Angielska herbata: Niegotowi na sukces


O konsekwencjach zaskakującego wyniku Burnley z poprzedniego sezonu

11 września 2018 Angielska herbata: Niegotowi na sukces

Zajęcie siódmego miejsca w tabeli było wielkim sukcesem Burnley. Sukcesem niespodziewanym i zaskakującym. Podopieczni Seana Dyche'a w nagrodę otrzymali szansę pokazania się w Europie. Wycieczka na kontynent skończyła się jednak szybciej, niż zaczęła. Co więcej, europejska przygoda, choć krótka, pokazała, iż klub z północno-wschodniej Anglii nie był gotowy na sukces.


Udostępnij na Udostępnij na

Powszechnie utarło się stwierdzenie, iż dla beniaminka dużo trudniejszy jest drugi sezon po awansie do wyższej klasy rozgrywkowej. Euforia związana z wywalczeniem promocji znika, a element zaskoczenia przestaje funkcjonować. Trzeba znaleźć nowy sposób na gromadzenie punktów. Ubogacić styl gry o nowe warianty. To wszystko sprawia, że z paszportem pełnoprawnego ligowca zaskoczyć rywali jest o wiele trudniej. Jednak jak od każdej reguły także i tu pojawiają się wyjątki. Nieprzewidywalne i idealnie wpisujące się w romantyzm futbolu. Jednym z nich bez wątpienia w zeszłym sezonie Premier League był zespół Burnley.

Defensywą do Europy

Jeszcze przed rozpoczęciem zeszłego sezonu nic nie zapowiadało imponującego osiągnięcia „The Clarets”. Z klubu odeszli wybijający się zawodnicy – Michael Keane oraz Andre Gray. Sean Dyche musiał szybko połatać osłabiony zespół. Burnley po potężnych ubytkach kadrowych było faworytem do opuszczenia Premier League. Angielski szkoleniowiec w trudnej sytuacji wykonał jednak jedyny właściwy ruch. Wyeksponował jeszcze bardziej największy atut drużyny, jakim była gra defensywna. Zgodnie z powiedzeniem tak krawiec kraje, jak (mu) materii staje.

W buty Michaela Keane’a idealnie wszedł James Tarkowski, stając się jednym z odkryć sezonu 2017/2018. Burnley w większości spotkań „zabijało” futbol, skupiając się na głębokiej defensywie. Sposób gry kolokwialnie nazywany autobusem w wykonaniu „The Clarets” był niesamowicie skuteczny. Nadspodziewanie korzystne rezultaty zepchnęły jednak na dalszy plan archaiczny wręcz styl Burnley. Z zespołem Seana Dyche’a każdemu grało się trudno – szczególnie na Turf Moor. Podopieczni angielskiego szkoleniowca wolę walki i chęć osiągnięcia sukcesu przekuli w zaskakujący rezultat. Teraz już wiadomo, że siódma lokata w tabeli i gwarancja gry w eliminacjach Ligi Europy były ewidentnie wynikiem ponad stan.

Europejska czkawka

Przygoda Burnley z grą na kontynencie zaczęła się przyjemnie, choć emocjonująco. Szkocki Aberdeen podopieczni Seana Dyche’a odprawili dopiero po dogrywce. Podobnie turecki Basaksehir. Na ostatniej prostej gracze „The Clarets” nie sprostali jednak Olympiakosowi. Marzenia o pokazaniu się szerszej europejskiej publiczności prysły. Żal zmarnowanej okazji doszczętnie zbombardował zespół Burnley.

Tym bardziej, że gry na kontynencie klub z Turf Moor nie potrafił połączyć z występami w Premier League. Trzy porażki w czterech meczach włączyły czerwone światełko ostrzegawcze. „The Clarets” zadomowili się w strefie spadkowej i na razie niewiele wskazuje na to, by szykowali przeprowadzkę. Gdy jednak smutek po pożegnaniu z europejskim futbolem zniknie, można spodziewać się nowego początku kampanii w wykonaniu podopiecznych Seana Dyche’a.

(Nie)dyspozycja Burnley w obecnym sezonie jest kolejnym przykładem drużyny, która nie potrafiła skutecznie połączyć gry na kilku frontach. Zaskakujący wynik z poprzednich rozgrywek (na razie) odbił się sporą czkawką klubowi z Turf Moor. Jednak nie można obwiniać zespołu Seana Dyche’a za dążenie do sukcesu. Ba, trzeba nawet pochwalić. Podstawowym celem zawodowego futbolu jest przecież zwycięstwo. Liczy się tylko wygrana, gdyż jest synonimem sukcesu. Do tego dążyli gracze Burnley motywowani przez Seana Dyche’a. Jednak nie można nie odnieść wrażenia, że na owoce sukcesu trzeba być przygotowanym. „The Clarets” na razie wspomniany owoc stanął ością w gardle.

Mniej istotne, ale też ciekawe:

  • Reprezentacja Anglii rozpoczęła zmagania w Lidze Narodów. Porażka z Hiszpanią obnażyła słabe punkty zespołu Garetha Southgate’a. Jednak co istotniejsze, pokazała, że modny obecnie system 3-5-2 ogranicza wręcz potencjał ofensywny Anglików. Selekcjoner jakby tego nie zauważał, forsując z uporem maniaka swoją wizję gry. Oby w końcu problem dostrzegł. Jeżeli nie, to szybko może spaść z gorącego stołka szkoleniowca „Synów Albionu”. Szczególnie że z tegorocznego mundialu Anglicy ostatecznie wrócili jedynie z trochę większym poczuciem własnej wartości. Choć medal był blisko…

  • Nowy atut w walce o mistrzostwo znalazł Jürgen Klopp. Zatrudnienie trenera od wrzutów z autu, Thomasa Gronnemarka, ma znacznie poprawić wyszkolenie zawodników „The Reds” pod względem tego aspektu gry. Jedni się śmieją, a inni chwalą. Niemniej sytuacja jest dość niecodzienna. Jeśli jednak Liverpool odniesie korzyść dzięki wrzutom z autu, można spodziewać się upowszechnienia nowej specjalizacji w futbolu. Zapewne już najbliższe spotkania pokażą efekty pracy nowego szkoleniowca. Ciekawe jednak, na kogo piłki zza linii bocznej będą wrzucane. Zespół Jürgena Kloppa wzrostem przecież nie grzeszy…
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze