwości.

Puszcza z kolei, podbudowana zwycięstwem w poprzedniej rundzie nad lechistami, przystępowała do ćwierćfinału z podniesionym czołem. – Chcemy przejść do kolejnej rundy, osiągnąć najlepszy wynik w historii. Stoimy przed wielką szansą, ale spodziewamy się jeszcze trudniejszego meczu niż w poprzedniej rundzie z Lechią tonował nastroje trener Puszczy, Tomasz Tułacz. Niepołomiczanie od 2016 roku rozegrali już trzy ćwierćfinały.

Na boisku jednakże widać było różnicę klas, mimo że obie drużyny występują na co dzień w tej samej lidze. Arka wygrała aż 5:2, a dubletem może pochwalić się Marcus. Doświadczony Brazylijczyk najpierw wykorzystał w 71. minucie rzut karny, a w 88. dobił uderzenie Mateusza Żebrowskiego. Dobre spotkanie rozegrał również wypożyczony z Legii Warszawa Maciej Rosołek, który strzelił bramkę na 2:1.

Raków burzy nadzieje Lecha

W drugim wtorkowym spotkaniu mieliśmy ekstraklasowe starcie. W Poznaniu bowiem Raków Częstochowa mierzył się z Lechem. Jak wiadomo, kibice „Kolejorza” nie mają w ostatnim czasie zbyt wielu powodów do świętowania. Nawet wygrane w ostatnich minutach derby z Wartą nie poprawiły ich nastrojów. Puchar Polski zdawał się ostatnią szansą na to, aby Lech brał udział w rozgrywkach europejskich.

Ćwierćfinały pokazały jednakże, która drużyna jest na fali wznoszącej, a która zmaga się z kryzysem. Raków na stadionie Lecha momentami go dominował. Podopieczni Marka Papszuna wygrali to spotkanie 2:0, a na listę strzelców wpisali się Andrzej Niewulis oraz Vladislavs Gutkovskis. Swojego rozczarowania nie krył Tymoteusz Puchacz. – Myślę, że trzeba zacząć od tego, aby powiedzieć sobie, że to wygląda fatalnie, wziąć się w garść i poprawiać grę. Nie skupiać się na wynikach, tylko wrócić do tego, jak kiedyś graliśmy w piłkę, cieszyć się nią. Trzeba sobie jednak powiedzieć, że gramy słabo i od tego trzeba zacząć ocenił obrońca poznańskiej drużyny.

Po tym spotkaniu nasiliła się krytyka skierowana w stronę Dariusza Żurawia. Podniosły się głosy mówiące o tym, że szkoleniowiec Lecha powinien zostać zwolniony. Jak się jednakże dowiedział dziennikarz Wirtualnej Polski, Piotr Koźmiński, Żuraw ma pozostać na stanowisku co najmniej do końca sezonu.

Raków z kolei rozgrywa w swoje setne urodziny fenomenalny sezon. Chociaż występuje w ekstraklasie dopiero drugi rok, stał się czołową polską drużyną. Marek Papszun ma szansę osiągnąć ze swoimi zawodnikami historyczny wynik. Patrząc na to, jak prezentują się „Medaliki”, trudno bezstronnemu widzowi nie wspierać tego zespołu.

Cracovia pozostaje w grze

Cracovia, podobnie jak Lech, zmaga się w lidze ze sporymi problemami. Gra zawodników Michała Probierza pozostawia wiele do życzenia. Krakowianie nie prezentują przyjemnej dla oka piłki, a w składzie na próżno szukać Polaków. W środę jednakże się to zmieniło. Trener Probierz bowiem wystawił w starciu z Chojniczanką aż pięciu rodaków.

Drużyna z Chojnic natomiast jest kolejną miłą niespodzianką w tegorocznej edycji Pucharu Polski. Zespół występujący w II lidze zostawił za sobą: Olimpię Elbląg, Garbarnię Kraków oraz Zagłębie Lubin. Wyeliminowanie tej ostatniej drużyny musiało budzić szacunek. Chojniczanie pokazali charakter, wygrywając ze znacznie wyżej notowanym przeciwnikiem po serii rzutów karnych. – Mogę powiedzieć, że my byliśmy bardzo dobrze przygotowani pod względem taktycznym. Od dawna analizowaliśmy grę Zagłębia. Swoje zrobiło też podejście drużyny przeciwnej, a nie zapominajmy, że Zagłębie zagrało praktycznie w składzie ligowym. Tym bardziej cenny jest nasz sukces mówił po tym spotkaniu Adam Nocoń, trener Chojniczanki.

Krakowianie jednakże podeszli do starcia z drugoligową drużyną zupełnie inaczej niż lubinianie. Już w 14. minucie swój zespół na prowadzenie wyprowadził Pelle van Amersfoort. Krótko po zmianie stron prowadzenie podwyższył Daniel Pik, a Holender ustanowił wynik na 3:0. Chojniczanka nie miała w tym starciu zbyt wiele do powiedzenia i ostatecznie nie oddała żadnego celnego strzału na bramkę strzeżoną przez Karola Niemczyckiego.

Piast eliminuje Legię

W ostatnim, a zarazem najciekawszym ćwierćfinałowym spotkaniu Legia Warszawa podejmowała na własnym stadionie Piast Gliwice. Dla „Wojskowych” był to dopiero pierwszy rywal z ekstraklasy. Wcześniej mierzyli się bowiem z: GKS-em Bełchatów, Widzewem Łódź oraz ŁKS-em. Piast natomiast miał na swojej drodze: Resovię Rzeszów, Stal Mielec oraz Pogoń Szczecin. Zawodnicy Waldemara Fornalika przeszli więc trudną drogę, aby znaleźć się na tym etapie rozgrywek.

Samo spotkanie przebiegło pod znakiem błędów w obronie zawodników Legii – a dokładniej Artema Shabanova. Sprowadzony niedawno obrońca nie popisał się przy obu bramkach strzelonych przez Piasta. Najpierw źle wybił piłkę głową, co skończyło się szybkim przejęciem futbolówki przez gliwiczan, a w konsekwencji bramką Jakuba Świerczoka. W drugiej połowie natomiast Ukrainiec fatalnie pomylił się w podaniu, piłkę przejął Tiago Alves, minął Cezarego Misztę i posłał ją do pustej bramki.

Te dwa błędy spowodowały, że Legia pożegnała się z Pucharem Polski. W czwartek natomiast losowanie. Trudno wytypować, kto ostatecznie zdobędzie to trofeum. Powinno być jednak niezwykle ciekawie. Ćwierćfinały pokazały, że nie należy nikogo skreślać.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze