Bardzo niemrawy początek sezonu Zagłębia Lubin–- za głęboko w morzu przeciętności?


Zagłębie Lubin po raz kolejny pokazuje, że mimo sprzyjających warunków nie jest w stanie pokazać się w lidze z dobrej strony

20 września 2024 Bardzo niemrawy początek sezonu Zagłębia Lubin–- za głęboko w morzu przeciętności?
Tomasz Folta

Zagłębie Lubin przed rozpoczęciem trwającej obecnie kampanii ligowej ponownie wyglądało jak drużyna, która może w końcu wyrwać się z przeciętności. Owa przeciętność była znakiem rozpoznawczym „Miedziowych” przez ostatnie lata. A wygląda na to, że w tym sezonie również to stabilizacja będzie w Lubinie ważniejsza od rozwoju i postępów. Pytanie brzmi jednak, czy Zagłębie nie popadło w przeciętność zbyt głęboko.


Udostępnij na Udostępnij na

Obecnie Zagłębie Lubin znajduje się na 14. miejscu w tabeli, mając na koncie osiem punktów. Cztery porażki i tylko dwa wyszarpane zwycięstwa to wynik, który z pewnością nikogo nie satysfakcjonuje. Szczególnie że w drużynie „Miedziowych” niemal wszystko wskazuje na to, że stać ją na coś więcej. Poczynając od solidnej kadry oraz stabilnej sytuacji finansowej klubu, a kończąc na bardzo uznanym nazwisku na ławce trenerskiej oraz bardzo dobrym zakończeniu poprzedniej kampanii ligowej. Początek obecnego sezonu weryfikuje nadzieje kibiców Zagłębia. Po raz kolejny stabilizacja to maksimum, w jakie celować może zespół z Lubina.

Po co komu ambicja?

Dyrektor sportowy Zagłębia – Piotr Burlikowski – mówił po zakończeniu poprzedniego sezonu, że awans z 9. na 8. miejsce w ligowej tabeli to sukces. Słowa te opinia publiczna odebrała jako przejaw braku jakichkolwiek aspiracji klubu z Lubina. Przy dobrej końcówce sezonu kibice mogli odczuwać z powodu słów dyrektora sportowego frustrację. W końcu drużyna prowadzona przez Waldemara Fornalika od marca 2024 roku do zakończenia sezonu punktowała na poziomie 5. drużyny rozgrywek. A w pięciu ostatnich kolejkach ligowych Zagłębie punkty straciło wyłącznie z Legią Warszawa. Pozostałe spotkania zakończyły się zwycięstwami ekipy „Miedziowych”.

Bardzo dobrą rundę wiosenną rozegrał też podstawowy napastnik lubinian Dawid Kurminowski. Wychowanek Lecha Poznań w całym sezonie strzelił 12 bramek, z czego aż 9 po przerwie zimowej. Dzięki niemu drużyna Waldemara Fornalika wreszcie zaczęła pokazywać coś więcej w ofensywie. Jej spotkania nie były aż tak bezpłciowe i nudne. Najlepszym przykładem może być mecz wyjazdowy z Radomiakiem Radom, w którym padło aż siedem bramek, a Kurminowski strzelił hat-tricka. Ostatnie kolejki naprawdę wskazywały na to, że w Lubinie coś drgnęło i w końcu uda się wykorzystać jakoś potencjał spółki KGHM, która tak mocno związana jest z klubem.

W związku z tym słowa o 8. miejscu jako o sukcesie Zagłębia mogły zostać odebrane jako przejaw braku ambicji. Kibice Zagłębia mieli pełne prawo oczekiwać, że ich zespół będzie chociaż walczyć o coś więcej niż tylko bezpłciowy środek tabeli. Szczególnie że równocześnie Jagiellonia Białystok i Śląsk Wrocław wywalczyły medale mistrzostw Polski. W Lubinie mają odpowiednie warunki, by wybić się z przeciętności, w której przed laty się pogrążyli.

Zagłębie ponownie się wzmocniło

Drużynę Waldemara Fornalika przed rozpoczęciem pierwszej kolejki dało się polubić, wszystko szło bowiem w pożądanym kierunku. W okienku transferowym z klubu odeszło kilku przeciętnych piłkarzy z zagranicy. Zawodnicy pokroju Juana Munoza nie decydowali o jakości gry klubu z Lubina. Pozbyto się więc piłkarzy przeciętnych, a sprowadzano głównie Polaków, którzy byli już sprawdzeni na polskich boiskach. Za transfer hitowy można uznać zakontraktowanie Kajetana Szmyta z Warty Poznań. Młody skrzydłowy zastępować ma Kacpra Chodynę, który w poprzednim sezonie miał aż 17 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Zadanie jest bardzo wymagające, ale Szmyt to piłkarz, którego na radarze na pewno miało większość klubów z ligowej czołówki. Zawodnik Warty Poznań regularnie strzelał bramki w poprzednim sezonie, a jednak zdecydował się reprezentować barwy Zagłębia Lubin.

Na dodatek do Dawida Kurminowskiego w ataku dołączył czeski napastnik Vaclav Sejk. Zagłębie dobrego doświadczenia z czeskimi napastnikami raczej nie ma, Martin Doleżal bowiem PKO Ekstraklasy nie podbił. Sejk jest jednak dużo młodszy od swojego rodaka, a na dodatek wciąż uznawany jest w lepszym piłkarsko kraju za spory talent. W Czechach wierzą w Vaclava Sejka – jest on nawet kapitanem tamtejszej młodzieżówki. W Zagłębiu miało dojść do niezwykle ciekawej rywalizacji w ofensywie, a Waldemar Fornalik otrzymał też opcję do bardziej ofensywnego grania z wykorzystaniem dwóch naprawdę solidnych napastników. Na papierze siła rażenia lubinian wydawała się co najmniej wystarczająco dobra, by mierzyć wysoko.

Wszystko, by wyjść z przeciętności

W klubie udało się też zatrzymać najgorętsze nazwisko z rynku transferowego – Tomasza Pieńkę. Plotki mówiły, że młodym skrzydłowym interesował się Raków Częstochowa, ale ostatecznie młody piłkarz został w Lubinie i na flankach Zagłębia wytworzyła się całkiem ciekawa rywalizacja. Zatrzymanie tego perspektywicznego piłkarza mogło zostać odebrane jako sygnał, że Zagłębie może liczyć na to, że uda się w tym roku powalczyć o coś więcej niż tylko spokojne utrzymanie. Pieńko ma bowiem potencjał i umiejętności, by być jedną z najjaśniejszych postaci PKO Ekstraklasy.

Wzmocnieniu uległ też środek pomocy klubu z Lubina. Waldemar Fornalik stawiał dotychczas na bardziej defensywną opcję z Tomaszem Makowskim i Damianem Dąbrowskim. Są to dwie typowe „szóstki”. Tych dwóch pomocników „Miedziowych” prezentowało zawsze przyzwoity ligowy poziom, a Dąbrowski, mający na ramieniu opaskę kapitańską, był niegdyś uważany za jednego z lepszych piłkarzy na tej pozycji w PKO Ekstraklasie. A Zagłębie ma też w środku pola więcej opcji o inklinacjach ofensywnych. Między innymi Hubert Adamczyk sprowadzony z Arki Gdynia. Ten zawodnik jeszcze dwa lata temu był sondowany w kontekście powołania do reprezentacji Polski. Mimo że był wówczas zawodnikiem zespołu pierwszoligowego. Adamczyk zdążył już w Lubinie błysnąć i uratował trzy punkty w spotkaniu z katowicką GieKSą.

Przed sezonem można też było zakładać, że skończyły się problemy i zawirowania w bramce lubińskiego zespołu. Sokratis Dioudis dosyć nieelegancko pożegnał się z Polską, wymusił bowiem poniekąd swoje odejście. Ale „Miedziowi” nie muszą stawiać w bramce na bardzo doświadczonego Jasmina Buricia, ponieważ idealnym następcą Dominika Hładuna okazał się Dominik Hładun. Powrót bramkarza, który reprezentował poprzednio barwy Legii Warszawa, jest dla Zagłębia bardzo dobrym zabezpieczeniem dla obrony, która idealna nigdy nie była.

Tak wzmocniony zespół, z trenerem Waldemarem Fornalikiem u steru, naprawdę mógł budzić powody do optymizmu. Legendarne mistrzostwo Polski Piasta Gliwice pokazało, że ten szkoleniowiec nie potrzebuje wcale najdroższej kadry w lidze, by osiągnąć sukces.

To jednak nie działa

Jednak z każdym kolejnym meczem Zagłębia entuzjazm wokół tego projektu opada i zbliża się do poziomu, w którym bliżej „Miedziowym” do walki o utrzymanie. W inauguracyjnym spotkaniu z Legią na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej przegrana przyszła po idiotycznym faulu Michała Nalepy, który po czerwonej kartce został wykluczony z gry. W meczu z Pogonią Szczecin błysnął Tomasz Pieńko, ale to był jeden z niewielu dobrych momentów ofensywy Zagłębia Lubin w tym sezonie. Ataki Zagłębia są powolne i schematyczne, a Dawid Kurminowski lub Vaclav Sejk, w szczególności ten pierwszy, są odcięci od podań i budowania akcji. Z każdym kolejnym spotkaniem coraz mniej kibiców łudziło się, że Zagłębie może w tym sezonie osiągnąć cokolwiek.

Z kolei obrona złożona z Aleksa Ławniczaka i Igora Orlikowskiego weryfikowana jest raczej negatywnie. Organizacja gry w defensywie Zagłębia pozostawia wiele do życzenia. Bardzo często ratuje ją tylko nieskuteczność rywali oraz interwencje Dominika Hładuna. Według danych PKO Ekstraklasy „Miedziowi” znajdują się na 3. miejscu pod względem xG, jakie zdołali wykreować sobie ich rywale. Przed nimi znajdują się Radomiak, który jest w tej chwili w strefie spadkowej, oraz Lechia Gdańsk, której defensywa wygląda z każdym meczem coraz lepiej. Blok obronny drużyny Fornalika regularnie prokuruje zagrożenie przed własną bramką. Mecze z Koroną Kielce czy z Lechią Gdańsk mogły zakończyć się z dużo większą liczbą wpuszczonych przez Dominika Hładuna goli.

Patrząc na to, jak gra Zagłębie Lubin, zarówno w ofensywie, jak i w obronie, osiem punktów po ośmiu spotkaniach można uznać za sukces. W ofensywie „Miedziowi” znowu są bezbarwni i nudni. Nie kreują wielu sytuacji i są na przedostatnim miejscu w klasyfikacji strzelonych w tym sezonie bramek. Plecy Zagłębia pod tym względem ogląda wyłącznie Stal Mielec, czyli drużyna dużo gorsza kadrowo, która zdążyła już dokonać zmiany na stanowisku trenera.

Drużyna Waldemara Fornalika zdecydowanie nie funkcjonuje tak, jak powinna.

Zawodzą liderzy

Odpowiedź na pytanie o przyczynę tak złej formy Zagłębia na początku sezonu jest bardzo złożona. Jednym z powodów, dla których Zagłębie bliżej jest strefy spadkowej niż ligowej czołówki, jest kiepska forma zawodników, którzy powinni odgrywać w tym klubie rolę liderów. Można uznać, że jedynie Dominik Hładun stanął do tej pory na wysokości zadania, ale to zdecydowanie za mało. Dobry golkiper powinien być fundamentem każdej drużyny, ale to nie wystarcza na regularną walkę o zwycięstwa na ligowych boiskach.

Największym rozczarowaniem inauguracji sezonu 2024/2025 jest oczywiście Damian Dąbrowski. Pomocnik jest daleki od świetnej formy, którą prezentował niegdyś w Cracovii lub Pogoni Szczecin. Kapitan „Miedziowych” w tym sezonie prezentuje się po prostu tragicznie. Jest jednym z najgorszych zawodników Zagłębia, a oczekiwania były bardzo duże. Piłkarz, który powinien regulować tempo gry, a przy okazji dawać zabezpieczenie w defensywie, jest niedokładny i przewidywalny. W żadnym wypadku nie jest boiskowym przywódcą zespołu Waldemara Fornalika. W poprzednim sezonie, według danych PKO Ekstraklasy, miał najwięcej celnych podań w całej lidze. A obecnie bardzo dokładnie widać jego gorszą dyspozycję. Jest jedną z twarzy braku kreatywności w ofensywie Zagłębia Lubin.

W buty Kacpra Chodyny na razie nie wszedł jeszcze Kajetan Szmyt. To młody zawodnik, ma jeszcze czas. Pytanie, czy tyle samo czasu ma Zagłębie Lubin. Do tej pory trapiła go kontuzja barku, a w meczu z Koroną Kielce opuścił boisko z tego samego powodu. Ale gdy już grał, w niczym nie przypominał efektownego dryblera, który pojawił się kilka lat temu na boiskach PKO Ekstraklasy. Częściej Kajetana Szmyta kibice mogli oglądać przy odważnych próbach minięcia kilku rywali na raz, które kończyły się stratami. Poza tym Szmyt często pracuje w defensywie mniej niż Wdowiak czy Pieńko, czyli jego rywale na flankach. Brak 10 asyst i 7 bramek Kacpra Chodyny z poprzedniego sezonu może być dla Zagłębia bardzo kosztowny.

Czy spadek jest w ogóle realny?

Kibiców Zagłębia niepokoić może porażka z Koroną Kielce, która jest jednym z murowanych kandydatów do bycia czerwoną latarnią ligi. Był to popis nieporadności „Miedziowych” w obronie oraz bierności w ofensywie. Lubinianie dominowali w drugiej połowie tego spotkania, ale nie potrafili stworzyć sobie z tego klarownych sytuacji, a co za tym idzie – strzelić chociaż bramki kontaktowej. W dodatku w następnych meczach Waldemar Fornalik nie będzie mógł skorzystać z usług Kurminowskiego oraz Szmyta. Wakat na ich pozycjach nie będzie aż tak bolesny, Mateusz Wdowiak i Vaclav Sejk to bowiem również nieźli piłkarze. Ale Zagłębie musi jednak zmieniać swoją grę, a przez urazy szkoleniowiec ma dużo mniejsze pole manewru.

Jeśli Zagłębie Lubin chce spokojnie myśleć o ligowym bycie, musi się w kilku aspektach poprawić. W PKO Ekstraklasie kandydatów do spadku nie brakuje, ale żeby osiągnąć nawet tę upragnioną stabilizację, „Miedziowi” muszą wygrywać mecze i regularnie dopisywać sobie kolejne punkty. Przede wszystkim podopieczni Waldemara Fornalika muszą strzelać bramki. To oczywiste, ale lubinianom naprawdę nie przychodzi to w tym sezonie łatwo.

„Miedziowym” bardzo brakuje liczb. Pojedynczy błysk Huberta Adamczyka z GieKSą, bramka Pieńki z Pogonią lub dobrze wykorzystany stały fragment Igora Orlikowskiego nie wystarczą. Jak na razie zawodzą napastnicy. Zarówno Dawid Kurminowski, jak i Vaclav Sejk to piłkarze, którzy potrafią trafiać do siatki. Ale jeden wykorzystany rzut karny Polaka i jedyny gol Czecha z Lechią to bardzo mizerny rezultat jak na osiem rozegranych do tej pory spotkań. Napastnicy nie otrzymują wielu szans od swoich partnerów, ale sami również nie prezentują się najlepiej. A ich dobra forma jest dla defensywnie nastawionego zespołu kluczowa.

Zagłębie będzie w tym sezonie ponownie walczyć o stabilność. To już wiemy. Prezentowana obecnie gra nie pozwoli im na nic więcej. Ale tę stabilność również trzeba sobie wywalczyć.

Związek Zagłębia z Fornalikiem

Wobec obecnych problemów ekipy z Lubina powoli nasuwa się pytanie, czy praca Waldemara Fornalika w Zagłębiu Lubin powinna być kontynuowana. Szkoleniowiec Zagłębia to jeden z najbardziej doświadczonych trenerów w lidze, który w 2019 roku zdobył mistrzostwo Polski z Piastem Gliwice. Zrobił wówczas coś z niczego. Jest więc postacią, z którą trudno kończy się współpracę. Przemawia bowiem za nim jego imponujące CV.

Ale Zagłębie na boisku wygląda tak źle, że takie myśli mogą przychodzić coraz częściej. W dodatku ten projekt niemal zupełnie nie rokuje. Fornalik konsekwentnie trzyma się defensywnego nastawienia. Nawet gdy drużyna przegrywa dwoma bramkami, tak jak w ostatnią niedzielę w Kielcach, boi się zaryzykować grą duetem Kurminowski – Sejk. Postępów w grze Zagłębie od początku pracy Fornalika w Zagłębiu wcale nie widać. Czasami wydaje się, że „Miedziowi” w końcu wyrywają się z przeciętności, ale są to tylko krótkie zwyżki formy. Zespół z Lubina się po prostu nie rozwija. Od początku pracy Fornalika w Zagłębiu, czyli od 29 listopada 2022 roku, jego drużyna znajduje się upragnionym 9. miejscu w tabeli.

W Lubinie potencjał na pewno jest dużo większy. Pytanie tylko, czy zarząd klubu nie jest wystarczająco usatysfakcjonowany pracą trenera, który zapewnia klubowi po prostu stabilizację.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze