Kadrze Vladimira Petkovicia daleko do znakomitości produkowanej w Szwajcarii czekolady czy zegarków. Szwajcarzy co prawda awansowali po raz pierwszy na cztery próby do fazy pucharowej Euro, ale wydaje się, że mówiący w ośmiu różnych językach trener tej ekipy nie wyciska z niej maksimum potencjału, jakim dysponuje.
Petković objął kadrę Helwetów w 2014 roku po mistrzostwach świata w Brazylii. Nie był pierwszym kandydatem na liście federacji, najwyżej trzecim, ale mimo wszystko to jemu powierzono misję. Zadanie miał wymagające – zastąpić na stanowisku wielkie trenerskie nazwisko, niejakiego Ottmara Hitzfelda.
Nieefektywnie, nieefektownie
Początkowym założeniem byłego sternika Lazio było, aby grać bardziej ofensywy, atrakcyjny dla oka futbol. Cudownie – deklaracja składana na całym świecie przez setki trenerów, którzy przychodzą do nowego miejsca pracy i już na starcie chcą zdobyć parę plusów w oczach naiwnych kibiców. Petković nie do końca sprostał zadaniu, co wie już każdy, kto oglądał choćby jeden mecz na Euro prowadzonej przez niego reprezentacji.
Jego poprzednik stawiał przede wszystkim na organizację gry, bronienie własnej bramki. Wolał wygrać 1:0 niż 2:1. Trudno spodziewać się polotu po osobie, która ma tak typowo germańskie imię jak Ottmar. Szwajcaria jego autorstwa nie była efektowna, ale była efektywna. Na ostatnim mundialu doszła do 1/8 finału, gdzie odpadła dopiero po dogrywce z Argentyną, dzielnie stawiając czoła przyszłemu finaliście turnieju. Z tą obecną nie wiadomo do końca jak jest w kwestii efektywności, ale na pewno daleko do tego, byśmy powiedzieli, że jest efektowniejsza. Do tego nie ma już tak naprawdę szczególnego stylu, choć na pewno posiada swoje elementy wyróżniające – na plus i na minus.
Sporą zaletą, podobną do tego, czym dysponuje Adam Nawałka, jest wybór bramkarzy. Zarówno wyglądający jak Nuno Gomes Yann Sommer, jak i Roman Bürki z Borussii Dortmund zapewniają jakość między słupkami i bronią na dobrym poziomie. Na Euro „jedynką” jest grający na co dzień w Moenchengladbach Sommer.
Mocne boki
Kolejną mocną stroną są boki obrony. W tym wypadku należy się zapytać – ile drużyn, z tych, które przyjechały tego lata nad Sekwanę, ma lepiej obsadzone te pozycje od Szwajcarii? Na prawej stronie hasa Stephan Lichtsteiner, na lewej będący na celowniku Arsenalu Ricardo Rodriguez. O ile podczas trwającej imprezy zdarzało im się popełniać błędy w destrukcji (chociażby sprowokowanie rzutu karnego w meczu z Rumunią przez Lichtsteinera), to podczas akcji ofensywnych płynnie i efektywnie podłączają się biegami w swoich korytarzach przy liniach bocznych, zwiększając możliwości ataku i rozegrania piłki.
Dlatego też boczni pomocnicy (Shaqiri i Mehmedi) nie operują w tych sektorach, tylko szukają gry bliżej środka pola. Piłkarz Stoke, jako najlepszy technicznie gracz formacji ofensywnej, częściej szuka gry kombinacyjnej, prostopadłego podania czy dogrania do napastnika w pole karne. Mehmedi z kolei ma nieco mniejszy wpływ na grę zespołu, ale lubi wyciągać prawego obrońcę rywali, by zrobić miejsce na wejście ofensywne Rodrigueza. Schemat ten był wielokrotnie stosowany w spotkaniu z Albanią, jak i Rumunią, nieco rzadziej zaś z Francją, bo też Bacary Sagna był na to bardziej wyczulony. Na pewno warto, by Łukasz Piszczek zwrócił na to uwagę.
Pan piłkarz Xhaka
Równie mocny personalnie co boki obrony jest środek pola – zazwyczaj działający w kombinacji Behrami – Xhaka – Dzemaili. Mózgiem tej części boiska, jak i całego zespołu jest Granit Xhaka. Dowód? Tylko Toni Kroos wykonuje na razie więcej podań na mecz (116) niż nowy nabytek Arsenalu (106). On jest typem cofniętego playmakera, rozgrywającego.
Tylko Toni Kroos wykonuje na razie więcej podań na mecz (116) niż Granit Xhaka (106).
Otaczający go Behrami i Dzemaili nie dysponują aż tak dobrą techniką użytkową, przeglądem pola ani kreatywnością. Mimo to to Dzemaili występuje przed dwójką reprezentującą kluby Premier League. Behrami z kolei zajmuje się asekuracją bloku obronnego przy wypadach Lichtsteinera i Rodrigueza do przodu. Dysponowanie trzema takimi piłkarzami w centrum akcji pozwala na łatwiejsze utrzymanie się przy piłce. Ogólnie tylko trzy ekipy wymieniły więcej krótkich podań od rywali Polaków.
Sęk w tym, że niewiele z tego wynika. Przykładem był ostatni pojedynek w fazie grupowej z Francją. Helweci wymienili o 160 podań więcej niż „Trójkolorowi”, ale w statystyce „podania w i pod polem karnym rywala” to ekipa Deschampsa miała dość spokojną przewagę. Brakuje szybszego tempa rozgrywania futbolówki i nieszablonowości. Warto dodać, że mimo posiadania piłki częściej niż rywale Szwajcarzy strzelili na razie dwa gole – oba ze stałych fragmentów gry.
Djoura w środku
Pamiętacie te czasy, kiedy w reprezentacji Polski duet stoperów był skłonnym do błędów w każdym momencie? Glik był wyśmiewany przez wielu, którzy dziś go chwalą, Szukała nie nadążał za akcjami, a nasi bramkarze mieli kupę roboty. Dziś wygląda to u nas inaczej, ale w podobnej sytuacji jak my wtedy jest Szwajcaria. No ale cóż, nie może być inaczej, gdy na środku defensywy musisz wystawić Johana Djourou. Były piłkarz Arsenalu nadal ma w sobie coś ze swojego byłego klubu – niby przypięto mu łatkę utalentowanego stopera, niby miał się rozwinąć, okrzepnąć, ale tak naprawdę od lat gra tak samo i w kluczowych momentach zawodzi. Trochę jak z Marcinem Kamińskim i jego legendarnym wyprowadzaniem piłki.
Djourou jest bez wątpienia najsłabszym punktem kadry i dziwić może, że nadal jest wybierany do pierwszego składu. Skłonny do błędów, często niepewny z piłką przy nodze, mający problemy z koncentracją i ustawieniem. Grający obok niego Fabian Schaer jest nieco lepszy, ale też nie jest to stoper klasy europejskiej. Dlatego to niewątpliwie wada naszych rywali, którą, dysponując dwoma napastnikami niepodważalnej klasy, możemy wykorzystać.
Nie wiadomo jeszcze, kto zagra w ataku. W dwóch pierwszych potyczkach fazy grupowej występował tam Seferović. Piłkarz, który od października w Bundeslidze zdobył imponującą liczbę goli – aż jeden. Alternatywą jest młody Embolo, gracz FC Basel, o którym pewnie już parę razy czytaliście w tekstach typu „obiecujący piłkarze, o których wkrótce będzie głośno”. O ile Seferović dobrze gra w powietrzu i na niego częściej adresowane są długie, górne piłki, tak Embolo jest lepszy technicznie, mobilniejszy, bardziej przystosowany do gry kombinacyjnej. Sęk w tym, że nie ma wielkiego doświadczenia, szczególnie w grze na takim poziomie.
Problem multi-kulti
Wychodzi na to, że Szwajcaria jest rywalem jak najbardziej do pokonania. Jeśli chcemy się liczyć w Europie i wykorzystać niemały potencjał piłkarski, jakim dysponuje obecnie kadra Nawałki, to pokonanie takich rywali musi stać się faktem. Z kwestii pozataktycznych ciekawe może być to, że Petković, pracujący kiedyś przez pięć lat w Caritasie, mimo posługiwania się tak wieloma językami nie zdołał de facto zjednać reprezentacji. Wiele mówi się o grupkach, jakie tworzą się na kadrze, podzielonych według pochodzenia. O pozytywnych efektach takiej różnorodności pochodzenia pisaliśmy w osobnym tekście, ale są też minusy takiego stanu rzeczy.
Widać to później na boisku po pracy zespołowej i zaangażowaniu. Wielu szwajcarskich dziennikarzy przed turniejem zwracało uwagę na to, że kadra może sobie średnio radzić w przypadku, gdy pierwsza traci gola. A i prowadzenie często ją usypia. Przykład? Mecz z grającą w dziesiątkę Albanią. Gdyby nie nieskuteczność tych drugich, to Helweci mieliby na koncie pięć punktów, a nie siedem.