Anglia – Walia: szaleństwo Hodgsona. Na co stać synów Albionu?


Czy to był mecz na przełamanie dla wiecznie niespełnionych faworytów?

16 czerwca 2016 Anglia – Walia: szaleństwo Hodgsona. Na co stać synów Albionu?
Footballtube.com

Wieść o grupowym spotkaniu Anglia – Walia zelektryzowała całe Wyspy Brytyjskie. Podopieczni Roya Hodgsona mieli wejść w Euro niczym wygłodniałe lwy rzucające się na młode antylopy, jednak jak na razie daleko nam do takiego stwierdzenia. Pojawiło się za to jedno ważne pytanie: czy Hodgson jest geniuszem, czy może szaleńcem?


Udostępnij na Udostępnij na

Sytuacja podobna do tej francuskiej: Anglicy przeważają, jednak do ostatnich chwil muszą drżeć o wynik. Nic tutaj nie da pocieszanie się faktem, że jak na razie nikt na Euro nie rozjechał rywala. Rooney i spółka już w meczu z Rosją byli stroną dominującą w każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła, jednak przewagę trzeba umieć udokumentować.

Dzisiejsze spotkanie ułożyło się dokładnie tak, jak można było przewidzieć, że będzie się układało. Do rzeczy. Walia ustawiona ciasno we własnej „szesnastce”, sporadycznie próbująca pressingu już w środku boiska, jednak niezwykle rzadko pod bramką Harta, gdzie panował względny spokój. Anglia atakowała pozycyjnie, starając się wykorzystywać wszystko, co z kreatywności pozostało w głowach zawodników. Scenariusz jak pięćset innych – co może nas zaskoczyć w takim spotkaniu?

Może to być Joe Hart, który nie radzi sobie z pozornie średnio wymagającym strzałem z wolnego. Do pięknych bramek na rozgrywanych we Francji mistrzostwach zdążyliśmy się już przyzwyczaić, a Gareth Bale tylko kultywuje tradycję, skądinąd bardzo szlachetną. Nie ma na tym turnieju reprezentacji, która jest tak bardzo uzależniona od nóg i głowy jednego zawodnika, i to klasy światowej. Portugalia? Bez Ronaldo mogłaby być nawet silniejsza. Walijczycy bez Bale’a są jak bez nóg, głowy i kręgosłupa. Jeśli pokonają Rosję (a pokonają), to może być turniej gwiazdora Realu.

https://vine.co/v/ilbHJ6IUQ1n

Co u Anglików? Roy Hodgson postanowił wrócić do korzeni futbolu. Kiedyś nie było ściśle powiązanych ze sobą formacji. Były za to bramki, dużo bramek. Kto ma je strzelać? Oczywiście – napastnicy, więc było ich na boiskach dokładnie tylu, ilu można było wpuścić. Czterech, pięciu, sześciu? Żaden problem.

Piłkarskie rewolucje minionego stulecia oddaliły futbol od podobnych założeń, jednak dzisiaj przed szereg wysunął się obrońca pradawnej szkoły. Hodgson od pierwszej minuty desygnował do gry Rooneya, Kane’a i Sterlinga – nic nadzwyczajnego, już w spotkaniu z Rosją zagrali właśnie ci trzej panowie. Symbolicznym momentem była druga połowa – dwóch ostatnich, notabene kompletnie bezproduktywnych, zmienili Sturridge i Vardy. Zaczęło robić się ciekawie.

Vardy nie czekał długo – już dziesięć minut po zameldowaniu się na placu gry wyrównał stan bramkowy. Ile to zmieniło w przebiegu meczu? Dokładnie tyle, co nic. Anglicy dalej walili głową w mur, tyle że coraz mocniej. Później na boisku pojawił się czwarty snajper, Marcus Rashford, który zmienił Lallanę. Nawet gdybyśmy z Rooneya zrobili bramkarza, na boisku wciąż było trzech środkowych napastników.

Efekt? Oczywiście zwycięstwo. Bramkę w doliczonym czasie dołożył nie kto inny, jak Daniel Sturridge. Hodgson chociaż przez krótki moment mógł poczuć się jak sir Alex Ferguson, który podobnym – acz nieco bardziej spektakularnie wykonanym – manewrem ze zmianami „wygrał” Ligę Mistrzów w 1999 roku (bramki strzelali rezerwowi Solskjaer i Sheringham). Misterny plan sędziwego Brytyjczyka? Raczej akt szaleństwa związany z niemocą jego podopiecznych.

***

Anglicy co dwa lata (choć nie zawsze) jeżdżą na turnieje z jedną z prawie żółtych koszulek faworyta, aby po kilku meczach zawsze skończyć tak samo: wrócić do domu na tarczy, sromotnie przegrywając z rywalem podobnego – albo niższego – potencjału. Dziś przez 90 minut mogło być podobnie. Co prawda nawet przegrana nie zabrałaby dzisiejszym bohaterom szans na awans, jednak porażka z rywalem pokroju Walii może stworzyć pewną psychiczną blokadę.

Czy ten turniej może być przełomowy? Na razie nic na to nie wskazuje. Gra Rooneya i spółki nie przypomina w dużym stopniu tej z eliminacji, nie jest tak porywająca, brakuje skuteczności. Nawet jeżeli jest pomysł, najczęściej nogi piłkarzy w ostatnim momencie wykrzywiają się, jakby jakieś fatum rzucone przez Niemców w 1966 roku dalej ciążyło na zawodnikach grających dla Królowej.

Na co stać Anglików? Na tym Euro nikt nie gra powyżej swoich umiejętności, przynajmniej jak na razie, a więc: na wszystko. Jeśli tylko starczy samozaparcia. Nie pomagają decyzje trenera (nie ma się co łudzić), na pewno nie sprzyjają też wygórowane oczekiwania. Być może Anglicy powinni przynajmniej raz pojechać na turniej bez oczekiwań na nich ciążących? Tutaj mam pewność – tego nie dowiemy się nigdy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze