Notes taktyka: Wielkie męki i bolesny koniec. Analiza meczu Slavia – Raków


Taktyczna analiza meczu o awans do Ligi Konferencji Europy

26 sierpnia 2022 Notes taktyka: Wielkie męki i bolesny koniec. Analiza meczu Slavia – Raków
Jakub Ziemianin / Raków Częstochowa

Miało być pięknie, lecz wyszło jak zawsze. Tak można by w jednym zdaniu spuentować wczorajszy wieczór. Raków Częstochowa niestety przegrał ze Slavią Praga (0:2) i nie zagra w fazie grupowej Ligi Konferencji. To już drugi rok z rzędu, kiedy drużyna Marka Papszuna odpada w ostatniej fazie eliminacji. Przed Państwem analiza taktyczna bolesnej porażki wicemistrza Polski.


Udostępnij na Udostępnij na

Już przed rozpoczęciem spotkania trener Marek Papszun lekko zaskoczył przy wyborze składów. Na pozycji prawego z trójki napastników wybrał do gry młodego Bartosza Nowaka. Wydawałoby się, że na tak ważne spotkanie optymalnym wyborem byłby Mateusz Wdowiak. Trener jednak miał swój własny pomysł.

Raków Częstochowa
Składy

Chaotyczny początek i elastyczna Slavia

Na wstępie warto zaznaczyć, że powyższe formacje zaprezentowane na grafice, a w szczególności ta dotycząca Slavii Praga, są mocno uproszczone. W rzeczywistości drużyna trenera Jindricha Trpisovskiego na boisku prezentowała bardzo elastyczny styl gry. Czesi nie byli przywiązani do żadnego ustawienia taktycznego. Ich swoboda mogła być w pewnym momencie nawet przerażająca. Był to tak zwany kontrolowany chaos, chociaż na ile był on w rzeczywistości kontrolowany, nie dowiemy się nigdy.

Po kilku minutach gry wyklarowało się jednak pewne ustawienie w szeregach czeskiej drużyny. Było to 3-5-2 z Usorem i Teclem z przodu oraz bardzo wysoko ustawionymi wahadłowymi.

Raków Częstochowa
Stoperzy i środek pola w 3-5-2 / Źródło: TVP

 

Raków Częstochowa
Napastnicy i wahadłowi w 3-5-2 / Źródło: TVP

Było to oczywiście mocno umowne założenie. W ramach tego ustawienia zawodnicy bardzo często potrafili wymieniać się na pozycjach czy wysokościach. Traore dołączał niekiedy do napastników, tworząc z nimi tercet, aby wspomóc ich w grze w powietrzu. Również środkowi obrońcy niejednokrotnie zamieniali się z defensywnymi pomocnikami, zależnie od boiskowej potrzeby.

Problem z utrzymaniem piłki

Bardzo elastyczna i trudna do określenia gra Slavii sprawiła na początku meczu wiele problemów wicemistrzowi Polski. Zespół prowadzony przez Marka Papszuna miał wielką trudność, aby dłużej utrzymać się przy piłce. Przez pierwsze pół godziny gry Raków z piłką na połowie przeciwnika pokazał się może kilka razy. W całej pierwszej połowie posiadanie piłki Rakowa było na zatrważająco niskim poziomie 28%. Wpływ na taką bezradność w ekipie gości miał na pewno sposób obrony praskiej drużyny. Ich dyspozycja defensywna w dużej mierze opierała się na grze jeden na jeden i kryciu indywidualnym, coś na wzór koszykówki. Taki sposób obrony jest bardzo ryzykowny oraz męczący. Piłkarzom Slavii na taki styl defensywny sił starczyło na kilkanaście minut.

Raków Częstochowa
Przykład obrony indywidualnej Slavii / Źródło: TVP

 

Raków Częstochowa
Przykład obrony indywidualnej Slavii / Źródło: TVP

 

Około 30 minuty, gdy Czesi byli już zmęczeni, zaczęli grać w obronie bardziej zachowawczo w swoim macierzystym ustawieniu 3-5-2.

Trudność w założeniu pressingu

Kiedy nie jesteś w stanie dłużej utrzymać się przy piłce i samemu wykreować groźnej akcji, to warto jest spróbować wyższego pressingu. Może tam uda się wysoko odebrać piłkę przeciwnikowi i bez wielkiego trudu rozgrywania od razu stworzyć zagrożenie blisko bramki. Tak też chciał zareagować Raków na swoją niemoc w grze z piłką. Niestety i w tym przypadku nie było to takie proste. Slavia Praga bardzo sprytnie ustawiała swoich stoperów. Przy wznowieniach grali oni bardzo szeroko i daleko od siebie, czym praktycznie uniemożliwili założenie skutecznego pressingu Rakowowi. Przy jednym podaniu do dalej rozstawionego stopera pierwsza linia „Medalików” byłaby bez szans na dalsze wywieranie presji.

Raków Częstochowa
Szerokie rozstawienie stoperów Slavii przy wyprowadzeniu / Źródło: TVP

Główka za główką

A więc Raków czekał, aż przeciwnik w końcu opadnie z sił i stworzy się trochę więcej miejsca i okazji do ataku. Chociaż Slavia w dużej mierze posiadała piłkę, to wcale nie starała się rozgrywać nie wiadomo jak skomplikowanych i koronkowych akcji. Ich gra w ataku była bardzo bezpośrednia i konkretna. Tak więc mecz w gruncie rzeczy sprowadził się do grania długich piłek na napastników i walki w powietrzu. Czynił to i Raków, i Slavia. Przeanalizujmy podejścia obydwu drużyn do tegoż właśnie elementu gry.

Wydawałoby się, że dla Rakowa granie długich piłek na napastnika jest sytuacją idealną. Jak się okazało, nie do końca tak było. Jak można zauważyć na obrazkach poniżej, gdy Musiolik skakał do pojedynku główkowego, był bardzo osamotniony. Otrzymywał on bardzo małe wsparcie, maksymalnie jednego zawodnika. Nie chodzi tutaj nawet o samą walkę w powietrzu, bo z tym mogliby mieć problemy nieco niżsi zawodnicy, tacy jak Ivi czy Nowak. Ale zabrakło również wsparcia w walce o drugie piłki – nikt nie był nawet w okolicy, aby ewentualnie zebrać piłkę.

Raków Częstochowa
Źródło: TVP
Raków Częstochowa
Źródło: TVP

Natomiast Slavia Praga nieco inaczej podchodziła do tego elementu. Co prawda fakt, że nominalnie grali na dwóch napastników, ułatwiał im walkę z trójką stoperów Rakowa, ale prażanie wykazywali również większe zaangażowanie w tym elemencie gry. Zarówno liczebne, jak i wolicjonalne.

Slavia Praga
Źródło: TVP
Slavia Praga
Źródło: TVP
Slavia Praga
Źródło: TVP

Podania za plecy Patryka Kuna

Od pewnego momentu drugiej połowy zarówno piłkarze, jak i cały sztab szkoleniowy Slavii Praga zauważyli, że Patryk Kun wysuwa się bardzo daleko do przodu i czasami zaniedbuje odbudowę ustawienia. Dlatego też postanowili zagrywać piłki właśnie w strefę za plecami lewego wahadłowego. Po jednym z takich podań padła pierwsza, bardzo istotna bramka tego meczu.

Patryk Kun
Za wysoko ustawiony Patryk Kun / Źródło: TVP
Patryk Kun
Podanie w strefę za Patrykiem Kunem / Źródło: TVP

Głęboka obrona Rakowa

Po strzeleniu bramki gospodarze od razu ruszyli pełną parą do kolejnych ataków. Zaczęli grać coraz wyżej i agresywniej, jakby całkowicie zapomnieli o przebiegniętych dotychczas kilometrach. A skoro sprawa wyglądała tak po stronie Slavii, to Raków musiał przejść do niższej obrony. Stracony gol mocno stłamsił drużynę z Częstochowy. Od teraz głównym ich celem było bezpieczne utrzymanie wyniku do dogrywki i późniejszych karnych. Dlatego praktycznie do końca meczu Raków prezentował głęboką i niską obronę.

Wszystko odbywało się w strukturze 5-4-1 z ustawionym najwyżej Gutkovskisem. Rozmieszczeni linię niżej Ivi Lopez oraz Mateusz Wdowiak mieli za zadanie, w miarę możliwości, spróbować pressować bocznych stoperów rywala, którzy grali bardzo wysoko. Pięciu obrońców Rakowa było ustawionych głęboko w polu karnym.

Raków Częstochowa
Niska obrona Rakowa / Źródło: TVP

Gospodarze w swoich atakach starali się mocno zagęścić przestrzeń w polu karnym. Jednym z ich założeń było ustawienie przynajmniej jednego gracza w strefach pomiędzy poszczególnymi obrońcami Rakowa.

Trenerze, gdzie są zmiany?

Bardzo utrudzony środek pola Rakowa zaczął w pewnym momencie przegrywać praktycznie wszystkie drugie piłki. Valeriane Gvilia i Giannis Papanikolaou byli już potwornie zmęczeni. Trener Marek Papszun postanowił jednak poczekać ze zmianami. Dotychczas dokonał tylko dwóch zmian, gdy w przewie meczu wprowadził do gry Mateusza Wdowiaka i Vladislavsa Gutkovskisa. W tym samym momencie meczu szkoleniowiec przeciwników dokonał aż pięciu zmian.

W końcu w doliczonym czasie regulaminowych 90 minut na boisku w miejsce Gvilii pojawił się Szymon Czyż. Była to ważna i konieczna zmiana, jednak dokonana trochę za późno. Ważnych modyfikacji trener Papszun dokonał nieco później, już w dogrywce meczu. W 96 minucie spotkania zdjął z boiska Patryka Kuna, a w jego miejsce wprowadził Vladyslava Kochergina. Nie są to gracze z tych samych pozycji, a więc musiały zostać poczynione inne zmiany, już na placu gry. Mateusz Wdowiak, który dotychczas grał na prawym ataku, przeniósł się na prawe wahadło. Nominalny prawy wahadłowy, czyli Fran Tudor, zajął miejsce Patryka Kuna, a nowo wprowadzony Kochergin grał na wcześniejszej pozycji Wdowiaka.

Raków Częstochowa
Raków Częstochowa od 96 minuty meczu / Źródło: TVP

W drugiej połowie dogrywki trener Marek Papszun zauważył, że lewy wahadłowy w drużynie Slavii, Oscar Dorley, który dopiero niedawno pojawił się na boisku, miewa problemy w grze obronnej i w dodatku ma już na koncie żółtą kartkę. Szkoleniowiec zamienił więc stronami Iviego Lopeza i Kochergina, aby to Hiszpan grał właśnie nieco bliżej gorzej dysponowanego obrońcy i wspierał w atakach Mateusza Wdowiaka, który miał trochę więcej sił.

Raków Częstochowa
Ivi wspierający atak stroną Oscara Dorleya / Źródło: TVP

Nokaut

120 minuta i 54 sekunda. Ten moment ściął z nóg wszystkich kibiców piłki w Polsce. Kto wie, czy ta chwila nie będzie nocnym koszmarem wszystkich sympatyków Rakowa, tak jak dla kibiców Atletico Madryt jest słynny już gol Sergio Ramosa w finale Ligi Mistrzów 2013/2014. Po raz kolejny długa piłka wylądowała za lewą stroną obrony Rakowa, a bramkę głową strzelił Ivan Schranz. Trudno wprawdzie zarzucić coś piłkarzom. W takim momencie, przy okropnym zmęczeniu organizmu, nie myśli się już o niczym innym, jak tylko ostatnim gwizdku. Ale niestety gol padł z tej strefy, w której przez cały mecz Raków miał spore problemy.

Ivan Schranz
Gol Ivana Schranza / Źródło: TVP

Wnioski

Podsumowując rewanż: Raków ewidentnie od początku trzymał się jasnego i klarownego planu. Celem było utrzymanie za wszelką cenę przewagi z pierwszego spotkania. Czy był to dobry plan? Czy został on dobrze zrealizowany? Zapewne nie. Ale co innego mówilibyśmy, gdyby Raków wykorzystał chociaż jedną ze swoich sytuacji lub wytrzymał do rzutów karnych i wtedy pokonał Slavię. Na takim poziomie piłkarskim czasami decyduje detal. Jedno uderzenie, złe podanie, chwila zawahania. Niestety taka jest bolesna prawda piłki jak i każdego sportu na najwyższym profesjonalnym szczeblu.

Wczorajszy wieczór z pewnością był bardzo trudną i gorzką pigułką do przełknięcia, nie tylko dla kibiców Rakowa, ale także dla całej piłkarskiej społeczności w naszym kraju. Drużyna, która była naszym najlepszym towarem eksportowym w tym sezonie, znowu potknęła się kilka metrów przed upragnioną metą. Koniec końców trzeba jednak podnieść głowy wysoko i się nie załamywać. Raków może nie osiągnął ustalonego celu, ale możliwe, że zrobił coś o wiele ważniejszego. Wyznaczył trend, pokazał ścieżkę, wskazał pewną drogę. Klub z Częstochowy może i powinien być przykładem świetnego zarządzania oraz znakomitego przygotowania do swojej pracy dla wszystkich drużyn w naszym kraju. Nie zależnie od poziomu rozgrywkowego – czy jest to ekstraklasa, czy czwarta liga, czy może nawet Klasa B. Każdy pobierze od częstochowian naukę dla siebie. I kto wie, czy właśnie nie to będzie największym sukcesem w dotychczasowej historii Rakowa.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze