Chelsea wygrywa z Leicester City 2:1 w hicie kolejki Premier League!


Chelsea zrewanżowała się ekipie Brendana Rodgersa. Piłkarze Thomasa Tuchela nie pozostawili żadnych wątpliwości i pokonali drużynę „Lisów”

18 maja 2021 Chelsea wygrywa z Leicester City 2:1 w hicie kolejki Premier League!

Chelsea dzisiaj nie zawiodła swoich fanów. Zawodnicy Thomasa Tuchela wzięli rewanż na klubie z centralnej części Anglii. Spotkanie zakończyło się wynikiem 2:1 dla drużyny gospodarzy, co zaowocowało awansem „The Blues” na trzecie miejsce w klasyfikacji Premier League.


Udostępnij na Udostępnij na

Dzisiaj triumfował zespół, który był pod każdym względem lepszy. Chelsea zwyczajnie zdominowała Leicester City. „The Blues” już w pierwszej połowie byli drużyną znacznie przeważającą, co znalazło swoje przełożenie w drugiej części spotkania. „Lisy” zaczęły grać na miarę oczekiwań dopiero w ostatnim kwadransie meczu, a więc nie ma nic dziwnego w tym, że nie zdołali doprowadzić do remisu.

Ten mecz należał do kategorii spotkań, wobec których po prostu nie można przejść obojętnie. W końcu było to starcie między Chelsea a Leicester City, czyli pojedynek czwartej i trzeciej siły Premier League. Oba kluby przed tą kolejką dzieliły zaledwie dwa punkty.

Smaczku mógł dodawać fakt, że kilka dni temu miała miejsce konfrontacja tych samych ekip, tyle że w finale FA Cup. Górą wówczas okazali się piłkarze Brendana Rodgersa. Chelsea zatem oprócz zainkasowania trzech oczek miała dodatkową mobilizację, aby zwyciężyć w tej rywalizacji.

Brendan Rodgers podjął odważną decyzję

Szkoleniowiec gości pokazał po raz kolejny, że potrafi zaskoczyć. Posadził na ławce najlepszego strzelca Leicester City w ostatnim czasie – Kelechiego Iheanacho. Była to dość kontrowersyjna decyzja, lecz z jednej strony zrozumiała. Nigeryjczyk zaliczył mocno przeciętny występ w już wspomnianym finale Pucharu Anglii.

Chelsea już na samym początku potrafiła zagrozić bramce „Lisów”. Co prawda żaden z ataków „The Blues” w pierwszym kwadransie tego starcia nie skończył się golem, ale to właśnie podopieczni Thomasa Tuchela byli ekipą przeważającą. Kibice drużyny gości nie raz mogli odetchnąć z ulgą w tym spotkaniu, ponieważ zawodnicy z niebieskiej części Londynu naciskali na ich ulubieńców coraz bardziej.

Bramka dla gospodarzy wydawała się kwestią czasu, a okazja na takową mogła się nadarzyć już w 19. minucie. Jednak tylko „mogła”, ponieważ Mike Dean nie dopatrzył się dość wyraźnego faulu na Timo Wernerze.

Nerwy niemieckiego napastnika zostały naruszone po raz kolejny i to zaledwie kilka minut później, bowiem arbiter spotkania nie uznał zdobytej przez snajpera Chelsea bramki. Tym razem ta decyzja nie podlegała żadnej dyskusji. Niemiec był zwyczajnie na wyraźnym spalonym.

Chelsea zdominowała Leicester City

Leicester City we wczesnej fazie gry nie potrafiło stworzyć żadnej groźnej sytuacji pod bramką swoich rywali. To mogło z pewnością frustrować fanów klubu, który w 2016 roku sięgnął po krajowe mistrzostwo. Chelsea w pierwszej połowie była o wiele lepszą drużyną od mocno przeciętnej, a momentami wręcz słabej ekipy „Lisów”.

Szansę na udowodnienie swojej przewagi gracze „The Blues” mieli w 35. minucie. Po raz kolejny piłkę do siatki wpakował dzisiaj pechowy Timo Werner. Dlaczego pechowy? Ponieważ trafienie po raz kolejny nie zostało uznane, tym razem z powodu zagrania przez Niemca piłki ręką.

Dodatkowych zmartwień fanom ze stolicy Anglii dodało przedwczesne zejście z boiska N’Golo Kante. Francuz opuścił murawę w 32. minucie z powodu kontuzji. Kibice Chelsea byli nad wyraz świadomi tego, co może znaczyć dla klubu kontuzja pomocnika. Dokończenie tak ważnego spotkania bez Kante znacznie utrudniało cel, jakim było zwycięstwo w dzisiejszym starciu. Oliwy do ognia dolewał fakt, że nie było wiadomo, jak bardzo poważny jest uraz kluczowego w układance Tuchela piłkarza.

Do przerwy oglądaliśmy więc bezbramkowy remis. Taki rezultat był niezwykle korzystny dla zwycięzców tegorocznej edycji Pucharu Anglii. Jeżeli Chelsea myślała o zajęciu miejsca na najniższym stopniu podium, musiała popracować nad skutecznością, której zabrakło w pierwszych 45 minutach.

Chelsea potwierdziła dominację

Jak mawia klasyk, co się odwlecze, to nie uciecze. Tak też było w tym przypadku. Chelsea strzeliła gola chwilę po gwizdku rozpoczynającym drugą połowę. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłkę do siatki wpakował wychowanek VfB Stuttgart – Antonio Ruediger. Niemiecki defensor wykorzystał błąd Wilfreda Ndidiego, który nie zdołał przeciąć podania skierowanego do obrońcy Chelsea.

Thomas Tuchel był świadomy, że jego zespół po zdobyciu pierwszej bramki musi być o wiele bardziej skupiony niż we wcześniejszych fazach gry. Stąd też „The Blues” postanowili się nieco cofnąć do defensywy i wyczekiwać kontrataków, bazując przy tym na błędach defensywy rywala. Na efekty nie trzeba było długo czekać…

Chelsea w 65. minucie podwyższyła swoje prowadzenie. Na listę strzelców wpisał się Jorginho, który pewnie wykorzystał rzut karny podyktowany za przewinienie na często wymienianym w kontekście pierwszej połowy Timo Wernerze. Piłkarze Leicester City na Stamford Bridge byli zwyczajnie cieniem drużyny, którą oglądaliśmy na przestrzeni całego sezonu. „Lisy” sprawiały wrażenie, jakoby zwyczajnie przestraszyli się lwa, który widnieje w herbie Chelsea.

Iheanacho próbował przywrócić „Lisy” do życia…

Dokładnie. Nigeryjczyk pokazał, że posadzenie go na ławce było błędem. Były napastnik Manchesteru City zameldował się na boisku w 60. minucie gry. Zaledwie po 16 minutach na boisku pokonał Edouarda Mendy’ego. Po kontaktowym trafieniu snajpera Leicester City gra ekipy Brendana Rodgersa nabrała tempa, wydawała się o wiele bardziej agresywna i szybsza. Wówczas zwiastowało nam to bardzo ciekawą końcówkę spotkania.

Jednak do końca meczu piłkarze „Lisów” nie zdołali wyrównać rezultatu. Faktycznie, mieli oni swoje okazje, a najlepszą z nich miał Ayoze Perez w 91. minucie. Jednak w żadnej z sytuacji piłka nie znalazła drogi do bramki gospodarzy.

Chelsea mogła dopisać sobie po tym spotkaniu trzy punkty i kolejne ligowe zwycięstwo. Dzięki temu podopieczni Tuchela będą podchodzić do niedzielnego starcia z Aston Villą w bardzo pozytywnych nastrojach.

Natomiast w innej sytuacji obecnie znajdują się piłkarze „Lisów”. Podopiecznych Rodgersa czeka niezwykle trudna przeprawa, jaką będzie starcie w ostatniej kolejce z Tottenhamem. Do klubu mogą powrócić zeszłoroczne demony porażki, ponieważ coraz bardziej prawdopodobny jest brak awansu „Lisów” do następnej edycji Ligi Mistrzów. Piłkarze gości dali upust swojej frustracji w samej końcówce spotkania, wdając się w lekką sprzeczkę z zawodnikami Chelsea.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze