Przyjechali, zobaczyli, zwyciężyli. Tak w trzywyrazowym skrócie można opisać wczorajsze zwycięstwo Rakowa. W tym tekście postaramy się jednak dogłębniej przeanalizować czynniki, które wpłynęły na tryumf wicemistrza Polski.
To były dwie kompletnie inne połowy w wykonaniu Rakowa. W pierwszej gracze Marka Papszuna zaakcentowali swoje największe atuty i zamienili je na dwie bramki. W drugiej zaś już na chłodno, z myślą o rewanżu, oddali przestrzeń rywalowi i utrzymali korzystny wynik.
Wznowienia gry Rakowa
Chociaż Raków grał swoim ulubionym systemem 3-4-3, to podczas wznowień „Medaliki” zmieniały swoją strukturę i wyprowadzały piłkę w czterech obrońców. Ustawienie to stwarzało bramkarzowi Rakowa więcej możliwości do podania. Trelowski miał teraz aż sześć wariantów, tylko w samych okolicach pola karnego. Budowanie akcji z pomocą czterech defensorów komplikowało również zadanie przeciwnikom. Ich podstawowe założenie, w którym trójka napastników w wysokiej obronie miała grać jeden na jeden przeciwko stoperom Rakowa, musiało zostać zmienione.
Dobry wysoki pressing w wykonaniu Spartaka został mocno utrudniony. Słowacy nie chcieli za bardzo „ruszać” swoich defensywnych pomocników z pozycji, boczni obrońcy też nie grali specjalnie wysoko. W takim przypadku rywale musieliby odbierać piłkę, grając zazwyczaj w czterech przeciwko siedmiu w okolicach „szesnastki” Rakowa. Byłoby to bardzo trudne i nieergonomiczne w perspektywie całego meczu. Spartak Trnava ostatecznie odpuścił więc sobie grę w wysokim pressingu.
W jaki sposób podopieczni trenera Papszuna przechodzili na grę czwórką z tyłu? Prawy wahadłowy Fran Tudor przenosił się linię wyżej, a w jego miejsce po prawej stronie wędrował Svarnas. Dwójka pozostałych stoperów również szeroko ustawiała się obok Trelowskiego, dając mu możliwości do gry. Ze środka pola bramkarz także miał dwie osoby do rozegrania. Gdyby jednak nie udało się spokojnie wyprowadzić akcji po ziemi, na środku boiska czekał wysoki i silny Gutkovskis, do którego można było posłać długą piłkę.
Raków Częstochowa w ataku pozycyjnym
Jeżeli Raków przeprowadził piłkę wyżej, to formacja częstochowskiej drużyny wracała już do normy. W ustawieniu 3-4-3 futbolówka najczęściej krążyła pomiędzy stoperami. Nie jest to oczywiście nic nowego. Jeżeli ktoś wnikliwie sprawdzi statystyki, to wyraźnie zauważy, że to obrońcy najczęściej dotykają piłki podczas meczu. Podczas gry w ataku pozycyjnym wicemistrza Polski bardzo ważną funkcję pełnili Mateusz Wdowiak oraz Ivi Lopez. W szczególności ten drugi rozegrał wczoraj fantastyczne spotkanie. Nie tylko strzelił dwie, dające zwycięstwo bramki, lecz także wykonywał znakomitą pracę w ataku. Świetnie poruszał się pomiędzy obrońcami przeciwnika: schodził niżej do rozegrania, wyciągając defensora, aby Kun mógł wbiec wyżej, czy sam ustawiał się przy linii i zapraszał do gry Ledermana.
Warto również podkreślić rolę może trochę niedocenianego przez niektórych napastnika Rakowa – Vladislavsa Gutkovskisa. Może nie gra w piłkę tak pięknie jak Ivi Lopez, ale ma w tej drużynie inne równie ważne zadanie. We wczorajszym meczu jego obecność była kluczowa – gdyby nie Łotysz, Ivi nie zagrałby tak dobrego meczu.
Gutkovskis w tym spotkaniu często schodził niżej, aż na linię połowy, wyciągając ze sobą obrońcę lub po prostu tworząc lekkie zamieszanie w szeregach defensywnych Spartaka. Taki rozgardiasz był idealnym środowiskiem dla Iviego Lopeza i Mateusza Wdowiaka, którzy wybiegali wtedy za linię obrony.
Gra obronna Spartaka
Dużo wychodziło wczoraj Rakowowi. Wszystko to głównie dzięki ich dobrze zorganizowanej i poukładanej grze podczas budowania akcji. Oraz dzięki fantazji i elementom zaskoczenia podczas ich finalizacji. Do tego zaś, jak wygląda wynik końcowy i jak prezentowała się w szczególności pierwsza połowa meczu, dużą cegiełkę dołożyli piłkarze Spartaka. Ich gra defensywna nie stała wczoraj na najwyższym poziomie.
Spartak bronił tak, jak gdyby miał dwa różne zespoły postawione obok siebie na boisku w jednym momencie. Pierwszy z nich, czyli ofensywna czwórka, grał bardzo wąsko i blisko siebie w diamencie, utrudniając rozegranie stoperom Rakowa. Drugi zespół to cała reszta, czyli obrońcy z defensywnymi pomocnikami. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby na przykład kilku zawodników miało kompletnie inne zadania i założenia defensywne. Ale i tak ostatecznie wszystko musi wyglądać jak jeden kolektyw. Tutaj nie było o tym mowy. Trójka z pierwszej linii, wsparta Bukatą, grała bardzo daleko od reszty drużyny. Pomiędzy formacjami tworzyła się ogromna dziura, w którą mogli wbiegać na przykład Ivi czy Lederman. Wystarczyło podać im piłkę, a oni mieli dużo czasu, aby się z nią obrócić w stronę bramki Spartaka.
Raków w defensywie
Raków w swoim dziewiątym meczu w eliminacjach europejskich pucharów po raz ósmy zachowuje czyste konto. To niesamowita i bardzo budująca statystyka. Oby tych czystych kont pozostawało jak najwięcej. Przyjrzyjmy się teraz, jak Raków neutralizował przeciwników we wczorajszym meczu.
Marek Papszun bardzo dobrze wiedział, że Gutkovskis nie będzie zbytnio przydatny w wysokim odbiorze, dlatego dwójkę stoperów rywala atakowali Wdowiak oraz Ivi. Rosły napastnik miał za zadanie zasłaniać defensywnego pomocnika chętnego do rozegrania. Dwie linie niżej Raków utrzymywał piątkę w obronie, którą wspierał Papanikolaou. Zawodnicy Spartaka, podobnie jak obronie, także w ataku grali dość daleko od siebie. Po raz kolejny można było zauważyć spore odległości pomiędzy ofensywną czwórką, a resztą zespołu. Dwaj skrzydłowi z tego atakującego kwartetu starali się grać pomiędzy stoperem a wahadłowym. W ten sposób chcieli zaangażować skrajnych defensorów Rakowa, aby ci skupiali się bardziej na bocznych sektorach. Centrum zaś mieliby wtedy atakować Ristovski z Bukatą. Tym bardziej ważne było w polskim zespole wsparcie z drugiej linii, które zapewniał defensywny pomocnik Papanikolaou, który nigdy nie zostawiał Arsenicia w sytuacji jeden na dwa.
Druga połowa
W drugiej części meczu Raków cofnął się i oddał piłkę przeciwnikowi. Trener Papszun wprowadził kilku zawodników z ławki, dając odpocząć podstawowym graczom. Były to zmiany na pozycjach, więc ustawienie taktyczne pozostawało takie samo.
Trener przeciwników Michal Gasparik także nie zmieniał formacji drużyny. Spartak próbował swoich sił poprzez dośrodkowania z bocznych sektorów – kilkoma wrzutkami postraszył defensywę gości, ale wynik pozostał bez zmian.
Przed rewanżem
Dobry wynik ze Słowacji powinien cieszyć – nie ma co się tego wstydzić. Raków pewnie pokonał przeciwnika, i to grając na wyjeździe. Już od kilku spotkań drużyny Marka Papszuna możemy zauważyć, że jako jedyna z ekstraklasowiczów potrafi przyjechać na mecz z nieco słabszym rywalem i go po prostu pokonać. Bez żadnej niepotrzebnej nerwówki i kombinowania. Sprawa awansu oczywiście nie jest jeszcze przesądzona. Ale po obejrzeniu gry Rakowa, pełnej przekonania i spokoju, możemy zakładać, że wicemistrz Polski w Częstochowie utrzyma przewagę, a może ją nawet powiększy.
Czy przed rewanżem można coś jeszcze poprawić? Zdecydowanie tak. Na przykład grę defensywną przy stałych fragmentach. We wczorajszym spotkaniu, podczas rzutów rożnych czy wolnych Spartaka kilka razy w polu karnym Rakowa zrobiło się niebezpiecznie. Na szczęście jest to element gry, któremu nie trzeba poświęcać aż tak dużo czasu, aby go usprawnić. Miejmy więc nadzieję, że trener Papszun wraz ze swoim sztabem skupią się właśnie na tym elemencie. Jeśli uda się to poprawić, Raków będzie już prawdziwą maszyną do wygrywania meczów.
Fajna analiza- miło poczytać coś z sensem.