Ciekawy weekend a po nim megahit


Rywalizacja w Premier League powoli wkracza w rozstrzygającą fazę. Już dawno minęliśmy półmetek rozgrywek i do końca sezonu jest już bliżej niż dalej. Pierwsza lutowa kolejka może mieć niemałe znaczenie w wyścigu o mistrzostwo, bowiem czeka nas jeden hitowy mecz na szczycie tabeli.


Udostępnij na Udostępnij na

Zacznie się ona co prawda nie tym spotkaniem, ale też będzie bardzo ciekawie. Już jutro o 13:45 dwa mecze. W Lonydnie West Ham podejmie Swansea, ale więcej chyba będzie się działo po drugiej stronie kraju. Czekają nas derby Tyneside, w których Newcastle podejmie Sunderland. Choć gospodarze są zdecydowanym faworytem w starciu z jedną z ostatnich drużyn w lidze, to nie będzie łatwo. Mecze pomiędzy tymi zespołami zawsze są pełne emocji i przede wszystkim walki do upadłego. Zresztą w pierwszym spotkaniu to Sunderland okazał się lepszy, ale jutro zdobycie punktów na stadionie rywala przez piłkarzy Gusa Poyeta byłoby niespodzianką.

Daniel Sturridge, Liverpool
Daniel Sturridge, Liverpool (fot. Skysports.com)

Kolejne pięć meczów tradycyjnie o 16. Cardiff podejmie Norwich, Fulham Southampton, ale zagrają też zespoły z czołówki. Zmiażdżony ostatnio w derbach Everton tym razem podejmie napędzoną świetnym zwycięstwem z WBA Aston Villę. Roberto Martinez ma problem, bo kontuzjowanych jest aż ośmiu piłkarzy z jego kadry. I to nie rezerwowych, urazy leczą Lukaku, Coleman, Oviedo, Distin, Gibson, Deulofeu, Kone i Traore. Dlatego też, choć miejscowi będą faworytem, to ich wygrana wcale nie jest czymś oczywistym. Villa potrafi zaskoczyć nawet najlepszych, choć niewątpliwie na Goodison Park będzie o to bardzo trudno.

Jeszcze gorszy był środek tygodnia dla Tottenhamu. Londyńczycy znowu poczuli siłę Manchesteru City i aż trudno rozstrzygać czy bardziej boli 0:6 na wyjeździe, czy 1:5 u siebie. Nie ma co jednak płakać nad rozlanym mlekiem, bo już jest kolejny mecz. A rywalem Hull, które u siebie potrafiło sprawić problemu MU czy Chelsea, dlatego to nie będzie spacerek. Co prawda Tim Sherwood ma do dyspozycji prawie wszystkich, pod znakiem zapytania stoi tylko występ Lameli i Townsenda. Zagrać będzie mógł nawet wyrzucony ostatnio z boiska Dany Rose. Komisja Ligi przyznała rację zawodnikowi i anulowała jego czerwoną kartkę. Wśród gospodarzy nie zobaczymy Aluko, Chestera, Dudgeona i przede wszystkim Livermore’a, który nie może grać przeciwko klubowi, z którego jest wypożyczony. Czy „Tygrysy” zdołają chociaż nadgryźć „Koguty”? Zobaczymy, na pewno będzie ciekawie.

O tej samej porze Stoke podejmie Manchester United. Piłkarze Marka Hughesa nie mają ostatnio najlepszej passy. Z pięciu meczów przegrali aż cztery i jeden zremisowali. Porażki z Liverpoolem czy Tottenhamem pewnie były wliczone w rachubę, ale zero punktów na stadionach Crystal Palace i Sunderlandu o niczym dobrym nie świadczy. Tymczasem teraz muszą zmierzyć się z MU. MU wzmocnionym nie tylko transferem Juana Maty, ale też powrotami po kontuzjach van Persiego i Rooneya. Mistrzowie Anglii będą jutro zdecydowanym faworytem, tym bardziej, że nie mogą sobie pozwolić na straty punktów, jeśli chcą jeszcze awansować do kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Nawet brak Vidicia, Naniego i Carricka nie powinien im przeszkodzić w wywiezieniu trzech punktów. Ale, jak wiadomo, Britannia Stadium to na pewno nie jest przyjemny teren i różnie losy na boisku mogą się potoczyć.

Olivier Giroud, Arsenal Londyn
Olivier Giroud, Arsenal Londyn (fot. skysports.com)

To by było na tyle, jeśli chodzi o sobotę. W niedzielę o 14:30 West Brom podejmie Liverpool. Dla klubu z Merseyside pojedynki z tym rywalem bywały w ostatnich latach naprawdę trudne. Zdarzyło im się kilka niespodziewanym porażek akurat z WBA i to zarówno u siebie, jak i na wyjeździe. Można wręcz stwierdzić, że w meczach między sobą każda strona wygrywa ostatnio na przemian. Poprzednio wygrał Liverpool, co wskazywałoby, że teraz kolej jutrzejszych gospodarzy. Czy jednak statystyka może mieć coś do powiedzenia w zderzeniu z rzeczywistością, w której po boisku biega formacja ofensywna w osobach Suareza, Sturridge’a, Coutinho i Sterlinga, wspomaganych przez Stevena Gerrarda. Wątpliwe. Strata punktów przez Liverpool byłaby jednak niemałą niespodzianką. I to nawet w sytuacji, gdy Brendan Rodgers nie może skorzystać z takich piłkarzy jak Lucas, Agger, Sakho, Enrique, Coates i Johnson.

O 17 na Emirates Stadium odbędzie się natomiast najpewniej mecz bez historii. Chyba że padnie jakiś wysoki wynik na korzyść gospodarzy. Trudno sobie bowiem wyobrazić, że Arsenal, nawet jeśli ostatnio z trudem zremisował w Southampton, zostanie zatrzymany przez Crystal Palace. Londyńczycy są na fali wznoszącej po dwóch wygranych z rzędu, ale dwa razy po 1:0 u siebie z Hull i Stoke nie uprawnia jeszcze do tego, żeby myśleć o podbijaniu Emirates Stadium. Podopieczni Toniego Pulisa mają na razie na koncie dwa zwycięstwa i dziewięć wyjazdowych porażek. No i pewnie jako pierwsi w tym sezonie dobiją do dziesięciu, trudno przewidywać inny wynik. Arsene Wenger co prawda nie może wystawić do gry Diaby’ego, Wilshere’a, Walcotta, Ramsyea i Flaminiego, ale nawet takie osłabienia nie powinny przeszkodzić gospodarzom w zwycięstwie.

No i wisienka na torcie. Czy to dobry, czy zły pomysł, żeby takie mecze rozgrywać w poniedziałek o 21, zostawmy na osobną dyskusję. W każdym razie właśnie o tej porze na Etihad Stadium odbędzie się niekwestionowany hit tej kolejki. Choć nie będzie to już (zapewne) mecz lidera z trzecią drużyną, a drugiej z trzecią (po spodziewanym zwycięstwie Arsenalu), to i tak wszyscy obejrzą go z dwustuprocentowym zainteresowaniem. Manchester City podejmie Chelsea i na pewno będzie się działo. Dla londyńczyków to będzie ciężkie 90 minut. MC na swoim stadionie strzela średnio niemal cztery gole na mecz (m.in. cztery w meczu z MU i po sześć w starciach z Arsenalem oraz Tottenhamem) i na razie z 11 meczów wygrał 11. Podopieczni Pellegriniego są poza tym w wyśmienitej formie, ostatnio każdego napotkanego przeciwnika nie tylko ogrywają, ale wręcz rozbijają, aplikując po cztery czy pięć goli.

Kto w poniedziałek okaże się lepszy? David Silva...
Kto w poniedziałek okaże się lepszy? David Silva… (fot. skysports.com)

Z drugiej strony gra Chelsea ostatnio wcale nie powala. Wprawdzie było zwycięstwo 3:1 z MU, ale wcale nie po nadzwyczajnej grze, londyńczycy (a raczej Sameul Eto’o) perfekcyjnie rywala po prostu wypunktowali. Później przyszło mało przekonujące 1:0 ze Stoke, aż w środę niebieski buldożer nie przebił muru z napisem West Ham, choć strzelał na bramkę prawie co dwie minuty. No i ostatnimi czasy regularnie, z akurat tego w Manchesterze stadionu, wyjeżdża bez punktów. Z drugiej strony kto jak nie Mourinho i jego świta mieliby w końcu pokonać City na wyjeździe? Sam Portugalczyk twierdzi, że nawet w przypadku zwycięstwa jego podopieczni na mistrzostwo szans nie mają. Jednak chyba jasne jest, że to tylko gierki słowne, które mają przenieść presję na rywali. I raczej niewielki będą miały wpływ na wynik.

Co prawda City jest w lepszej formie, ale na pewno na korzyść Chelsea przemawia to, że nie zagra kontuzjowany Sergio Aguero. Argentyńczyk napędza atak wicemistrzów Anglii najbardziej ze wszystkich i choć klasy Dżeko oraz Negredo odmówić nie sposób, to przy koledze z numerem 16 na plecach grają oni jeszcze lepiej. Oczywiście w kadrze City jest przynajmniej 10 piłkarzy, którzy w pojedynkę mogą odmienić losy każdego meczu, dlatego też nie można przeceniać znaczenia tej kontuzji. Z Aguero jednak byłoby gospodarzom o zwycięstwo łatwiej. Oprócz niego nie zagrają Javi Garcia, James Milner i Samir Nasri, a po drugiej stronie Marco van Ginkel i Fernando Torres. Tak czy owak, chyba właśnie wygrana City jest najbardziej prawdopodobna, remis jak najbardziej możliwy, a porażka byłaby mimo wszystko małą niespodzianką. Niemal pewne jest tylko to, że zobaczymy futbol na najwyższym poziomie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze