Wyjazdowa konfrontacja Legii z Cracovią była jednocześnie trzecim spotkaniem tych drużyn w obecnym sezonie. Jak dotąd dwukrotnie wygrywali "Wojskowi", pokonując ekipę Michała Probierza na poziomie rozgrywek ekstraklasy w stosunku 2:1. Dzisiejsze spotkanie w Krakowie mogło okazać się dla "Pasów" szansą na realizację znanego w Polsce przysłowia "do trzech razy sztuka". Stało się to prawdą i piąta drużyna ekstraklasy po dwóch wcześniejszych klęskach udanie się Legii zrewanżowała.
Oba zespoły do pucharowej batalii podchodziły po dwóch odmiennych spotkaniach w ostatniej ligowej kolejce. Legia miała za sobą nieudany wyjazd do Poznania, w którym głównie z powodu słabej pierwszej połowy poniosła klęskę z Lechem 1:2. Natomiast Cracovia mogła pochwalić się udaną potyczką w Gdańsku, gdzie po bardzo dobrej drugiej połowie ograła Lechię 3:0. Dobra postawa „Pasów” w dzisiejszym meczu przyniosła im pierwszą przepustkę do finału. Oznacza to również, że do serii trzech meczów bez zwycięstwa Legia musiała dołożyć jeszcze jeden, notując de facto cztery.
Przyszły mistrz naprzeciw kandydata do podium – wprowadzenie do meczu
Nie ulega wątpliwości, że domowe starcie Cracovii z Legią urosło do rangi jednego z polskich szlagierów. Mecze pomiędzy tymi drużynami już od lat generują sporo piłkarskich emocji, a ich rezultaty często bywają naprawdę wielką niewiadomą. Jak pokazują jednak ich niedawne odsłony, faworyta należało upatrywać w zespole głównego pretendenta do mistrzostwa, warszawskiej Legii. Patrząc przez pryzmat tego sezonu ekstraklasy, stołeczna drużyna wygrała dwa ostatnie bezpośrednie spotkania i przez ubiegłe półrocze prezentowała się znacznie lepiej. Od 19. kolejki nieprzerwanie zajmuje pozycję lidera tabeli, w dodatku posiada najlepszą ofensywę w całych rozgrywkach.
W zupełnie odmiennej sytuacji znajduje się Cracovia, której postawa w czasie piłkarskiej wiosny pozostawia naprawdę wiele do życzenia. Jeszcze nie tak dawno krakowska drużyna miała niechlubną serię sześciu porażek z rzędu, na co w dużej mierze wpłynęła słaba gra w defensywie. Paradoks polega na tym, że jej formacja obronna należy do najmocniejszych ogniw w całej lidze. Jest to spowodowane przede wszystkim, wysoką formą podstawowego bramkarza, Słowaka Michala Peskovicia, który wielokrotnie ratował „Pasy” w trudnych momentach. W bieżącej kampanii zaliczył aż 11 czystych kont, będąc jednym z najlepszych golkiperów PKO BP Ekstraklasy.
Jeśli chodzi natomiast o zespół z Warszawy, w tym sezonie słynie on z wyjątkowo dobrej postawy na wyjazdach. Faktem jest, że ekipa Vukovicia nie przegrała w tej edycji ligi aż 11 z 17 spotkań rozegranych poza własnym obiektem. Co ważne, będąca dziś po drugiej stronie barykady ekipa „Pasów” w analogicznym miejscu i czasie poniosła aż dziewięć porażek. Gdy weźmiemy jednak pod uwagę formę z ostatnich spotkań, ta przemawia na korzyść dzisiejszych gospodarzy. W czterech meczach zgromadzili oni dwa zwycięstwa, zanotowali przy tym tyle samo porażek. Goście natomiast już od trzech występów nie zaznali smaku zwycięstwa, dwukrotnie remisując i ponosząc porażkę.
"Legia dominuje w lidze. Jest na pierwszym miejscu, ma dużą przewagę i sporo indywidualności"
Zerknijcie, co przed wtorkowym meczem w Pucharze Polski powiedział trener Cracovii, Michał Probierz. https://t.co/lp2RS0kfON
— Legia.Net (@LegiaNet) July 7, 2020
Od krajowego mistrza do przymusowego urlopowicza – perypetie Janusza Gola
Spotkanie Cracovii z Legią dodawałoby jeszcze większego kolorytu, gdyby wystąpił w nim piłkarz łączący oba te kluby. Sytuacja ta, choć jeszcze niedawno była rzeczą oczywistą, dziś wydaje się wyłącznie abstrakcją. Dotyczy ona byłego pomocnika Legii Janusza Gola, który przed przymusowym zawieszeniem rozgrywek nosił miano kapitana drużyny z Krakowa. Piłkarz ten w przeszłości występował w barwach popularnych „Wojskowych”, zdobywając przez dwa sezony jedno mistrzostwo Polski i trzy krajowe puchary. Od dwóch lat jest graczem „Pasów”, z którymi najprawdopodobniej pożegna się z końcem tego sezonu.
Nie będzie to oznaką jego sportowej dyspozycji, gdyż już od jakiegoś czasu prezentował się tam okazale. Chodzi bowiem o jego skandaliczne zachowanie, jakiego dopuścił się w czasie piłkarskiej przerwy wywołanej z powodu pandemii. Jako jedyny z całej ekstraklasy Gol nie zgodził się na obniżkę jego dotychczasowego wynagrodzenia, co w obliczu światowego kryzysu było rzeczą oczywistą. Poskutkowało to w pierwszej kolejności odebraniem mu opaski kapitana, a następnie karnym odsunięciem go od drużyny. Kilka dni temu podjęto w tej sprawie kolejne radykalne kroki – były zawodnik Amkaru Perm został wysłany na przymusowy trzytygodniowy urlop.
Wiele wskazuje na to, że już tego lata opuści szeregi grającej o europejskie puchary Cracovii. Jego ostatni występ miał miejsce 9 czerwca w wygranym meczu z Lechią (3:1), od tamtej pory nie rozegrał ani minuty. Kontrakt, który posiada, wygasa dopiero w czerwcu 2022 roku, ale w obliczu konfliktu z włodarzami klubu może zostać rozwiązany. Jak sam przyznaje, zachowanie, którego się dopuścił, nie powinno było spowodować utracenia przez niego opaski boiskowego kapitana. W bieżącej kampanii Janusz Gol wystąpił w 26 spotkaniach, zdobywając jedną bramkę i zapisując na swoje konto dwie asysty.
Kadrowe ubytki i możliwe rotacje – sytuacja przed meczem Cracovia – Legia
Jeśli chodzi o zespół warszawskiej Legii, do końca sezonu nie zobaczymy już takich graczy, jak: Jose Kante, Vamara Sanogo i Marko Vesović. Wszyscy trzej nabawili się kontuzji i nie pomogą już walce o zdobycie pucharowego trofeum. Z powodu czerwonej kartki w poprzedniej rundzie pucharu zarówno w tym, jak i ewentualnym kolejnym meczu nie zagra też Igor Lewczuk. Kolejny raz swoją szansę na grę mogli z powodzeniem dostać Tomas Pekhart oraz Paweł Stolarski. Z brakiem występu musiał pogodzić się także William Remy, którego urazy są już dla wszystkich rutyną.
W drużynie Michała Probierza natomiast nie mógł pojawić się odsunięty od zespołu Janusz Gol. Poza tym były szkoleniowiec Jagiellonii miał do dyspozycji całą podstawową kadrę bez jakichkolwiek absencji. Teoretycznie, przynajmniej w kwestii składu, stawiało to Cracovię w lepszej sytuacji od rywala. Goście w dodatku już wcześniej zostali pozbawieni swojego najlepszego strzelca, z czego „Pasy”, myśląc o wygranej, powinny były skorzystać.
Dla przypomnienia – oba zespoły w poprzedniej rundzie Totototek Pucharu Polski grały przeciwko pierwszoligowcom. Mecze te, choć wydawały się stosunkowo łatwe, przyniosły obu ekipom sporo kłopotów. Cracovia nie bez problemu uporała się z GKS-em Tychy (2:1), strzelając zwycięskiego gola dopiero w dogrywce. Z kolei Legia po wielu błędach poradziła sobie z Miedzią Legnica (2:1), tracąc bezmyślnie bramkę i grając końcówkę meczu w dziesiątkę.
Puchar Polski: Cracovia – Legia Warszawa [SKŁADY]https://t.co/3TI7VWmdMV
— Transfery.info (@Transferyinfo) July 7, 2020
Emocje czas zacząć – przebieg meczu Cracovia – Legia
Początek meczu zwiastował emocje, gdyż już po pierwszej stuprocentowej sytuacji padła otwierająca spotkanie bramka. Po wrzucie z autu lewego defensora Kamila Pestki właściwą drogę do bramki znalazł skrzydłowy Mateusz Wdowiak. Asystę zaliczył z kolei stoper Michał Helik, którego obecność w polu karnym była niezwykle kluczowa. Gol został poddany interwencji VAR, po której ostatecznie został uznany. Od 5. minuty wynik na tablicy wynosił 1:0.
Zaledwie kilka minut później świetną sytuację zmarnował Brazylijczyk Luquinhas – skrzydłowy Legii trafił w golkipera Lukasa Hrosso. Po tym zdarzeniu do kolejnego zadawania ciosów przystąpiła ekipa gospodarzy, co skończyło się drugim trafieniem. W akcji stoperów po plasowanym zagraniu Jablonskiego w napastnika zabawił się Michał Helik, który pewnym strzałem pokonał Wojciecha Muzyka. Na boiskowe wydarzenia starała się odpowiedzieć drużyna Vukovicia, jednak pomocnik Valeriane Gvilia swoim kiepskim strzałem zrobił to bezskutecznie.
Przez pierwsze pół godziny w piłkę grała tylko Cracovia, goście mieli zaledwie przebłyski, tworząc proste pojedyncze akcje. „Wojskowi” próbowali swoich sił głównie po strzałach z dystansu, co było wodą na młyn solidnej krakowskiej defensywy. Dobitnym tego przykładem były m.in. dwie próby Gvilii, który według przysłowia strzelał Panu Bogu w okno. W pierwszej połowie więcej emocji już nie było, rezultat tej części pucharowego starcia zapisał się jako 2:0 dla gospodarzy.
W przerwie nastąpiły dwie kluczowe zmiany – szkoleniowiec gości posłał do gry skrzydłowych Maciej Rosołka i Pawła Wszołka. Pierwsze fragmenty drugiej połowy nie przyniosły żadnych zmian w kontekście prowadzenia gry, wciąż dominację mieli gospodarze. Jednak z minuty na minutę do głosu coraz częściej zaczęli dochodzić legioniści. Swoje okazje wypracowali sobie czeski snajper Tomas Pekhart i gruziński rozgrywający Valeriane Gvilia. Było to jednak zbyt mało, by strzelić pierwszego gola, a co za tym idzie – podjąć walkę o finał.
Podopieczni Michała Probierza zachowywali boiskową konsekwencję, okazale broniąc, jak również udanie egzekwując stałe fragmenty. Co do stołecznej drużyny – dziś wyraźnie brakowało jej pomysłu, składnych akcji oraz bramkowej skuteczności. Gwoździem do warszawskiej trumny okazała się 80. minuta, wówczas drugim trafieniem popisał się Mateusz Wdowiak. W sprinterskim pojedynku bez problemu ograł kiepskiego obrońcę Pawła Stolarskiego i dzięki temu zapewnił Cracovii pierwszy w historii finał Pucharu Polski. To był już ostatni akord tego porywającego widowiska, po świetnej i skutecznej grze Cracovia wygrała je 3:0.
Historia pisze się na naszych oczach – „Pasy” o włos od trofeum
Dzięki wygranej zespół z Krakowa stoi przed ogromną szansą napisania kluczowej karty w całej swojej historii. Jeszcze nigdy nie zdobył on Pucharu Polski, co z całą pewnością może się stać w tym roku. Co więcej, Cracovia nie była w stanie nawet osiągnąć awansu do finałowego spotkania, dochodząc najdalej do półfinału. Dzisiejsze zwycięstwo daje jej przełamanie nad drużyną „Wojskowych”, sprawdziło się więc przysłowie „do trzech razy sztuka”. Jeśli chodzi o Legię, to dzięki ośmiopunktowej przewadze nad rywalami pozostaje jej gra o zapewnienie sobie krajowego mistrzostwa.
Cracovia w finale @PZPNPuchar pierwszy raz w swojej historii! 🥳 Gratulacje! 👏 https://t.co/2OPm7UVbXA
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) July 7, 2020