Jeśli w ostatnim czasie do Polski napływają jakieś wiadomości o Jakubie Błaszczykowskim, to wiedz, że coś się dzieje. Raczej nie usłyszymy o jego cudownych akcjach, pięknych bramkach czy skandalach z jego udziałem. Możemy być pewni, że będzie to smutna wiadomość o kolejnej kontuzjowanej części jego pokiereszowanego ciała. Tym razem padło na bark. Przerwa ma trwać około trzech tygodni, choć sam zawodnik wierzy, że będzie ona zdecydowanie krótsza.
Jeszcze w czwartek zagrał pełne 90 minut w przegranym starciu z FC Basel (przyp. 1:2), a dzisiaj dowiadujemy się, że mecz kończył z urazem ramienia. Błaszczykowski zawsze miał opinię twardziela. Przecież w 2005 roku, jeszcze w barwach Wisły Kraków, w meczu przeciwko Panathinaikosowi Ateny zagrał… ze złamaną nogą. – Bolało mnie bardzo, ale myślałem, że nie będzie źle. Dopiero dziś, gdy prześwietlono opuchniętą stopę, okazało się, że kość śródstopia lewej nogi jest złamana – opowiadał po latach obecny zawodnik Fiorentiny.
Wtedy pewnie nie przypuszczał, że pech będzie się za nim ciągnął przez kolejne 10 lat, serwując kontuzje praktycznie w każdym sezonie. Błaszczykowski zaciskał zęby, wstawał i walczył dalej, jak na ambitnego zawodnika przystało. Kto przeczytał jego biografię, ten wie, że 29-letni pomocnik nie miał w życiu łatwo. Droga do kariery nie była usłana różami. Później nie było wcale lepiej, co chwilę ktoś rzuca mu kolce pod nogi. Pewnie nieraz staje przed lustrem i zadaje sobie pytanie: „Długo jeszcze?!”. Pewnie wielu na jego miejscu by się poddało, odwiesiło buty na kołek i dało sobie spokój z piłką na wysokim poziomie. On to jednak kocha i nie wyobraża sobie życia bez tej adrenaliny.
Raz tylko mu się udało ominąć kontuzję. Podczas piłkarskiego święta na polskich boiskach, kiedy na Euro 2012 wyprowadzał zespół na murawę jako kapitan. Niestety, jeśli urazy go nie opuszczą, na kolejne Mistrzostwa Europy może nie dotrzeć. A jeszcze wczoraj otrzymaliśmy informację o jego powołaniu na mecze eliminacyjne przeciwko Szkocji i Irlandii.
Błaszczykowski jednak wierzy, że uda się wrócić już w następnym tygodniu i ominie go tylko jeden mecz. Bądźmy dobrej myśli.

Niestety w międzyczasie pech był częstym towarzyszem podróży, uszkadzając kolejne części ciała. Jeśli w wyszukiwarce Google wpiszecie hasło „Błaszczykowski”, to naczytacie się o urazach więcej niż w kartach pacjentów w oddziale chirurgicznym. Jeśli miałbym w dwóch słowach opisać karierę Błaszczykowskiego, to byłyby to „kontuzje” i „bilety”. Smutne. Jestem jednak przekonany, że 29-letni pomocnik kolejny raz się podniesie i będzie walczył o pierwszy skład w Fiorentinie. Mógłby reklamować napój Powerade. „Padłeś? Powstań!”