„Medaliki” grają dalej! Lech Poznań – Raków Częstochowa 0:2


Częstochowski klub awansował do półfinału Pucharu Polski

2 marca 2021 „Medaliki” grają dalej! Lech Poznań – Raków Częstochowa 0:2
Rafal Rusek / PressFocus

Dzisiejszy pojedynek na Bułgarskiej budził sporo emocji. I Raków, i Lech w ostatnich tygodniach zawodzili. Mimo że w poprzedniej ligowej kolejce odnieśli zwycięstwo, to swoją grą nie przekonywali. Rywalizacja w Pucharze Polski wkroczyła w decydującą fazę. Gospodarze i goście chcieli to spotkanie wygrać i być jeden mecz od wielkiego finału. Zwycięzca mógł być jednak tylko jeden i to Raków zagra w półfinale.


Udostępnij na Udostępnij na

Starcie ekipy trenera Żurawia i trenera Papszuna miało być ozdobą wtorkowego wieczoru z Pucharem Polski. Czy piłkarze sprostali temu zadaniu?

Ważny gość

Kilku zawodników z obu zespołów mogło czuć dziś pewien dodatkowy wzrok na plecach. Spotkanie z trybun oglądał obecny selekcjoner reprezentacji Polski, Paulo Sousa. Miał wypatrywać potencjalnych kandydatów do kadry. Spekulowało się, że chciał obserwować choćby Kamila Piątkowskiego z Rakowa oraz Jakuba Kamińskiego z Lecha. Ten pierwszy to na razie filar młodzieżówki, ale w niedalekiej przyszłości może zawitać w dorosłej drużynie. Jeśli Sousa zdecyduje się na grę trójką obrońców, to Piątkowski może być w ścisłym kręgu kandydatów. A i w ustawieniu z czwórką z tyłu młody obrońca też się odnajdzie. Z kolei Kamiński już wcześniej, jeszcze za czasów trenera Brzęczka, dostał powołanie. Niestety wtedy kontuzja przeszkodziła mu w spełnieniu tego marzenia.

Na pewno nie tylko ci dwaj dżentelmeni mogą przykuć czujne oko Portugalczyka. To świetna okazja dla każdego Polaka, aby pokazać się z jak najlepszej strony i dać o sobie znać selekcjonerowi. Jego obecność mogła wpłynąć na rangę widowiska i mobilizująco podziałać na zawodników.

Brak konkretów przez 45 minut

Od początku spotkania było widać, że oba zespoły tanio skóry nie sprzedadzą. Wyszli w swoich najmocniejszych składach. Zagrozić bramce Filipa Bednarka starali się częstochowianie, którzy próbowali posyłać w pole karne Lecha prostopadłe podania. Gracze „Kolejorza” szybkimi wyprowadzeniami piłki chcieli jak najszybciej przedostać się na połowę gości i oddalić zagrożenie od własnej bramki. Raz piłka po strzale Tiby minęła o centymetry słupek bramki strzeżonej przez Dominika Holca. Innym razem to bramkarz Rakowa uchronił swój zespół od straty gola, gdy z główki strzelał Sykora. Po obu stronach ogólnie zdarzało się dużo niedokładności i nerwowości. Owocowało to stratą futbolówki i przejęciem jej przez przeciwników, którzy próbowali kreować groźne akcje. Nic więcej z tego nie wynikało.

Z czasem zaczął się rozkręcać Lech, który śmiało sobie poczynał pod polem karnym gości. Rozochocił się też Raków, którego akcje przynosiły rzuty rożne. Im więcej minut upływało, tym mecz stawał się coraz bardziej przyjemny dla oka, choć i tak do ideału mu daleko. Ligowe starcie tych drużyn jesienią w Poznaniu (zakończone remisem 3:3) wysoko zawiesiło poprzeczkę. Próbował z dystansu Tiba, próbował skrzydłem Kamiński. Na nic to, ponieważ do przerwy zabrakło bramek.

W drugiej połowie swoją obecność zaznaczali Sykora i Dani Ramirez, jednak golkiper Rakowa był na posterunku. Z rzutu wolnego prosto w mur z kolei strzelił Ivi Lopez. Akurat ten stały fragment gry to broń Hiszpana, który pokazał w naszej lidze, że tak bramki też strzelać potrafi.

Niezawodny kapitan i przełamanie „Gutka”

Trener Żuraw miał spory ból głowy, ponieważ kontuzji (prawdopodobnie biodra) w trakcie meczu doznał obrońca Antonio Milić. Na placu gry zastąpił go Thomas Rogne, ale nie wiadomo, na jak długo wypadnie z gry chorwacki obrońca. Z kolei trener Papszun szukał zmian personalnych, posyłając do gry Ledermana i Tijanicia. Trochę rozruszało to grę częstochowian, którzy zaczynali częściej gościć pod bramką Bednarka. Nie wystrzegali się jednak błędów indywidualnych, po których mało brakowało, by stracili gola.

Jak mawia klasyk, niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i worek z bramkami rozwiązał się, gdy po dwójkowej akcji z Sapałą Kun dośrodkował w pole karne. Tam walkę w powietrzu wygrał kapitan „Medalików”, Andrzej Niewulis, który umieścił piłkę w siatce. Na 20 minut przed końcem regulaminowego czasu gry podopieczni trenera Papszuna objęli prowadzenie. Wynik drugą bramką przypieczętował Vladislavs Gutkovskis, który oddał z okolic pola karnego strzał po krótkim rogu i piłka zatrzepotała w siatce. Dla Łotysza to ważny gol, który może pomóc mu się odbudować, ponieważ w ostatnim czasie jego występy pozostawiały wiele do życzenia. Chwilę potem Ivi Lopez trafił w słupek.

Częstochowianie już nie oddali prowadzenia. Pokonali Lecha, któremu dalej nie sprzyja los na zielonym prostokącie. „Czerwono-niebiescy” meldują się w półfinale Pucharu Polski. Zrobili duży krok w stronę sporego sukcesu, ale jeszcze dwa mecze przed nimi. Na razie mogą świętować.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze