Bruno Fernandes – filar Manchesteru United


Portugalczyk ma ogromny wpływ na grę "Czerwonych Diabłów"

20 października 2020 Bruno Fernandes – filar Manchesteru United
Alexander Veprev

Mało kto znał Bruno Fernandesa przed transferem do Manchesteru United. Po przejściu do drużyny Ole Gunnara Solskjaera znał już go cały piłkarski świat. I to nie z powodu dość wysokiej kwoty, za którą Portugalczyk przyszedł na Old Trafford, ale za sprawą jego fenomenalnej gry i ogromnego wpływu na całą drużynę. W internecie jednak piłkarz ten łatwego życia nie ma. Przez ogrom wykonywanych rzutów karnych panuje przekonanie, że 26-latek potrafi wykonywać jedynie stałe fragmenty gry. Jednak z nimi czy bez nich Bruno Fernandes odmienił Manchester United i stał się jego prawdziwym liderem.


Udostępnij na Udostępnij na

Wydana kwota, czyli 55 milionów euro, jak na zawodnika z ligi portugalskiej jest kwotą sporą i może wywoływać pewne oczekiwania i nakładać presję. Bruno Fernandes nic sobie z tego nie zrobił. Wierzono, że to dobry piłkarz, ale nikt nie spodziewał się, że Portugalczyk już od pierwszego meczu będzie mieć taki wpływ na Manchester United.

Bruno Fernandes to gwarancja zwycięstwa

Niech argumentem będą statystyki z poprzedniego sezonu Manchesteru United. W rozgrywkach 2019/2020, przed przyjściem 26-latka, „Czerwone Diabły” rozegrały 38 meczów. Wygrały wtedy zaledwie 18 spotkań. Po transferze Bruno Fernandesa odbyły się jeszcze 23 mecze, w których drużyna Ole Gunnara Solskjaera odniosła aż 15 zwycięstw.

Przypadku w tym nie ma, Portugalczyk z miejsca był podstawowym zawodnikiem zespołu i jego najważniejszym punktem. I nie mogło być inaczej. Kiedy w 14 meczach Premier League strzelasz osiem goli i notujesz siedem asyst, musisz oczekiwać tego, że to od ciebie będzie zaczynało się ustalanie składu. Dołóżmy do tego też trzy strzelone bramki i asystę w rozgrywkach Ligi Europy.

Bruno Fernandes nie zmienił tylko liczby strzelanych goli. Portugalczyk zmienił cały Manchester United w prawdziwą drużynę. Z 26-latkiem w składzie „Czerwone Diabły” częściej utrzymywały się przy piłce, oddawały więcej strzałów i grały kombinacyjną, ofensywną i ładną dla oka piłkę.

Gdyby zrobić tabelę Premier League 2019/2020 od przyjścia właśnie Bruno Fernandesa, to mistrzem nie byłby Liverpool, ale Manchester United. Gdy przyszedł na Old Trafford, drużyna była w rozsypce z marnymi szansami na wejście do TOP4. Jak to się skończyło? Skończyło się na zasłużonym 3. miejscu, zespół Ole Gunnara Solskjaera wyprzedził Chelsea i Leicester City, czyli najpoważniejszych kandydatów do zajęcia miejsca w czołówce.

Nowy sezon, stary Bruno Fernandes

Często obserwujemy przypadki tak zwanego zawodnika jednego sezonu. Kogoś, kto fenomenalnie zagrał w poprzednich rozgrywkach, ale w obecnych jest zupełnie innym piłkarzem. Przed sezonem obawiano się o Portugalczyka. Może nie tego, że jest to piłkarz, któremu wyszedł tylko jeden sezon, ale tego, że nie powtórzy już tak znakomitych statystyk. Mylono się.

Bruno Fernandes wszedł z buta w nową kampanię, w pięciu rozegranych meczach tego sezonu ma na koncie już trzy bramki i tyle samo asyst. Portugalczyk nie tylko jest wybornym strzelcem i asystentem, lecz także kreatorem gry. W meczu podaje średnio 60 razy, z 85% skutecznością. Poza tym na swoim koncie w czterech meczach Premier League ma już 14 kluczowych podań.

Pomimo grania na pozycji ofensywnego pomocnika często też wraca się do defensywny. I z tych zadań wywiązuje się równie dobrze co z tych ofensywnych. I nie rzucamy tych słów na wiatr, tu wszystko jest poparte statystykami. Trzy odbiory na mecz i tyle samo wybić czy zablokowanych strzałów to wynik – biorąc pod uwagę pozycje na boisku – znakomity.

Nieuzasadniona fala hejtu

A wszystko za sprawą rzutów karnych. Na 15 strzelonych goli przez Bruno Fernandesa dla Manchesteru United 10 z nich to bramki z jedenastego metra. Internet jest bezlitosny i do Portugalczyka przykleiła się łatka nurka, osoby, która wymusza rzuty karne. Twierdzono też, że 26-latek nie potrafi zdobyć bramki, jeśli piłka nie stoi na jedenastym metrze, a piłkarza nawet zaczęto nazywać „Bruno Penandes” (od angielskiego słowa penalty).

Tu popadamy ze skrajności w skrajność. Pamiętajmy, że rzuty karne golem od razu nie są i dobre wykonywanie ich to też sztuka. Sztukę tę Bruno Fernandes opanował do perfekcji, a teraz jest tego beneficjentem. Poza tym mówienie o nim jako piłkarzu słabym jest po prostu głupie.

Nie będę bronił Portugalczyka, bo już zrobiłem to wcześniej, pisząc wyżej o jego statystykach i wpływie na grę Manchesteru United. Tylko ktoś nieznający się na piłce nożnej mógłby nie zauważyć, jak wielkim piłkarzem jest były zawodnik Sportingu Lizbona.

Widzi to także Ole Gunnar Solskjaer, trener Manchesteru United, który przez absencję Harry’ego Maguire’a postanowił, że w meczu z PSG to właśnie Bruno Fernandes wybiegnie jako kapitan zespołu.

Bruno przyszedł do nas i pozytywnie wpłynął na całą drużynę, a statystyki to pokazują. Jego występy były chwalone przez innych. Nie powiedziałbym, że zmienił zespół, ale na pewno ją natchnął. Co do kwestii kapitana, to siedzi obok mnie. Bruno Fernandes poprowadzi jutro drużynę w roli kapitana – komentował na przedmeczowej konferencji Ole Gunnar Solskjaer.

***

Z Portugalczyka można się śmiać, wytykać mu jego rzuty karne, ale nie można negować jego wpływu na grę Manchesteru United. Zawodnik odmienił drużynę „Czerwonych Diabłów”, wszczepił w nią to, czego brakowało temu zespołowi po odejściu sir Aleksa Fergusona – genu zwycięzcy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze