Bundesliga – najwięksi wygrani i przegrani trenerzy w sezonie 2019/2020


Bundesliga w tym sezonie tradycyjnie obfitowała w ciekawe wydarzenia i efektowne spotkania na boisku. Kto ze szkoleniowców najbardziej się wyróżniał?

27 czerwca 2020 Bundesliga – najwięksi wygrani i przegrani trenerzy w sezonie 2019/2020
wikipedia.commons

Za nami kolejny sezon ligi niemieckiej. Bundesliga jak zwykle obfitowała w mecze pełne emocji, bramek oraz indywidualnych popisów. Jednak w tym roku doszło do paru niespodzianek, na które trudno nie zwrócić uwagi. Większość z nich nie jest o dziwo spowodowana licznymi roszadami na stanowiskach trenerskich przed sezonem lub w jego trakcie.


Udostępnij na Udostępnij na

Największą i najbardziej interesującą niewiadomą przed rozpoczęciem rozgrywek była postawa Bayernu pod wodzą Niko Kovaca. Chorwat wraz ze swoim zespołem zdobył mistrzostwo w sezonie 2018/2019, ale w wielkich cierpieniach. To z kolei ciekawiło kibiców, którzy nie mieli świadomości dotyczącej dalszych perypetii tej ekipy. Część fanów interesowała też postawa Lipska pod wodzą Juliana Nagelsmanna, a także Lucien Favre i jego coraz częściej podważane umiejętności zmotywowania drużyny. Jednak mało kto spodziewał się, że do tych zagadnień dojdą inne ciekawe „kwiatki”.

Bundesliga – największy wygrany

Hansi Flick od wielu lat pracował w cieniu. Przed objęciem Bayernu mogli kojarzyć go tylko bardziej zagorzali fani niemieckiego futbolu. W sztabie Joachima Loewa pełnił przez osiem lat funkcję asystenta. Następnie dzięki swojej wrodzonej inteligencji i zainteresowaniu nowinkami technicznymi awansował na stanowisko dyrektora sportowego reprezentacji. Potem krótko pracował w Hoffenheim, aż wreszcie przygarnął go Bayern jako pomoc dla niezbyt przewidywalnego Niko Kovaca.

Mimo przeciętnej postawy w lidze Bayern pod wodzą Chorwata miał lepsze momenty, jak chociażby wygrana w Lidze Mistrzów z Tottenhamem. Jednak dla monachijczyków porażka z Eintrachtem 1:5 oznaczała upokorzenie, więc wreszcie nie wytrzymali i pozbyli się trenera z Bałkanów. Od początku nie było do końca pewne, kto zostanie jego następcą. Hansi Flick miał przejąć jego pałeczkę tylko na chwilę jako dobry fachowiec i lubiany człowiek.

Hans-Dieter Flick w roli strażaka. Jak długo potrwa jego misja?

Jednak świetne wyniki, ofensywna gra, ponowna wygrana z Tottenhamem i zdecydowana wygrana w „Der Klassiker” z Borussią przekonały włodarzy do kontynuacji jego rządów. Część fanów mogła mieć wątpliwości, zwłaszcza pamiętając, że Ole Gunnar Solskjear również miał niezły początek w Manchesterze United.

Ostatecznie Flick uciszył wszystkich i wykazał genialne umiejętności. Był łagodny, ale nie bał się krzyknąć na kogoś lub dyskutować z sędziami. W mniej istotnych meczach potrafił stawiać na młodych. Szanse dostali chociażby Zirkzee lub Cuisance. To za Flicka objawił się wielki talent Alfonso Daviesa. Dzięki trenerowi David Alaba nauczył się skutecznie grać na środku obrony. Do tego wyniki – w roku 2020 Flick nie przegrał żadnego spotkania. Ba! Zremisował tylko z RB Lipskiem. Resztę zdecydowanie wygrał. Wreszcie wyszedł z cienia i cały świat poznał się na jego umiejętnościach.

Bundesliga – największy przegrany

Florian Kohfeldt od początku cieszył się ogromnym poparciem zarządu. Jego drużyna prezentowała się naprawdę nieźle, imponowało jej ofensywne nastawienie. Jednak od początku tego sezonu coś nie trybiło. Zespołowi nie pomagała obecność Pavlenki, Eggesteina, Rashicy i Klaasena. W ten sposób drużyna, która przy dobrych lotach mogła walczyć o europejskie puchary, zmieniła się w chłopca do bicia.

Początek sezonu był niemrawy, ale nie tragiczny. Były pojedyncze zwycięstwa, dużo remisów, czasem nawet niezły styl. Jednak w listopadzie rozpoczął się koszmar – zawodnicy z Bremy przegrali praktycznie wszystkie mecze. Najbardziej upokarzająca była porażka 0:5 z Mainz. Kohfeldta dopadł „syndrom Tedesco” – nie wiedział, jak odmienić styl swoich podopiecznych.

Były chwile chwały, jak chociażby zwycięstwo nad Borussią Dortmund w DFB Pokal 3:2. Ale tabela ligowa nie kłamała – Werder sam się skazał na rozpaczliwą walkę o utrzymanie. Włodarze ciągle wierzyli w Kohfeldta, zapewniali, że wierzą w jego pracę. Drobne postępy było widać po powrocie z przerwy związanej z pandemią koronawirusa. Wtedy „Zielono-biali” skupiali się w większej mierze na grze defensywnej. Nie grali efektownie, lecz czasem skutecznie. Mimo to są teraz zmuszeni do ratowania swojej skóry podczas barażów o utrzymanie. Niestety, Kohfeldt pokazał, że podobnie jak większość młodych trenerów nie umie zażegnywać większych kryzysów.

Wagner bez tytułu cudotwórcy

David Wagner pokazał w Huddersfield, że potrafi zarządzać klasowym zespołem. Początek sezonu z Schalke to tylko udowodnił. Wydawało się, że były współpracownik Juergena Kloppa tchnął w zespół trochę wiary po ostatnim nieudanym sezonie pod przewodnictwem Domenico Tedesco. Zawodnicy z Veltins Arena wreszcie funkcjonowali jako jedność, grali dość ofensywnie. Uwadze mogły ujść pewne braki jakościowe w kadrze.

Jednakże Wagner, podobnie jak jego poprzednik, popadł w kryzys. I na dodatek do końca sezonu nie mógł znaleźć sposobu na jego rozwiązanie. Problemy zaczęły się wraz z początkiem roku 2020. Od tamtego czasu do dnia dzisiejszego Schalke wygrało… dwa mecze. Resztę zremisowało lub przegrało, najczęściej w bardzo słabym stylu. Największym problemem była indolencja strzelecka graczy z Zagłębia Ruhry. Od początku roku fani zobaczyli zaledwie 13 bramek „Die Königsblauen” w 18 spotkaniach.

Kryzys w ekipach Schalke i Werderu. Co wiemy po ich starciu?

Nic dziwnego, że powtórka z rozrywki wywołała wściekłość środowisk kibicowskich oraz pytania dotyczące sposobu budowania kadry. Bo Schalke już kolejny sezon z rzędu popada w kryzys, z którego nie potrafi wyjść. Dyrektor sportowy Jochen Schneider nie okazał się ratunkiem dla klubu i też nie potrafił odpowiednio wzmocnić kadry. Jego doświadczenie z licznych akademii należących do projektu Red Bulla okazało się na razie niezbyt przydatne w innych warunkach pracy. A sam Wagner postawą z końcówki tego sezonu igrał z ogniem. Jeśli Schalke nie poprawi formy w przyszłym, to ponownie może dojść do kolejnych tąpnięć na wyższych szczeblach.

RB Lipsk i Borussia Dortmund zgodnie z oczekiwaniami

Kibice przed tym sezonem zastanawiali się głównie nad postawą „nowego” Lipska pod wodzą Nagelsmanna oraz nad kwestią mistrzostwa – Borussia przez długi czas miała potencjał na osiągnięcie sukcesu. W tym sezonie wszystko zakończyło się zgodnie z przewidywaniami. Czyli RB Lipsk wszedł do Ligi Mistrzów, a podopieczni Favre’a zdołali wywalczyć wicemistrzostwo kraju.

Postawa tych drużyn nie była w żaden sposób zaskakująca. „Byki” na początku sezonu przez pewien okres przewodziły ligowej stawce, lecz zgodnie z oczekiwaniami wreszcie nadeszła zadyszka. Sam zespół prezentował się przy tym bardzo ofensywnie, grając przy znacznym wykorzystaniu wahadłowych. Przy tym kadra klubu rozwijała się ciągle identycznie jak do tej pory – klub wzmocnili tylko perspektywiczni młodzi zawodnicy (m.in. Nkunku, Dani Olmo). Werner był koniem napędowym drużyny, zdobywając tytuł wicekróla strzelców. W przyszłym sezonie ta ekipa powinna spisywać się podobnie. Ale brak czołowego strzelca niewątpliwie utrudni rozwinięcie skrzydeł.

RB Lipsk – drużyna schowana w cieniu

Borussia też od pewnego czasu mądrze buduje kadrę. Mieszanka młodych i bardziej doświadczonych zawodników o wysokiej klasie przynosi efekty. Drużyna z Dortmundu grała ofensywnie (tak jak Lipsk w formacji 3-5-2), lecz identycznie jak w poprzednim sezonie brakuje jej postawienia kropki nad „i” w decydujących momentach.

Fani postrzegają tutaj jako winnego Luciena Favre’a, któremu od zawsze brakowało charyzmy. Jednak to Szwajcar zdołał wyciągnąć Borussię z małego dołka po rządach Bosza i Stoegera. Do tego dyrektor sportowy Michael Zorc ciągle wierzy w swojego trenera. W przyszłym sezonie dortmundczyków nie powinno w każdym razie spotkać nic gorszego niż walka o czołową trójkę. Niewykluczone, że układ tabeli będzie bardzo podobny do tegorocznego.

Pogratulujmy Seifertowi

Czy chcielibyśmy tego, czy nie, to ten sezon przejdzie do historii jako „problemowy”. Jest to oczywiście związane z pandemią koronawirusa i spowodowaną przez niego przerwą w rozgrywkach. Zachowania rządzących w licznych krajach były naprawdę zróżnicowane. We Francji nie wytrzymano i ku wściekłości licznych klubów sezon skończono już w marcu.

Tym bardziej uszanowanie należy się Christianowi Seifertowi, czyli szefowi DFL. To jemu jako pierwszemu udało się przekonać władze, że rozgrywki ligowe mogą być kontynuowane. Zapewnił graczom testy, udobruchał sceptyków licznymi obietnicami dotyczącymi przestrzegania reguł, przez co Niemcy jako pierwsi wznowili rozgrywki ligowe po przerwie (nie licząc oczywiście Białorusi).

Seifert zasłużył na oklaski, bo działania jego zespołu uchroniły dużą liczbę klubów przed problemami finansowymi oraz pozwoliły reszcie światowych lig stanąć nogi i również powrócić do grania. Kto wie, co by było, gdyby na jego miejscu nie znajdował się tak zręczny polityk i działacz jak on sam. Od strony PR-owej on i Bundesliga są niewątpliwie jednymi z największych zwycięzców tego dziwnego roku.

Przyszły sezon nie zapowiada żadnej rewolucji. Ale ten też miał być dość zwyczajny, a przeszedł do historii. W kolejnym lista zwycięzców i przegranych może się zmienić o 180 stopni.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze